Niższy rating Polski to droższe kredyty i wolniejszy rozwój
W piątek, 15 stycznia wieczorem agencja Standard & Poor’s (S&P) obniżyła rating Polski dla inwestorów. Zapłacą za to polska gospodarka i konsumenci.
Kilka godzin po S&P inna agencja – Fitch – utrzymała rating Polski. Jednak nie odwróci to negatywnych skutków obniżenia ratingu przez pierwszą agencję. To zła wiadomość dla polskich finansów publicznych, dla całej gospodarki oraz konsumentów. Rykoszetem najmocniej tą decyzją uderzeni zostali frankowicze. Odczują to zapewne oszczędzający poprzez akcje na giełdzie lub jednostki uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych.
Rating to ocena wiarygodności kredytowej będącej miarą ryzyka związanego z inwestycją w kraju, którego rating dotyczy. Obniżka ratingu to sygnał dla inwestorów, że to ryzyko wzrosło. W praktyce oznacza to, że jeśli mają wybór miejsc do zainwestowania, w pierwszej kolejności wybiorą te, które mają lepszy rating. Ponadto ryzyko ma swoją wymierną cenę. Jego wzrost to wzrost kosztów obsługi długu, w tym przypadku publicznego. W praktyce oznacza to zwiększenie kosztów obsługi długu publicznego, zwłaszcza zaciąganego na bieżące potrzeby budżetu państwa. Roczne długi pożyczkowe to dziesiątki miliardów złotych, które minister finansów pożycza na sfinansowanie deficytu budżetowego, czyli różnicy między przychodami państwa, np. z podatków, a wydatkami, np. na dofinansowanie emerytur.
Dotkliwy jest też spadek z kategorii A – wielu inwestorów finansowych ma statutowy zakaz kupowania papierów, które nie mają ratingu A.
W praktyce oznacza to, że drożej zapłacą, pożyczając pieniądze, samorządy (obligacje samorządowe), banki (pożyczając na rynku międzybankowym) czy firmy – wyższe koszty kredytów.
Jako konsumenci najmocniej obniżkę ratingu odczujemy jednak poprzez rynek walutowy. Już w chwilę po komunikacie S&P o obniżce ratingu Polski złoty stracił 10–12 gr do euro i do franka szwajcarskiego.
Ponadto droższe koszty sektora finansowego skutkują zazwyczaj osłabieniem tempa gospodarki oraz wzrostem inflacji, takie skutki pojawiają się jednak ze znacznym, co najmniej kilkumiesięcznym poślizgiem.