Od Krakowa do Brukseli. Brexit a sprawa polska
Z godziny na godzinę wzrasta (i to o setki tysięcy) liczba podpisów pod petycją za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE. Premier Teresa May prosi o możliwość pozostania w UE jeszcze do 30 czerwca, ale nie jest przecież pewna, czy Wielka Brytania w ogóle kiedykolwiek z niej wyjdzie.
Szef brytyjskiego parlamentu odmawia głosowania trzeci raz tego samego dokumentu - czyli umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. W Partii Konserwatywnej, której lekko wzrasta poparcie, pogłębia się rozłam w sprawie Brexitu. Brak powagi szefa opozycji Corbyna powoduje, że ludzie intuicyjnie skupiają się wokół rządu, nawet w obliczu tego, że najwyraźniej nie wie on, co ma zrobić.
Jeżeli doświadczona Wielka Brytania nie jest w stanie wyjść z Unii, to jak poradziłaby sobie Polska?
Kilka lata temu występy takich polityków jak Johnson czy Farrage prowadziły do myśli o opuszczeniu Unii nie tylko wyborców brytyjskich, ale napędzały wiatr w żagle wszystkim wątpiącym w Unię w całej Europie. Teraz fakt, że rycerze Brexitu schowali się za spódnicą pani premier, która najwyraźniej nie radzi sobie z sytuacją, odpycha wszystkich potencjalnych eurosceptyków od myśli o rozstawaniu się z Unią, także w takich państwach jak Polska. Bo jeżeli doświadczona Wielka Brytania z jej kulturą polityczną i prawną nie jest w stanie po prostu wyjść z Unii, to jak z analogiczną sytuacją radziłyby sobie Czechy czy Polska?
Sprawa Brexitu dotyczy polskich obywateli, tych którzy handlują z Wielką Brytanią, mają na Wyspach interesy, tych, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii i tych, którzy tam chcą studiować i tak można wymieniać bez końca. Fakt, że w tym kontekście część polskich polityków decyduje się wspierać kampanię posła Krawczyńskiego do Izby Gmin, który to dąży do szybkiego Brexitu i jeszcze większego zamieszania, zakrawa na kompletny polityczny odjazd. Pochodzenie jednego brytyjskiego polityka, bo rozumiem, że chodzi w tym wszystkim o polskie korzenie Krawczyńskiego, jest ważniejsze niż interesy setek tysięcy obywateli Polski. I wszystko to dzieje się w kontekście skrajnego nieprofesjonalizmu brytyjskiej elity politycznej (bo polityczna elita to jedynie część elity).
Polskie korzenie Krawczyńskiego wydają się być ważniejsze niż interesy setek tysięcy obywateli Polski.
Ludzie już widzą, że nie ma Europy bez jakiejś Unii. Nawet, jeśli jutro wszyscy „wyexitujemy” się z Unii i nic nie zostanie po Unii rano, powiedzmy 21 marca w pierwszy dzień wiosny, to już w południe ktoś w Europie zacznie myśleć, jak na nowo otworzyć rynki i granice, bo taka jest natura małego kontynentu z wielką liczbą ambitnych państw i jeszcze ambitniejszych polityków. Ale nawet wtedy znajdzie się w polskiej elicie ktoś, kto będzie gotów jeździć po Europie i napędzać publikę posłowi Krawczyńskiemu, zamiast grać na stabilizację dla własnych obywateli. Szkoda słów.