Niezwykłe losy figurki sukiennika z Zasieków. Wywieziony, zaginiony, odnaleziony
Niedawno pisaliśmy o fontannach. Przy tej okazji powrócił temat figurki sukiennika, którą na szczycie wodotrysku chciano umieścić, aby podkreślić sukienniczą przeszłość miasta. Niestety sukiennik zniknął, a szukali go także sąsiedzi z Forst, dla których był on postacią kultową.
Niedawno pisaliśmy jaki koniec spotkał Zasieki. Niewiele osób odwiedzających przygraniczne Zasieki wie, że przed 1945 rokiem było to Berge, tętniąca życiem dzielnica leżącego na drugim brzegu granicznej Nysy Forst.
Dziś z czasów dawnej świetności pozostały szczątki mostów (z jednego wycięto właśnie figurkę), sterczące dwie betonowe latarnie i smętne resztki fontanny. Stoją tuż obok mostu zwanego przed wojną „długim” i przyciągają wzrok niezwykłą ceglastą barwą.
Fontanna była jednym z symboli tej części miasta, bowiem to właśnie z placu znajdującego się na końcu przeprawy rozchodziły się gwiaździście ulice. Tutaj spotykano się, umawiano, randkowano...
Wyemigrował do Zielonej Góry
Jakiś czas temu do wójta Brodów zgłosili się biznesmeni z Forst, którzy, aby podtrzymać pamięć o tej części dawnego Forst, chcieliby odnowić fontannę, uczynić taki symbol, ale i atrakcję turystyczną. Byli gotowi ten remont sfinansować. Pojawił się jednak problem. Nie ma figurki tkacza, sukiennika, która fontannę wieńczyła. Figurka nawiązywała do włókienniczych tradycji miasta.
O odtworzenie losów figury poprosił nas wójt gminy Brody. Niestety nie mamy nawet fragmentu figury tkacza. Podobno została wraz z rozbiórką Berge wywieziona do Zielonej Góry i stała na terenie Polskiej Wełny.
Udało nam się ustalić powojenny „życiorys”. Okazuje się, że wraz z wielką rozbiórką Berge tkaczem się zaopiekowano. Na tyle skutecznie, że stanął, kontynuując rolę włókienniczego symbolu, na terenie zielonogórskiej Polskiej Wełny.
Stała na cokole za budynkiem. Gdy wszedł tam market, zrobiło się takie zamieszanie, że byli pracownicy stracili figurkę z oczu. Była pracownica Polskiej Wełny pamięta, że czasami umawiali się na spotkania „pod chłopkiem”. Nam się udało ustalić, że jeszcze niedawno stał w jednym z ogrodów na zielonogórskim Jędrzychowie.
Stał się Sebastianem
Po apelu, który ukazał się w „Gazecie Lubuskiej”, skontaktował się z nami wieloletni pracownik tego zielonogórskiego zakładu. Jego związek z... Sebastianem trwał dwa pokolenia.
- Dlaczego Sebastian? - odpowiadał wówczas pytaniem na pytanie Marek Dziurbejko. - Tak nazwały go pracujące w zakładzie panie. Stał w ogródku za starą portiernią, na podwójnym betonowym kręgu. Wokół rosły krzewy...
W 1946, może w 1947 roku, to ojciec pana Marka przywiózł z Zasieków figurkę. Wraz z nią przyjechało mnóstwo potrzebnych w zakładzie silników.
Kilkadziesiąt lat później to Dziurbejko nadzorował prace, podczas których Sebastiana wywieziono na zaplecze zakładowego domu kultury. Później był tam klub... Z tego placu figurka zniknęła i skończyła w jednym z jędrzychowskich ogrodów...
A tak na marginesie. Niedawno ktoś wyciął i ukradł rzeźbę ze zniszczonego mostu w Zasiekach.