Wynik lepszy niż jazda po niedzielnej kolejce w Toruniu z Get Wellem chyba nikt w Stali Gorzów nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Żółto-niebieskich sympatyków speedwaya zmartwiła przede wszystkim rywalizacja stalow-ców nie z torunianami, a z samymi sobą. To miało miejsce choćby między Przemysławem Pawlickim i Matejem Zagarem, a nade wszystko pomiędzy Bar-toszem Zmarzlikiem a Krzysz-tofem Kasprzakiem. - Nie chcę tego komentować. Dwa razy ratowałem się przed upadkiem, szkoda słów - nie krył złości w trakcie zawodów przed kamerami nSport+ indywidualny mistrz świata juniorów zachowaniem na torze klubowego kolegi.
Tym niemniej trener Stanisław Chomski na konferencji prasowej zachowywał spokój. - Można powiedzieć, że mój zespół składa się z sześciu indywidualności. Nikt nie chce być gorszy, stąd trochę nieporozumień na torze. Dużo rozmawiamy ze sobą, pracujemy w parkingu, ale wynik jest jaki jest. Sprawa między Krzysztofem Kasprzakiem a Gregiem Hanco-ckiem też została wyjaśniona - powiedział na konferencji prasowej opiekun lidera rozgrywek Stanisław Chomski, nawiązując do tego, co się działo między gorzowianinem a Amerykaninem.
Kasprzak spowodował niegroźny upadek indywidualnego mistrza świata, ale z decyzją o wykluczeniu nie mógł się pogodzić, nerwowo wymachując rękoma. Jednak po zakończonym pojedynku uspokoił się. - Chciałbym przeprosić Grega Hancocka. Nie chciałem specjalnie w niego uderzyć. Chris Holder bardzo mnie atakował, więc ja odjechałem w lewo, gdzie jest bardziej przyczepnie. Greg Hancock nawracał z górki i spotkaliśmy się w złym punkcie. Dobrze, że nic nikomu się nie stało, a i żałuję, bo z całą pewnością dwa punkty śmiało mogłem dowieźć - zauważył
zawodnik z Gorzowa.
Fanów „Staleczki” przed derbami z Ekantorem.pl Falu-bazem Zieloną Górą może też smucić postawa Michaela Jep-sena Jensena i trochę Zmarzlika. - W tę niedzielę ciągnęliśmy wynik dwoma liderami [Kas-przakiem i Nielsem Kristianem Iversenem - dop. red.]. Jepsen Jensen może gdyby dostał więcej szans, to by je wykorzystał, niemniej jednak na toruńskim owalu chcieliśmy stworzyć show, a nie robić jakieś tam testy przed play offami. To były takie trochę taktyczne szachy. Nie wszystko wychodziło nam tak, jakbyśmy tego chcieli. Były biegi, w których udawało nam się utrzymywać rezultat czy też sporadycznie wygrywać, aczkolwiek pięć indywidualnych zwycięstw to trochę mało. Wynik 50:40 nie jest najgorszy, ale przyjechaliśmy po komplet punktów. Wydaję mi się, że widowisko było dobre. Najważniejsze, że zdrowi wracamy do Gorzowa - dodał opiekun naszych.
Nie ma też co ukrywać, utrata punktów była poniekąd w-kalkulowana. - Na Motoarenie zawsze trudno nam się jeździ, zwłaszcza w superhicie kolejki. Atmosfera i media robią swoje. Odkąd sięgam pamięcią, Stal triumfowała na tym stadionie jedynie raz [w 2010 roku - dop. red.], a Get Well ostatnio prezentuje się coraz lepiej. Żużel to taki sport, w którym nie ma
pewniaków. Obawialiśmy się tego meczu, ale nie przyjechaliśmy do Torunia, żeby się położyć, bo być może będziemy z „Aniołami” rywalizować w play offach - mówił Chomski.
Wtórował mu Kasprzak: - Chłopacy są tu bardzo dobrze spasowani, a tor jest specyficzny. Niby zawsze twardy, ale w pierwszych dwóch, trzech biegach miałem trudności z dopasowaniem. Aczkolwiek potem, jak trafiłem z prędkością, to mogłem jechać jak oni i zrobić coś więcej. Zabrakło nam trochę punktów, torunianie okazali się lepsi.
Cieszyć może jedynie bo-nus, który był poza zasięgiem gospodarzy. - Jestem zadowolony, że wygraliśmy, ale o walce o punkt bonusowy nie było nawet mowy. Wiedzieliśmy to już po meczu w Gorzowie. Nie mieliśmy na to żadnych szans - zakończył szkoleniowiec miejscowych Jacek Gajewski.
Teraz przed gorzowskimi żużlowcami lubuskie derby. W nich też z całą pewnością nie zabraknie emocji.