Rozmowa „Głosu” z Marianem Wilczewskim, łowczym okręgowym w Słupsku.
Ile osób może obchodzić Hubertusa w słupskim okręgu łowieckim?
W okręgu słupskim Polskiego Związku Łowieckiego, który obejmuje pięć powiatów: sławieński, słupski, bytowski, lęborski i człuchowski, skupiamy blisko 2800 osób. Hubertusa zwykle obchodzimy z rodzinami i sympatykami, więc w imprezach z nim związanych może uczestniczyć więcej osób.
Myśliwych u nas przybywa czy ubywa?
Rocznie w kursie przygotowawczym uczestniczy około 150 osób. Nie wszyscy jednak go kończą. Do egzaminu końcowego przystępuje zwykle około 130 osób, ale z powodu nikłych wiadomości część zainteresowanych go nie zdaje. Poza tym z przyczyn naturalnych część osób odchodzi. Są też tacy, którzy z powodów zdrowotnych albo innych, na przykład z powodu wyjazdu, wypisują się z naszej organizacji. Jednak generalnie jesteśmy na plusie, bo w ostatnich latach rocznie przybywa około czterdziestu nowych myśliwych.
Zatem myśliwstwo jest na fali?
Tak mi się wydaje. Szczególnie cieszę się z tego, że przyłączają się do nas młodzi, bo średnia wieku jest dosyć wysoka, więc brakuje ludzi do prowadzenia racjonalnej gospodarki, która jest konieczna, aby łowiectwo mogło się rozwijać.
Jaka jest główna motywacja nowych myśliwych? Po prostu chcą postrzelać do dzikich zwierząt?
Nie. Głównie chodzi o obcowanie z przyrodą. To jest wspaniały relaks. Sam jeżdżę na polowanie z nastawieniem, że tam świetnie wypocznę. W tym czasie nie odbieram komórki i gdy latem siedzę na ambonie, to zdarza mi się nawet, że przysnę na kilka godzin. Pozyskanie zwierzyny tak naprawdę jest ostatnim elementem naszej pracy. Generalnie postępujemy zgodnie z popularnym powiedzeniem: kto nie hoduje, ten nie poluje. Stąd przede wszystkim staramy się odpowiednio gospodarzyć zwierzyną, która bytuje na naszym terenie.
Jest jej dużo?
Sporo, choć z liczenia dzików, które w ostatnich dniach przeprowadzaliśmy, wynika, że ich ubyło.
To dość zaskakująca informacja, bo ostatnio w mediach centralnych pojawiają się liczne alarmujące informacje o tym, że dzików jest już w Polsce tak dużo, że trzeba ich populację radykalnie zmniejszyć. Ku temu zmierza przygotowywane właśnie prawodawstwo.
Tymczasem u nas populacja dzików maleje, bo rośnie liczba ich naturalnych wrogów. Myślę o wilkach, których przybywa. W różnych powiatach zaobserwowano już ich kilkuosobowe watahy. One bardzo lubią prosięta dzików, bo łatwiej im je upolować niż dorosłe sztuki. W efekcie populacja dzików maleje.