Nieprawda, że nieważne, jak się zaczyna. Felieton Dziennika Łódzkiego
W niedawnej kampanii wyborczej rząd gwarantował pieniądze tym gminom, miastom, powiatom, województwom, które postawią na PiS. Łódzkie dało zwycięstwo rządowemu ugrupowaniu.
Ale partia tak bardzo nie jest pewna swoich wybrańców - dowodem sprawa posła Marka Matuszewskiego, którego zawiesiła w prawach członka stronnictwa za działalność na jego szkodę, bo chciał za dużo dla swojej koterii - że marszałkiem województwa łódzkiego zrobiła przedstawiciela rządu. Grzegorz Schreiber przesiadł się na ten fotel wprost z rządowego stołka sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Ta swego rodzaju unia personalna rządu z samorządem wyszła przypadkowo czy może regułą stanie się obsadzanie samorządowych stanowisk ministrami? (Oczywiście, wkrótce Schreiber odejdzie z funkcji w KPRM i przestanie być posłem).
Przekonamy się. Pewne jest, że w zarządzie województwa łódzkiego stolica regionu nie ma swojego przedstawiciela. A dyskusję nad kandydaturami do zarządu utrącono, bo zdaniem radnego Piotra Adamczyka (PiS) jej celem nie było zwiększenie wiedzy o pretendentach, ale polityczna przepychanka, do której dążyła opozycja. I pewnie tak by było, bo co jej pozostało. Ale z drugiej strony kandydaci mieliby niespotykaną okazję zaprezentowania swej przecież ogromnej fachowości, znaczącego dorobku, ambitnych planów na rozwój regionu. A tak wśród mieszkańców utrwali się, że marszałek województwa łódzkiego jest z Bydgoszczy. I nie pytaj, co Grzegorz Schreiber zrobił dla Łódzkiego, ale co Łódzkie dla Schreibera - dwa razy wybrało go posłem.
Opozycji na otarcie łez pozostaje fakt, że jeszcze w piątek po godz. 15 oficjalna strona Urzędu Marszałkowskiego pod nowym kierownictwem podawała, że zarząd województwa to: marszałek Witold Stępień, Artur Bagieński, Dariusz Klimczak, Joanna Skrzydlewska, Jolanta Zięba-Gzik.
W przeciwieństwie do Leszka Millera uważam, że ważne, jak się zaczyna.