O. Paweł Krupa: Ulegliśmy oszustwu, media społecznościowe stały się dla nas celem. Słowo „znajomy” na Facebooku jest wyprane z treści
Nam w życiu, i każdy się z tym zgodzi tak naprawdę - wierzący, czy niewierzący, od czasu do czasu potrzeba wyciszenia się, zastanowienia się nad sobą i swoim życiem, ponieważ wpadamy, chcąc nie chcąc, w wielki pęd, wir tego, co nas otacza - mówi o. Paweł Krupa, dominikanin.
Proszę ojca, przed nami ważny czas - pokuty, nawrócenia - jak te najbliższe dni przeżyć z największym pożytkiem dla samego siebie?
Kiedy tak sobie myślę o Wielkim Poście, w ogóle o okresach, które chrześcijaństwo czy katolicyzm proponuje swoim wiernym, i które jakoś wrosły w naszą kulturę to pierwszą rzeczą, jaka przychodzi mi do głowy, jest poczucie, że oprócz wymiaru religijnego ten czas ma także ludzki wymiar, wymiar czegoś, co nazwałbym higieną życia. Nam w życiu, i każdy się z tym zgodzi tak naprawdę - wierzący, czy niewierzący, od czasu do czasu potrzeba wyhamowania, wyciszenia się, zastanowienia się nad sobą i swoim życiem, ponieważ wpadamy, chcąc nie chcąc, w wielki pęd, wir tego, co nas otacza. I tak się dobrze składa, że te religijne zachęty łączą się z psychologiczną potrzebą człowieka zastosowania środowiskowego płodozmianu - potrzeba nam coś zmienić, zatrzymać się. I to, że w naszej kulturze przenikniętej religijnością takie okresy się pojawiają, że idzie wielki post, że wcześniej był adwent przed Bożym Narodzeniem, jest wielkim dobrem. Bo ono odpowiada nie tylko na religijne oczekiwania, religijną stronę człowieka, ale także na tę psychofizyczną.
Z wszystkim, co ojciec mówi się zgadzam, mam tylko jeden problem…
Mianowicie?
Każdy z nas chciałby przemyśleć pewne rzeczy, wyciszyć się, tylko wielu z nas już tego nie potrafi. I pytanie: Jak to zrobić? Jak się zatrzymać?
Kiedy mi wczoraj pani powiedziała, o czym chce rozmawiać, o tym zatrzymaniu, wyciszeniu, to pomyślałem sobie, i nawet się trochę uśmiechnąłem do tych swoich myśli, że trzeba o to zawalczyć. Tak, zacząłem się śmiać wewnętrznie, bo mamy mówić o wyciszeniu, o pewnego rodzaju skupieniu, a mnie pierwsze słowo, jakie przychodzi do głowy, to walka, która wydaje się stać w sprzeczności z ideą wejścia w siebie, zastanowienia się, zrobienia rachunku sumienia, podsumowania tego, kim jestem, co robię, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej postępuję. Ale naprawdę tak jest, że musimy o to zawalczyć. Tylko to nie jest walka, w której zaczynamy się rzucać i okładać wszystkich naokoło, bo przecież właśnie muszę się wyciszyć - ta walka musi się zacząć od przezwyciężenia w sobie przekonania, że się nie da, że to jest niemożliwie, że bardzo bym chciał, ale to nie może się udać. Tak sobie patrzę na ten świat i mam obserwacje wcale nie oryginalne, ale takie jak my wszyscy, na przykład dotyczące naszego przywiązania do komunikatorów.
Tak, to coś niesamowitego!
Nie dalej jak dzisiaj rano musiałem podjechać do Warszawy. Podwoziłem jednego z moich braci, który do nas przyjechał właśnie na parę dni takiego wyciszenia. Wsiadamy do samochodu, ruszamy, chwila rozmowy i widzę, że on automatycznie, po prostu automatycznie, sięga po telefon komórkowy i zaczyna sprawdzać, co się dzieje, bo parę dni był na wyciszeniu. A teraz wraca do świata. Zauważyłem, jest coś takiego w nas, że my wszędzie patrzymy w telefony - siadamy do stołu, przychodzimy do domu, wstajemy rano - telefon zawsze jest blisko, żeby coś tam sprawdzić. Więc wcale nie jest pomyłką, że nazywam to nasze działanie walką, naprawdę trzeba zawalczyć, aby uwierzyć, iż możliwe jest wyciszenie, odłożenie telefonu na bok. Że możliwe jest zostać samemu z sobą. Że niekoniecznie musimy być otoczeni hałasem i to w różnym tego słowa znaczeniu, takim szumem informacyjnym. Abyśmy w to uwierzyli, musimy z sobą zawalczyć. Nam się wydaje, że to jest takie naturalne, takie nic, że każdy może usiąść w ciszy i pomyśleć nad sobą, ale jednocześnie mamy wyrobione odruchy zupełnie bezrefleksyjne - cały czas coś nam szumi, cały czas musi się coś naokoło nas dziać. Trudno nam uwierzyć, że to jest możliwe, że to nasze pragnienie zatrzymania się, przemyślenia, refleksji możemy zrealizować. Tak samo jak z postem - żebyśmy sobie czegoś odmówili, albo pościli, podjęli ćwiczenie ascetyczne, w jakiś sposób popracowali nad swoim duchem i ciałem musimy uwierzyć, że to jest możliwe. Jeśli nie uwierzymy, nie zrobimy niczego. Trzeba przenieść to pragnienie ze sfery marzeń do sfery rzeczywistości. Myślę, że to, co powoduje popularność diet, na przykład postu Daniela, inaczej zwanego dietą pani doktor Dąbrowskiej, czy też innych ćwiczeń dietetyczno-ascetycznych, to doświadczenie, że się udało. Wtedy w ludziach wzrasta odwaga, poczucie, że to możliwe. I niezależnie, jak się ta pokuta, ćwiczenie będzie odbywało, niezależnie od tego, co to jest - to najbardziej podstawową jego funkcją będzie fakt, iż się przekonamy, że można inaczej.
Skąd w ludziach taka potrzeba bycia na bieżąco? To potrzeba kontroli? Strach przed zostaniem z sobą sam na sam? Bo, tak jak ojciec mówi, ludzie wszystko robią z telefonami komórkowymi przed oczami, śledzą Facebooka, Twittera, inne portale społecznościowe, wciąż ślą esemesy, zdjęcia - zupełny obłęd.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień