Niezwykły dar Julki. Oddała włosy dla chorych
Zapuszczała włosy do komunii. Wypadek zniweczył plany. Dziś chora Julka ścięła je i oddała na peruki dla dzieci po chemioterapii.
Uwielbiała mieć rozpuszczone włosy. Złościła się, gdy mama kazała je wiązać w warkocz, gdy szła do szkoły. Po powrocie do domu je rozplątywała, wskakiwała na rower i pozwalała, by wiatr nimi targał.
- Były takie gęste, piękne. Pasowały do Julki, dlatego nigdy nie odważyłam się ich ściąć - opowiada mama dziewczynki Maria Kowalczyk z Trzetrzewiny k. Nowego Sącza. Wspólnie zdecydowały, że podetną je, ale dopiero po komunii Julki. Dziewczynka miała do niej przystąpić w 2012 roku. Niestety, wypadek oddalił ten moment o trzy lata. Teraz Julka ścięła je, by odwdzięczyć się za pomoc, jaką przez ten czas otrzymała.
Słoneczny dzień, tragiczny dzień
8-letnia Julka przed wyjściem do szkoły przypomina mamie o ich umowie. Gdy będzie padać, pani Maria wyjdzie po nią na przejście dla pieszych przy szkole. Deszczową porą Julka bała się sama przechodzić przez pasy.
To jest jednak słoneczny, listopadowy dzień. 9-latka wychodzi i zaraz dołącza do grupy koleżanek.
- Mogła na mnie poczekać, bo za dziesięć minut wychodziłam do szkoły po młodszą córkę Zosię. Ale sama pchałam ją do samodzielności - opowiada pani Maria i zawiesza głos.
Gdy zbliżała się do szkoły, zdążyła odebrać telefon, że Julka miała wypadek. Widząc z daleka leżące na ulicy dziecko, miała nadzieję, że to nie jej córka.
- Wiem, że brzmi to strasznie i egoistycznie, ale szłam i prosiłam, żeby to była któraś z jej koleżanek. Tylko nie moja Julcia... - przyznaje mama.
Dziewczynka została potrącona na przejściu dla pieszych przez przejeżdżający samochód. Na ciele nie miała praktycznie żadnych obrażeń. Nieszczęśliwie upadła, uderzając głową o krawężnik. Rozpoznanie lekarskie to: ciężki uraz czaszkowo-mózgowy o typie DAI. Obrzęk mózgu i pnia. Krwawienia podpajęczynówkowe. Masywne stłuczenie mózgu. Stan wegetatywny. Niedowład spastyczny prawostronny.
Śpiąca Królewna
Już nie była Roszpunką. Jej długie blond włosy trzeba było spinać w kok, bo przeszkadzały leżeć. Stała się Śpiącą Królewną. Tak w sądeckim Stowarzyszeniu Sursum Corda zaczęto nazywać Julkę, organizując dla niej pomoc. Zbierano na leczenie, rehabilitację, która miała ją obudzić.
- Lekarze dawali jej małe szanse na przeżycie - wspomina pani Maria.
Dziewczynka po trzech dniach zaczęła jednak samodzielnie oddychać, po kilku tygodniach wróciła do domu. Jej młodsze rodzeństwo, wówczas 8-letnia Zosia, 4-letni Franek i dwuletnia Gabrysia czuwali przy jej łóżku, modląc się, by ich siostra wyzdrowiała. Byli źli, gdy mijały kolejne miesiące, a Julka wciąż tylko spała. To ona przecież jako najstarsza siostra organizowała im zabawy. Bez niej snuli się smutno po domu.
- Julka miała głowę pełną pomysłów - wtrąca nieśmiało Zosia.
Przy tym też ogromną wrażliwość. Uwielbiała czytać książki, ale też sama pisała opowiadania, a najbliżsi zawsze mogli liczyć na okazjonalne wierszyki.
Pierwszy uśmiech
- Raz Julka przyszła do żony i zaoferowała sprzedaż swojego tomiku wierszy za złotówkę - śmieje się tata dziewczynki Dariusz Kowalczyk. Dołącza się do rozmowy, którą prowadzimy w salonie w obecności Julki. Na środku znajduje się jej łóżko, co odzwierciedla też rodzinny układ. U Kowalczyków wszystko kręci się wokół Julki.
Dziewczynka na słowa taty reaguje dźwiękiem, jakby chciała coś dodać od siebie.
- Tak się śmieje - wyjaśnia pan Dariusz. - Ten uśmiech zresztą był przełomem w jej leczeniu. Zawsze wierzyliśmy, że ona nas słyszy, rozumie, ale nie czuliśmy jasnych od niej sygnałów, że tak jest - dodaje. Wspomina, jak Gabrysia opowiadała Julce bajkę Toy Story i przekręciła imię bohatera, Julka zareagowała właśnie takim dźwiękiem - mówi tata.
Julka uśmiecha się, ale poważnieje, gdy mama zaczyna recytować jeden z jej wierszyków. Pani Maria niedawno odnalazła rymowanki Julki. Zaczęła zbierać je też od rodziny. Ostatnio utwór dziewczynki stał się hitem festynu w Trzetrzewinie, podczas którego zbierano na jej dalsze leczenie. Brat pana Dariusza, Jacek, postanowił zrobić Julce niespodziankę i poprosił swoją znajomą, Marię Gurgul, o skomponowanie do jej tekstu muzyki. Teraz zastanawiają się nad wydaniem płyty.
Chciałabym tańczyć jak baletnica
I tak kręcącą mieć spódnicę
Baletnice tak wdzięcznie się poruszają
Baletnice tylko czasami upadają
Ale i tak baletnicą być chcę
I tak wdzięcznie poruszać się...
Na te słowa do salonu wpada Sara przebrana za... baletnicę. Ktoś by pomyślał, że to wyreżyserowana scena. Nic podobnego.
Modlitwa dziecka
- To najmłodsza moja córka. Uwielbia się przebierać - wyjaśnia mama. Sara podczas naszej rozmowy zdąży jeszcze dwa razy zmienić strój i fryzurę.
Urodziła się blisko rok po wypadku Julki. Pani Maria przyznaje, że była przerażona, dowiadując się o ciąży. - Sara tymczasem wniosła radość do naszego domu, której brakowało od czasu wypadku - przyznaje. Sara największą czułością obdarza Julkę. Ona jedyna nie ma pretensji do siostry, że się z nią nie bawi „jak dawniej”. Dziwi się wręcz, oglądając zdjęcia, na których widać, jak Julka jeździ na rowerze czy tańczy. - A ja byłam w kościele i mówiłam Bogu, żeby pozdrowił Julkę - Sara wtrąca się do rozmowy, a Julka znów zaczyna się śmiać.
Rodzice robią wszystko, by pomóc w jej uzdrowieniu. Zaraz po wyjściu Julki ze szpitala skontaktowali się z prof. Janem Talerem, który wielu pacjentów wybudził ze śpiączki. Pani Maria wierzyła, że dzięki jego metodzie leczenia Julka w ciągu dwóch miesięcy stanie na nogi. Pomoc przy ćwiczeniach, które trzeba wykonywać z córką trzy razy dziennie po godzinie, zadeklarowała nie tylko rodzina, ale i sąsiadki. Do ich prowadzenia potrzebne są bowiem cztery osoby. Dziś pani Beata, Marzena i Gosia idą do Kowalczyków „na Talara”, jak mówią. Nie widząc spektakularnych efektów leczeni, rodzice zdecydowali się włączyć do rehabilitacji i inne techniki.
- Profesor dał nam ogromną nadzieję, w końcu uratował tyle osób, ale w przypadku Julki jego metoda zawiodła. Aż trudno sobie uzmysłowić, że już cztery lata walczymy o córkę. Widzimy postępy, jednak ja chciałabym dla niej więcej - przyznaje pani Maria.
Dziś widzi szansę na postęp w leczeniu w komorze hiperbarycznej. Julka miała już możliwość odbycia serii zabiegów dotleniających mózg. Kowalczykowie od razu dostrzegli różnicę. Dziewczynka zaczęła między innymi sprawniej poruszać rękami. Niestety, w Polsce pacjenci tacy jak Julka nie mają wskazań do korzystania z komór hiperbarycznych. Za sesje więc trzeba płacić, a najbliższa komora znajduje się w Krakowie. Codzienny dojazd tam przekracza możliwości Kowalczyków, dlatego poprosili Stowarzyszenie Sursum Corda, którego podopieczną jest Julka, aby dochód z jednego procenta, jaki trafia na rzecz Julki, przeznaczyć na zakup takiej komory. - Dzięki temu nie tylko Julka będzie z niej mogła korzystać - zaznacza pani Maria.
Ma nadzieję, że komora pozwoli odzyskać córce mowę. Teraz dziewczynka porozumiewa się z rodziną mrugając oczami. Dwa razy na „tak”, raz na „nie”. Odkąd udaje się z nią w ten sposób komunikować, Julka rozstrzyga wszystkie spory w domu. Franek przyznaje, że nierzadko to wykorzystuje. - Gdy rodzice nie chcą z nami jechać do McDonalda, biegniemy do siostry i pytamy, czy ona ma na to ochotę. Julka zwykle staje po naszej stronie. A jej rodzice nie odmówią... - śmieje się Franek.
Stowarzyszenie „Mówimy NIEboRAKOWI” podjęło ogólnopolską akcję „WŁOSEM W RAKA”. Akcja ta ma na celu zbiórkę włosów, które zostaną przeznaczone na wykonanie peruk dla dzieci z chorobą nowotworową lub po zabiegach operacyjnych. |
Włosy dla NIEboRAKA
Julka mruga w pełni świadomie. Nie mają co do tego wątpliwości ani lekarze, ani jej nauczyciele. Nie było więc przeciwwskazań, by dziewczynka mogła w końcu przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej, na którą tak się cieszyła, rozpoczynając drugą klasę. Po czterech latach, w grudniu ub. roku, mogła przyjąć sakrament. To wydarzenie pociągnęło za sobą decyzję o ścięciu włosów.
- Pielęgnacja tak długich włosów w przypadku Julki nie była dla nas łatwym zadaniem, ale czułam, że nie mogę córki ich pozbawić - przyznaje pani Maria. Po komunii Julki nadal miała chwile zwątpienia, choć dziewczynka na jej pytanie, czy można jej ściąć włosy, wyraźne dwa razy mrugała oczami. Pani Maria przypomniała sobie wówczas program telewizyjny o akcji Stowarzyszenia Mówimy NIEboRAKOWI, która organizuje zbiórkę włosów na peruki dla dzieci po chemioterapii. Opowiedziała o niej Julce. Dziewczynka była podekscytowana. Jej ciocia choruje na raka. Odwiedzała Julkę, nie mając już włosów. Rozśmieszała, mówiąc, że jest skinheadem. Rodzice nie mają wątpliwości, że zdecydowana postawa córki w sprawie ścięcia włosów wynika z jej potrzeby poczucia się pomocną dla innych.
- Julka w ten sposób chciała podziękować za pomoc, jaką otrzymuje. Tak to sobie tłumaczę, bo inaczej nie miałabym sumienia ścinać jej włosów - przyznaje mama.
Stowarzyszenie SURSUM CORDA (z łac. „w górę serca”) powstało w 2000 r. w środowisku osób w przeważającej części skupionych kiedyś wokół duszpasterstwa młodzieżowego przy jezuickiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Sączu. Jest pozarządową organizacją non profit (nie działającą dla zysku), zajmującą się pomocą społeczną, profilaktyką i edukacją. |
Autor: Katarzyna Gajdosz