Od Ameryki przez Tanzanię po Tajwan. Dalekie loty podlaskich posłów
Choć Białystok o lotnisku tylko marzy, nasi parlamentarzyści chętnie latają i po Polsce, i po świecie. Płaci podatnik. Rekordzistów mamy dwoje. To Bożena Kamińska z PO i Krzysztof Truskolaski z Nowoczesnej
Kwoty nie są małe. Podlascy posłowie w nieco ponad rok wylatali blisko 86 tysięcy złotych. W tym czasie odwiedzili wiele miast europejskich: Paryż, Brukselę, czy Kijów. Był też Nowy Jork, Tajwan, Nairobi i Tanzania. Ale uwaga. Na liście samolotowych podróży znalazły się także Szczecin, Wrocław, czy Poznań. Szkoda tylko, jak podkreślają niektórzy, że wylot nie był z Białegostoku, który o lotnisku ciągle tylko marzy.
Młody poseł rekordzista
I w tym kontekście pojawia się nazwisko jedynego posła Nowoczesnej Krzysztofa Truskolaskiego, który jest synem prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. W ciągu 10 lat włodarz stolicy Podlasia zwizytował niejeden kraj od Ameryki po Japonię. Do wyjazdów prezydenta wielokrotnie negatywnie odnosili się radni.
Jego syn, jeśli chodzi o podróże samolotowe, jest rekordzistą wśród podlaskich posłów. Ma na swoim koncie sześć wyjazdów zagranicznych wartych 26 329 zł i osiem przelotów krajowych. Za te ostatnie kancelaria Sejmu zapłaciła ponad 4,5 tys. zł.
- Wyjazdy służbowe nie są dla przyjemności, tylko do pracy. Jako jedyny przedstawiciel Nowoczesnej jestem członkiem zgromadzenia parlamentarnego Rady Europy. I wszystkie moje wyjazdy zagraniczne były związane z pełnieniem właśnie tej funkcji. Rada Europy nie pokrywa kosztów przejazdu, dlatego płaci polski Sejm - mówi poseł Krzysztof Truskolaski.
A konkretnie za uczestnictwo w komisjach do spraw politycznych i demokracji oraz do spraw równości i niedyskryminacji, których posiedzenia odbywały się w Paryżu, Reykjaviku, czy w Sztokholmie. Krzysztof Truskolaski był też w Nowym Jorku na podkomisji zajmującej się relacjami międzynarodowymi. Koszt przelotu - ponad 10 tys. zł. - Byłem tam jedynym przedstawicielem polskiego parlamentu - dodaje Krzysztof Truskolaski. Podkreśla, że w czasie zagranicznych wizyt reprezentuje nie tylko nasz Sejm, ale też opozycję. - Ona też powinna mówić o tym, co się dzieje w naszym kraju. Nie może być tak, że jeździ PiS i tylko PiS - uważa.
A jak jest z przelotami krajowymi?
-Latałem do Poznania, czy do Wrocławia, gdzie mieliśmy klub. Samolot to szybsza forma transportu - podkreśla poseł Truskolaski.
Podobny argument usłyszeliśmy od posła klubu PiS Jacka Żalka i posłanki PO Bożeny Kamińskiej. Razem z posłem Nowoczesnej znaleźli się w wykazie parlamentarzystów, którzy mają na swoim koncie przeloty krajowe.
- Bardzo rzadko korzystam - mówi Jacek Żalek, który odbył pięć podróży po Polsce. Kosztowały one 2,8 tys. zł - Latam tylko pod warunkiem, że są to bardzo ważne spotkania i inaczej nie mogę tam dotrzeć. Pamiętam podróż samolotem do Szczecina na inaugurację roku akademickiego Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Była to wizyta razem z panem prezydentem i premierem Gowinem. Do Szczecina jazda samochodem była nierealna, bo tego samego dnia mieliśmy posiedzenie Sejmu - podkreśla poseł Żalek.
- Mamy XXI wiek. Często samolot jest zdecydowanie tańszy niż samochód, a pozwala najszybciej przedostać się z miejsca na miejsce - mówi Bożena Kamińska z PO. W ostatnim roku latała służbowo m.in. do Gdańska, Poznania, Szczecina. W sumie przelotów było siedem i kosztowały nieco ponad 4 tys. zł.
Był Tajwan i Nairobi
O wiele więcej Sejm zapłacił za wyjazdy zagraniczne posłanki PO. Chodzi o ponad 23 tys. zł. I nie brakuje tu egzotycznych kierunków. Pani poseł oprócz Chicago, Waszyngtonu i Kijowa odwiedziła również Kenię i Tanzanię.
- Byłam jedyną reprezentantką polskiego parlamentu na organizowanej w Nairobi misji gospodarczej. Zostałam zaproszona również do Tanzanii. Wiozłam tam porozumienie współpracy bilateralnej polsko - tanzańskiej - wyjaśnia Bożena Kamińska. Przypomina, że często obecność posła jest potrzebna w danym kraju do uwiarygodniania rozmów np. gospodarczych.
- Służbowe podróże posłów to coś normalnego. Parlament musi mieć swoich reprezentantów na różnych wydarzeniach - dodaje Bożena Kamińska.
To gdzie jeszcze bywają nasi posłowie?
Lech Kołakowski z PiS aż trzy razy leciał do Brukseli m.in. na organizowane tam konferencje. Był też w Czechach na spotkaniu przedstawicieli komisji d/s europejskiej Grupy Wyszehradzkiej, w Hadze, Luksemburgu i Paryżu, gdzie odbyło się posiedzenie prezydiów Sejmu RP, Zgromadzenia Francuskiego i Niemieckiego. W sumie za zagraniczne wyjazdy poseł PiS wystawił rachunek opiewający na ponad 12 tys. zł. Niecałe 6 tys. zł poszło na przeloty klubowej koleżanki posła Kołakowskiego posłanki Bernadety Krynickiej. Były to dwie podróże do Gruzji, gdzie reprezentantka Podlaskiego obserwowała wybory.
Dwa zagraniczne loty ma na swoim koncie także poseł PO Robert Tyszkiewicz. Był w Berlinie na spotkaniu komisji spraw zagranicznych państw Trójkąta Weimarskiego (koszt 1626 zł) oraz w Budapeszcie na zaproszenie parlamentarnej komisji spraw zagranicznych (1965 zł).
Trzy razy z lotniczego środka transportu korzystał poseł Kukiz’15 Adam Andruszkiewicz. Był z wizytą w Mińsku i na Ukrainie, w tym m.in. we Lwowie, gdzie spotkał się z Polonią. Te przeloty kosztowały kancelarię Sejmu 4476 zł.
- Proszę zauważyć, że Białoruś i Ukraina to te kierunki, w których działam. Bo są też posłowie, którzy latają po całym świecie - podkreśla poseł Adam Andruszkiewicz. Moje przeloty to uczestnictwo w delegacjach, do których byłem zapraszany - dodaje.
Ale są też wizyty, za które polski podatnik nie płaci ani złotówki. Koszty pokrywają zapraszający. Taki lot mają za sobą poseł PO Tomasz Cimoszewicz, który był w Charleston w USA i Jacek Żalek. Ten ostatni odwiedził Tajwan w ramach spotkania polsko-tajwańskiego zespołu parlamentarnego. Jak mówi nam poseł Żalek - zagraniczne wyjazdy mogą być kurtuazyjne albo takie, gdzie załatwia się konkretne sprawy.
- Wizyta w Tajwanie zaowocowała tym, że udało się znieść podwójne opodatkowanie - podkreśla.
Oni nie latają. Jeszcze
Wśród podlaskich posłów są też tacy, którzy z samolotów nie korzystają. W sejmowym wykazie lotów zagranicznych i krajowych nie ma pięciu posłów PiS: Dariusza Piontkowskiego, Jacka Boguckiego, Kazimierza Gwiazdowskiego, Krzysztofa Jurgiela, Jarosława Zielińskiego oraz Mieczysława Baszki z PSL.
- Na razie nie było takiej potrzeby. Skupiam się na współpracy polsko-białoruskiej a na Białoruś można pojechać samochodem. Oczywiście są propozycje uczestniczenia w różnych misjach w Chinach, w Izraelu, czy Stanach Zjednoczonych. Ale chyba latałbym tam głównie z ciekawości. Żeby dowiedzieć się, jak pracuje dany kraj, można przeczytać w internecie. Jak już się leci za granicę, to po to, by coś załatwić - uważa Mieczysław Baszko.
Jak przyznają nam nieoficjalnie posłowie, różnie z tym bywa. Są tacy, którzy przede wszystkim są głodni wrażeń. Dlatego wprost zabiegają o wizyty w różnych częściach świata.
Dobra wiadomość jest taka, że wśród podróżników-rekordzistów nie ma podlaskich posłów. Dla porównania poseł Piotr Apel z Kukiz’15 za na swoim koncie 16 delegacji zagranicznych, które kosztowały podatników ok. 40 tys. zł. W lotach krajowych rekordzistą jest poseł PiS Michał Dworczyk: 172 przeloty warte 98,4 tys. zł.
Sejmowe przepisy: Loty wszystkich posłów od początku kadencji kosztowały podatników 7 mln zł.
Jednak przywilej reprezentowania Sejmu RP podczas delegacji zagranicznych może lada chwila zostać ograniczony. Wedle posła PO Michała Szczerby, takie plany ma marszałek Sejmu Marek Kuchciński (PiS). Zakazem reprezentowania parlamentu za granicą mieliby zostać objęci posłowie, którzy wcześniej złamią regulamin Sejmu, na przykład „wystąpieniem odbiegającym od przedmiotu obrad”. Zakaz reprezentowania parlamentu zagranicą przez posła łamiącego regulamin byłby karą dodatkową, ponieważ podstawową miałoby być obcięcie diety lub uposażenia. O takich zapisach projektu nowego regulaminu Sejmu oficjalnie wiadomo niewiele, ponieważ dotąd go nie ujawniono. Poseł Szczerba twierdzi, że ów projekt obecnie jest analizowany i opiniowany przez Kancelarię Sejmu.