Nie żyje starsze małżeństwo z Sulechowa - sąsiadów obudził krzyk
Ciała znalazła wczoraj w mieszkaniu w bloku siostra jednego z małżonków.
- O 7.00 rano obudził nas okropny krzyk i raban. Boże! Mordują kogoś? Pomyślałam wtedy... Nikt nie wiedział, co się stało. Aż tu słyszymy, że Janusz i Kazia nie żyją - opowiada nam jedna z sąsiadek zmarłego małżeństwa.
Makabrycznego odkrycia dokonała w poniedziałek, 11 stycznia w mieszkaniu siostra pani Kazimiery, która przyjechała do niej w odwiedziny. - Z tego, co udało mi się dowiedzieć, to Janek podobno w przedpokoju leżał martwy. A dalej, w pokoju, w łóżku, Kazia - dodaje Irena Radajewska, która znała małżeństwo osobiście.
Początkowo pojawiły się podejrzenia, że cichym zabójcą mógł być czad. Ale z upływem czasu stawało się to coraz mniej prawdopodobne.
- A nie chce mi się w to wierzyć - stwierdza jedna z sąsiadek. I dodaje: - My tu przecież takich piecyków nie mamy, z których mógłby się czad ulatniać.
Na miejsce od razu przyjechała policja, pogotowie, straż pożarna. Zaczęło się zamieszanie. Z relacji sąsiadów wynika, że strażacy przeszli po wszystkich mieszkaniach z czujnikami, żeby sprawdzić, czy nigdzie nie ulatnia się gaz ani czad. Nic nie wykryli. - Mnie się to jakieś dziwne wydaje, żeby dwie osoby umarły tego samego dnia, o tej samej porze. Oni byli ze sobą mocno związani. I ja tak sobie myślę, że pani Kazia może zmarła w nocy, a jemu serce z tęsknoty nie wytrzymało. Może jakiś zawał miał, czy coś? - zastanawia się kolejna z sąsiadek.
Śmierć starszego małżeństwa to szok dla wszystkich, którzy je znali, widywali
Z ich wypowiedzi dowiadujemy się, że oboje byli bardzo lubiani w okolicy. Żyli sobie po cichutku we własnych czterech ścianach. Żaden z naszych wczorajszych rozmówców nie wierzy w to, że pani Kazimiera i pan Janusz zginęli uduszeni czadem.
Prokuratura na razie nie podaje żadnych konkretnych informacji dotyczących przyczyny śmierci 71-letniej kobiety i jej 67-letniego męża. - Ciała zostały zabezpieczone do sekcji - zaznacza Krzysztof Pieniek, szef Prokuratury Rejonowej w Świebodzinie. Sekcja zwłok małżeństwa z Sulechowa została zaplanowana na dziś.
- Matko jedyna, co za tragedia. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Oni mieszkali o tu, pod piątką. Na tym samym piętrze - opowiada jedna z sąsiadek zmarłego małżeństwa. - My tu jak jedna rodzina jesteśmy, choć tylko sąsiedzi. Pomyśleć, obcy sobie ludzie. Ale każdy się zna, jak było trzeba, to i sobie pomagaliśmy. To byli dobrzy sąsiedzi. Spokojni, zżyci. Z panią Kazimierą często sobie rozmawiałam, jak mąż mnie poprosił, żebym się nią chwilę zaopiekowała, bo on na zakupy chciał wyskoczyć albo do lekarza.
Ta opieka była niezbędna, ponieważ - jak opowiadają nam sąsiedzi - pani Kazimiera chorowała na zanik mięśni.
- Od dwóch lat z łóżka w ogóle nie wychodziła - mówi Irena Radajewska. - Janek się nią cały czas zajmował. Nie mieli dzieci, więc mogli liczyć tylko na pomoc sióstr Kazi. A ona to miała sporą rodzinę - wspomina pani Irena, która kiedyś była sąsiadką małżeństwa. - Jak kupiłam sobie mieszkanie na własność, to też za daleko się nie przeprowadziłam. O tu, blok obok. Jakiś tam kontakt więc cały czas był. Cóż można powiedzieć. To było naprawdę spokojne i miłe małżeństwo - dodaje ze smutkiem.
Taka opinia krąży wśród wszystkich sąsiadów, z którymi udało się nam wczoraj porozmawiać. Większość z nich nie może uwierzyć w to, co się stało. - Sąsiadka jeszcze o 1.00 w nocy ich słyszała, jak rozmawiali. Bo Janusz to się Kazimierą do późna opiekował. No a rano te straszne krzyki. Jej siostra drzwi otwiera... i wszyscy wiemy, co dalej.
Drzwi do mieszkania nr 5 zostały zapieczętowane przez prokuraturę
W tej chwili to jedyny dowód na to, że w tym miejscu wydarzyła się tragedia. - W niedzielę wieczorem jeszcze córka widziała go w oknie, jak fajkę palił. Jak ksiądz po kolędzie chodził, też mu drzwi otworzył. Aż tu nagle... taka wiadomość. Nie mogę w to uwierzyć - mówi sąsiadka, która mieszkała najbliżej zmarłych. I jak inni zastanawia się, co mogło być przyczyną ich śmierci.
Po wstępnych oględzinach udało się ustalić, że na ciałach zmarłego małżeństwa nie było żadnych śladów świadczących o morderstwie.
Śledczy będą sprawdzali jednak różne hipotezy. Wiadomo, że kobieta była ciężko chora. Leżała w łóżku i tam zostało znalezione jej ciało. Z kolei ciało mężczyzny znaleziono w przedpokoju. Możliwe jest więc - jak podejrzewa jedna z sąsiadek - że kobieta zmarła, a serce męża tego nie wytrzymało.
W tej chwili mniej prawdopodobną wydaje się hipoteza, którą stawiano jako pierwszą: zatrucie czadem. - Mieszkania zostały sprawdzone czujnikami tlenku węgla. Nasze urządzenia niczego w nich nie wykazały - poinformował nas młodszy brygadier Ryszard Gura, rzecznik zielonogórskich strażaków.
O żadnych innych przyczynach śmierci śledczy na razie nie chcą mówić.