Nowosolanin z pasją. Marek Malicki od wielu lat interesuje się jednośladami. Zachwyt motocyklami zastąpiła pasja do historycznych rowerów
Marek Malicki od wielu lat interesuje się jednośladami. Wcześniejszy zachwyt dla motocykli zastąpiła jednak u niego pasja do rowerów. Oczywiście takich z historycznym rodowodem.
Nietypowy rower stał zaparkowany przed budynkiem nowosolskiej poczty. Przyciągał spojrzenie, ze względu na detale, których nie widuje się dziś przy wszelkiej maści dwóch kółkach. Warto było poczekać, aż zjawi się właściciel bicykla marki Patria. Okazało się, że to miłośnik zabytkowych jednośladów, Marek Malicki.
W garażu nowosolanina zamiast samochodu centralne miejsce zajmują trzy przedwojenne rowery: Victoria, Patria i Dürkopp. Ten ostatni, napędzany tzw. wałem Kardana, czeka w najbliższym czasie wymiana koła. Na półkach i szafkach leżą stare części do motocykli i rowerów. Na ścianach wiszą tabliczki od starych motocykli i dekalog motocyklisty, przepisany z miesięcznika “Motocykl i Cyclecar”, z lipca 1939 roku. Dwa przykazania podkreślone są markerem: - II. Pamiętaj, że dobry motocyklista więcej dba o maszynę niż o siebie i VI. Bądź lojalny wobec klubu do którego należysz. To królestwo nowosolskiego ślusarza, zafascynowanego niemiecką techniką.
Pan Marek wcześniej pasjonował się motocyklami. Kiedy chodził do szkoły średniej w okolicach Głogowa, przyszedł do niego kolega, i zapytał, czy chce kupić motocykl. - Nie miałem wtedy jeszcze prawa jazdy ale kupiłem Junaka, którego spłacałem przez kilka miesięcy. Później trafiłem na przedwojenne motocykle niemieckie, które ujęły mnie swoją niezawodnością. Socjalizm zniszczył jakość Junaka, a w niemieckich motocyklach trzeba było jedynie wymieniać olej i można było jeździć. Miałem kilka NSU, BMW z 1941 roku. DKW z 1939 roku dojeżdżałem dwa lata do pracy w Poznaniu. Miał on ręczną zmianę biegów i zawieszenie trapezowe. Teraz mam tylko jednego Triumpha o pojemności 900 cm sześc. - mówi pasjonat, który kilka lat temu w Zielonej Górze znalazł się z motocyklem w kadrze fotografa Gazety Lubuskiej. Potem jednak przyszedł taki moment, że trafił na stary rower Victoria, który mu się spodobał. No i stało się. - Współczesne jednoślady, przy masowej produkcji, są bardziej zawodne. Niemieckie rowery były wcześniej wykonywane ręcznie. Bardzo lekko się je prowadzi – uzasadnia pan Marek.
Części do jeżdżących antyków szuka w wolnych chwilach na różne sposoby. Pomocne są portale internetowe i osobiste kontakty. - Historia mojego trzybiegowego roweru Dürkopp z 1932 roku jest związana z fascynacją ideą jednośladów napędzanych wałem kardana, zamiast łańcuchem. Według przedwojennego niemieckiego katalogu jest to model 146 w wersji trzybiegowej. Niemiecki Opel czy Adler produkowały w małych ilościach tego typu rowery. Dürkopp produkował takie do 1954 roku, z niewielkimi zmianami konstrukcyjnymi. Kupiłem go od niemieckiego kolekcjonera, gdyż koniecznie chciałem taki mieć. Pasjonat zza Odry miał kilkadziesiąt rowerów, w tym takie rarytasy jak modele sprzed 1930 roku z drewnianymi rafkami. Ceny rzadkich egzemplarzy oscylowały wokół 8 - 10 tys. euro. To już niestety nie moja liga – wzdycha kolekcjoner z Nowej Soli.
Przed wojną te jednoślady m.in. ze względu na swoją niezawodność były drogie. - Jazda rowerem z wałem kardana sprawia mi osobiście większą przyjemność. Nie odczuwa się luzu związanego z różnicą napięcia łańcucha. To jest niezmienność przełożenia. No i oczywiście dochodzi do tego jakość kół zębatych, czyli stara robota. Czasem, kiedy jadę rowerem na zakupy, ludzie pytają mnie, gdzie jest łańcuch i zębatki? Odpowiadam w żartach, że ukradziono mi je pod marketem i jadę teraz bez zębatek – zwierza się nasz rozmówca.
Udało mu się zdobyć oryginalne przedwojenne niemieckie spinki do spodni. Praktyczny wynalazek, który zapobiegał wciągnięciu nogawki między łańcuch i zębatkę podczas jazdy. Pochodzą one z lat 1935, 1937, 1939 i są sygnowane. - Nie słyszałem o podobnych produkowanych przez Polaków. Ponieważ jesteśmy na dawnych terenach niemieckich, dlatego być może takie łatwiej jest odnaleźć – zastanawia się ślusarz.
W kolekcji pan Marek posiada także sygnowane pojemniczki mieszczące podręczne zestawy do naprawy dętek. Posiada oryginalne, sygnowane klucze do rowerów. Ze względu na trudności w znalezieniu siodełka firmowego, w jednym z rowerów wykorzystał siodełko holenderskie, oczywiście wzorowane na tych przedwojennych.
- Z przodu Victorii jest lampa karbidowa. Jednak ze względów praktycznych zdecydowałem się na oświetlenie elektryczne. Pociągając za rzemień przy kierownicy powodujemy, że do przedniego koła jest dociskane metalowe koło. Jeżeli przednie koło jest w ruchu to… słyszymy wówczas dźwięk dzwonka - cieszy się właściciel bicykli.
W Victorii z przodu przedwojenne opony Continental a z tyłu niemieckie Semperit. Rejestracja polska sprzed zmian administracyjnych w 1947 roku. Wtedy także rowery były znakowane w ten sposób. Mam do Victorii oryginalną pompkę z 1921 roku. Na niej można odczytać rok budowy: 21 B, czyli 1921 Bauhjahr. Tylko wąż do niej jest z późniejszego okresu – zauważa pan Marek.
Niemiecki rower Patria jest z 1939 roku i był produkowany w Solingen. Napis na osłonie łańcucha informuje o nazwie landu z którego pochodzi: Hestia.
- Jestem zwolennikiem pozostawiania oryginalnych malowań rowerów. Mają one większą wartość dla prawdziwych kolekcjonerów. Dynamo i przednia lampa są z firmy Bosch. Odblaski są także z lat trzydziestych. Ostatnio nabyłem do niego łańcuszki do zakrętek od wentyli. Dzięki nim nie ma obawy, że mogą się przypadkowo zgubić. Mam takie także przy Victorii. Niemcy to jednak tradycjonaliści i nawet teraz produkują elementy do starych, przedwojennych rowerów – mówi pan Marek.