Nieszawianie od wieków marzyli o moście. Mają prom [oś czasu]
Prom to największa atrakcja turystyczna Nieszawy - głoszą foldery promujące miasteczko. Faktycznie jest na co popatrzeć, bo jednostka jest nietuzinkowa, choćby ze względu na swoją unikatową konstrukcję.
Prom - duma Nieszawy z konieczności zastąpił coś, o czym nieszawianie marzyli od wieków i od czego byli niemal o krok. Chodzi o most. Dwa najbliższe mosty znajdują się w Toruniu i we Włocławku. Między nimi leży królewskie miasto Nieszawa malowniczo schodzące zabudowaniami ku rzece, która przez wieki stanowiła o dobrobycie miasta i jego mieszkańców.
Od marzeń do promu
Obecna lokalizacja Nieszawy sięga XV wieku, konkretnie roku 1460, kiedy to nieszawianie zostali zmuszeni do opuszczenia swojego siedliska w Dybowie, skąd przez Wisłę patrzyli na Toruń. W nowym miejscu, rozciągającym między 701 a 704 kilometrem Wisły, budowali od nowa swoje miejsce na ziemi. Wprawdzie mieli zagwarantowane specjalnym przywilejem prawo wyrębu drzew z lasów, rosnących po drugiej stronie rzeki, ale problemem była przeprawa drewna przez Wisłę. Dziką, nieuregulowaną, pełną wirów, ale też z panującym na niej ruchem rozmaitych jednostek wożących towary. Toteż nieszawianie marzyli o moście, na przykład takim, jaki od 1450 roku miał Toruń.
Nadzieja na most pojawiła się w XVIII wieku, kiedy to między Przypustem (obecnie wieś w gminie Waganiec granicząca z Nieszawą) i Gęsińcem (przedmieście) robiono pomiary geodezyjne, ale na tym się skończyło.
Ponownie o planach budowy mostu zrobiło się głośno w XIX wieku, gdy na zlecenie Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchowych powstała dokumentacja opisująca statystycznie miasto. Wykonał ją ówczesny burmistrz Józef Wilczyński. Most jednak nie powstał. Za to w roku 1924 przewóz przez rzekę zmonopolizowano. Koncesję otrzymał Julian Czałbowski z Tomaszowa Lubelskiego, ale zaraz wydzierżawił ją nieszawskiemu magistratowi. Przeprawę usytuowano na Gęsińcu. Dopiero trzy lata później nieszawscy radni wraz z ówczesnym burmistrzem zdecydowali się kupić prom z Bydgoszczy. Prawo przewozu przez rzekę otrzymał Leon Krużewski.
Turyści kupujący dziś foldery promu i Nieszawy dowiedzą się z nich, nie tylko, ile płacono wówczas za przewozy przez Wisłę, ale też co przewożono. Oto cennik z tamtych czasów: 1 osoba - 25 groszy; cielak, owca lub prosię - 30 groszy; wieprz - 50 groszy; krowa - 1 złoty, wozy; bryczki - 1 złoty; wozy z ładunkiem - 1 złoty 50 groszy;automobile - 4 złote.
W okresie okupacji o budowie mostu myśleli Niemcy. Był nawet projekt. Most miał stanąć na przedłużeniu obecnej ulicy Mickiewicza. Zgromadzono materiały (bele, pręty, żelazne szyny, gwoździe), ale do budowy nie doszło, a materiały rozkradziono.
Jeszcze przed II wojną światową, w roku 1933 kupiono prom motorowy. Nazwano go "Wojewoda Twardo" od nazwiska wojewody warszawskiego, który czynił starania o tę jednostkę. Tyle, że nie był to prom nowy. Wprawdzie po remoncie, ale stale się psuł.
Po wojnie, w latach 50-tych, Nieszawa "odziedziczyła" prom po Fordonie. Był to parowiec bezkołowy. Dowodził nim kapitan Wacław Markowski. Prom nazwano "Wodnik". Należał do Żeglugi Rzecznej. Woził przez rzekę ludzi i pojazdy do roku 1970. Potem przyszedł czas na kolejną jednostkę o tej samej nazwie. Prostej w konstrukcji, z motorówką u boku, którą później zastępowano innymi napędami. W roku 1973 prom ten "zagrał" w filmie fabularnym "Wiosna, panie sierżancie".
W 1991 roku ówczesny Rejon Dróg Publicznych w Radziejowie, który obejmował swym zasięgiem Nieszawę, zamówił prototypową jednostkę w stoczni w Sandomierzu.
- Projekt tego prototypu, wzorowanego na bocznokołowcach, żeglujących po Missisipi wykonano we wrocławskim biurze projektowym - wspomina Henryk Rembowski, który jako stermotorzysta przyprowadzał z Sandomierza do Nieszawy obecny nieszawski prom.
Droga z Sandomierza do Nieszawy trwała 10 dni. - Wypadły akurat święta wielkanocne, więc zatrzymałem się na dwa świąteczne dni w Warszawie - wspomina pan Henryk. O jednostce, którą kierował ponad 20 lat, aż do emerytury, nie ma dobrego zdania, choć jak mówi, pływał promem codziennie od godziny 5 do 20, "aż do lodu na Wiśle".
- Kiedy zobaczyłem w Sandomierzu to dziadostwo, to się za głowę złapałem.Tulejki na łożyskach plastikowe zamiast metalowe. Potem zaczęły odpadać łopaty na bocznych kołach. Wystarczyło, że koło trochę zamieszało w piachu i wszystko się zacierało - opowiada.
- Trzeba pamiętać, że był to prototyp, a nie kolejny egzemplarz z produkcji, w którym dokonuje się poprawek w stosunku do projektu. Tulejki nie były plastikowe, tylko teflonowe - broni konstrukcji Andrzej Nawrocki, długoletni burmistrz Nieszawy. Bez przesady można powiedzieć, że to złote ręce mechaników i godziny remontów podczas postojów poza sezonem utrzymują od lat tę jednostkę w ruchu.
Przewinęło się wśród pracowników promu wielu oddanych mu ludzi. Henryk Rembowski wspomina Leona Drużyńskiego, Tadeusza Kejnę, Mikołaja Lewandowskiego i Miszczaka, którego imię uleciało z pamięci naszego rozmówcy.
Śluby, wycieczki, koncerty
Żółto- niebieski prom o nazwie "Nieszawa" skraca wielu kierowcom drogę z jednego brzegu Wisły na drugi. Niewątpliwie jest też atrakcją turystyczną, ale nie tylko. - Dawałem na tym promie trzy śluby - wspomina Andrzej Nawrocki. - Znajomym. Oczywiście po załatwieniu niezbędnych formalności: młodemu myśliwemu, motocykliście z Inowrocławia i bratu mojej sekretarki. Musiałem przestrzegać nie tylko wszystkich reguł, związanych z udzielaniem ślubu cywilnego, ale też pilnować, by załoga nie przekroczyła granicy na środku Wisły. Inaczej w papierach nie można by napisać, że ślub odbył się w Nieszawie.
Wynajmowany był nieszawski prom na krótkie wycieczki, była na nim też kiedyś konferencja poświęcona kaskadowaniu Wisły. I akurat wtedy, jak wspomina były burmistrz, prom osiadł na mieliźnie. - Poważni ludzie, profesorowie uczelni chwytali za bosaki i pomagali załodze go z tej mielizny ściągnąć.
Ma też nieszawski prom zasługi na polu kultury. Od 18 lat Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy wspólnie z magistratem organizują 15 sierpnia koncerty na wodzie. Sceną dla orkiestry i solistów jest przycumowany do nieszawskiego brzegu prom. Widzowie siedzą na krzesłach, leżakach, kocach lub wprost na trawie, a po wiślanej fali niosą się arie, duety, pieśni. Wcześniej, po świętojańskim pikniku, o zmroku z nieszawskiego promu, który wypływa na środek rzeki, puszczane są wianki. W tym roku też popłynęły. .
Pożegnanie marzeń
Marzenia nieszawian o moście w miasteczku już się nie spełnią. Nie dlatego, że oba brzegi łączy prom, co powoli stało się wymuszoną tradycją, ale dlatego, że nieopodal w Siarzewie ma szansę powstać zapora na Wiśle, a na niej droga łącząca dwa brzegi rzeki.
(W artykule wykorzystano informacje zawarte w Kalejdoskopie Nieszawskim pod redakcją Krystyny Wasilkowskiej-Frelichowskiej)