Nie taki diabeł straszny, czyli jak zostałem strażnikiem miejskim...
Gruby polar, ciężkie buty, kamizelka - zimowy strój strażnika miejskiego nie jest zbyt wygodny. Ale nie o wygodę przecież tutaj chodzi. Na jeden dzień nasz dziennikarz, Bartosz Wojsa, wcielił się w rolę strażnika miejskiego. Jak było?
Walka z wandalami, kontrolowanie kierowców, pilnowanie porządku i wysłuchiwanie często nieprzychylnych komentarzy mieszkańców - praca strażnika miejskiego do prostych nie należy. Ale czy rzeczywiście jest taka straszna, jak ją malują? Postanowiłem to sprawdzić. Na jeden dzień zostałem jednym z nich, dołączając do ekipy komendy przy al. Piłsudskiego 60 w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie pracuje obecnie 34 strażników miejskich.
Kto rano wstaje... ten chodzi niewyspany
Zegar wybija godzinę piątą rano, gdy podnoszę się z łóżka. Strażnicy miejscy zbierają się w siedzibie już o godz. 6. Wtedy zaczyna się odprawa. Ale przecież trzeba jeszcze na miejsce dotrzeć, więc pobudka o wczesnej porze może być dla nieprzyzwyczajonych szokiem. Nie dla doświadczonych strażników, rzecz jasna.
- Pan Bartosz z Dziennika Zachodniego będzie nam dzisiaj towarzyszył - przedstawia mnie zastępca komendanta, Adam Salomon, gdy w jednej z sal w straży miejskiej rozpoczyna się odprawa. Na twarzach strażników uśmiechy... Siedzimy przy jednym stole, gdy komendant dobiera ludzi do patrolu.
Ja trafiam do tego z numerem 2 - z Damianem Kościukiem i Tomaszem Gruszczyńskim. Otrzymujemy wytyczne dotyczące służby. - Kontrola ładu i porządku publicznego, sprawdzanie miejsc parkingowych pod kątem prawidłowego parkowania ze szczególnym uwzględnieniem miejsc dla osób niepełnosprawnych, a także kontrola drogowa, sprawdzenie stanu zdrowia osób bezdomnych... - recytuje wicekomendant Salomon. Dowódcą naszego zespołu zostaje Damian Kościuk, a kierowcą Tomasz Gruszczyński.
Kajdanki, gaz, paralizator, ale też pałka i apteczka
Przed wyruszeniem w teren, trzeba pobrać ekwipunek. Mamy specjalny zimowy ubiór, czyli kamizelkę, spodnie bojówki, gruby polar, ciężkie buty, kurtkę i czapkę zimową. Latem rzecz jasna jest inny zestaw, ale o krótkich spodenkach nie ma mowy. - Chyba że jest się w patrolu rowerowym. W przeciwnym razie trzeba chodzić w bojówkach. Ale przynajmniej mamy t-shirty z krótkim rękawkiem - wyjaśniają mi nowi koledzy.
Do tego zabieramy na patrol sprzęt, tzw. środki przymusu bezpośredniego, czyli paralizator, gaz obezwładniający, kajdanki, pałka teleskopowa, apteczka, kamizelki odblaskowe, latarki, radiostacja, aparat fotograficzny i komplet upoważniających do wszelkich kontroli dokumentów. Wsiadamy do wygodnego radiowozu marki volkswagen w wersji furgon.
W sumie strażnicy mają do dyspozycji pięć samochodów i 4 rowery. To dwa volkswageny typu furgon, jeden renault kangoo w wersji furgon oraz dwa citroeny c1 w wersji osobowej.
Dzieci na drodze oraz niesforni kierujący
Musimy skontrolować osiedla Arki Bożka, Pionierów i Staszica. Zaczniemy od skate parku na ulicy Turystycznej i rejonu Zespołu Szkół nr 2 - wylicza tuż przed wyjazdem starszy strażnik Kościuk. Po kilku minutach docieramy pod skate park na ulicy Turystycznej, a później przenosimy się na teren Zespołu Szkół nr 2 w Jastrzębiu, ale w tych miejscach wydaje się spokojnie. Nikt w okolicy się nie kręci, jednak strażnicy mają oczy dookoła głowy.
- Kierowca skupia się na drodze, a my musimy kontrolować otoczenie. Dowódca zawsze jest do tego wyznaczony - mówi strażnik Damian. Ciekawiej zaczyna się robić, gdy dojeżdżamy na teren Szkoły Podstawowej nr 1 przy ul. Pszczyńskiej. To tutaj droga do szkoły prowadzi pod górę, w dodatku jest to fragment zamknięty dla ruchu obustronnie. Nie dotyczy to jednak pracowników szkoły czy służb komunalnych.
- Dzień dobry panom! - krzyczą z uśmiechem dzieci z podstawówki, wchodząc pod stromą górkę. Żartują nawet, że strażnicy mogliby zamontować windę, która podwiozłaby ich pod górkę. - Robimy, co w naszej mocy - śmieje się starszy inspektor Tomasz.
Nagle ktoś wjeżdża pod zakaz, więc wyciągamy czerwony lizak i zatrzymujemy zdezorientowaną kobietę w aucie. - Wiem, że tutaj jest zakaz, ale jestem w ciąży i sami panowie rozumieją - tłumaczy się jastrzębianka. I rzeczywiście, ciąża ewidentnie zaawansowana, a strażnicy to rozumieją, więc przymykają oko na przewinienie. Wkrótce podjeżdża pod zakaz kolejny samochód - ale spokojnie, to nauczycielka z upoważnieniem. Strażnicy uznają, że możemy jechać gdzie indziej...
Bezdomni wybierają takie życie. Nie chcą pomocy
Zjawiamy się na ulicy Podhalańskiej, w pobliskim lasku koczuje bowiem grupa bezdomnych. - Znamy praktycznie wszystkich w mieście, tych także. Chcemy sprawdzić, czy z ich stanem wszystko dobrze. Dbamy o nich - mówią strażnicy.
Na miejscu zastajemy troje bezdomnych. Dwie kobiety, jeden mężczyzna. Nieźle się urządzili, mają namioty, meble. Choć zapach i mroźna pora nie zachęcają do mieszkania. Strażnicy oferują pomoc.
- Idzie zima, może w noclegowni będzie wygodniej? - proponuje strażnik. - Nie ma mowy, radzimy sobie - rzuca jeden z panów. - W noclegowni nie można napić się piwa i jest to pewnie jeden z powodów takich reakcji - wyjaśniają strażnicy. - Ciągle oferujemy im pomoc, udanie się do opieki społecznej czy noclegowni, ale zawsze odmawiają. Im taki styl życia odpowiada, nie chcą tego zmieniać. Kiedyś udało mi się pomóc bezdomnemu. Dostał mieszkanie socjalne, zaczął sobie radzić. Takie momenty w tej pracy są najlepsze, za to ją kocham. Gdy widać jej efekty - dodaje strażnik Damian Kościuk. I gołym okiem widać że ta praca sprawia mu radość. Ściska dłonie bezdomnych, życzy im powodzenia, prosi, by o siebie dbali.
- Nie możemy ich przecież zmusić do czegokolwiek, możemy tylko poinformować i zaoferować pomoc - precyzują strażnicy. Takiej pomocy nie chciał od nich także 23-letni chłopak, który zaszył się w opuszczonym magazynie, niedaleko Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Ma na sobie markowe ubrania, zapewnia, że ma pracę i pieniądze, a jednak śpi w zatęchłym budynku, w zimnie. - Dziwne - pomyślałem sobie. Ale on pomocy nawet od rodziny nie chciał. Był wręcz oburzony tym, że strażnicy się nim interesują. - Przecież sobie radzę - bronił się. Prysznic bierze w szpitalu, płaci za wszystko z pensji - pracuje bowiem dorywczo.
Strażnicy sporadycznie doświadczają chamstwa
Wbrew pozorom, nie spotkaliśmy się z przykrymi komentarzami mieszkańców. Zazwyczaj są uśmiechnięci, żartują. - Jak ktoś jest uprzejmy, to my również. Ludzie boją się, że jak ich zatrzymujemy, to od razu chcemy wlepić mandat i przyjmują pozycję obronną. Czasem są agresywni - mówi strażnik Kościuk.
Wracając do komendy przy ulicy Podhalańskiej zauważamy, jak jakaś kobieta chce przejść przez drogę w niedozwolonym miejscu, choć ,,zebra” jest dosłownie 20 metrów dalej. Gdy widzi radiowóz, rezygnuje, wyraźnie zbija z tropu... - Niech pani uważa, święta są, a mandat 50 złotych kosztuje - rzucił strażnik. - Przepraszam panowie, to się nie powtórzy... - mówiła zawstydzona pani. Skończyło się na pouczeniu. Bo, jak to się mówi, "strażnik też człowiek".
Na koniec garść danych ze straży miejskiej
Od początku 2015 roku strażnicy miejscy z Jastrzębia-Zdroju wystawili w sumie 871 mandatów. Interwencji podjęli z kolei łącznie 3408! Część z nich wynikała z rutynowych zadań, część ze zgłoszeń mieszkańców, a reszta z inicjatywy własnej, czyli reagowaniu na wykroczenia, które dzieją się w obecności strażnika miejskiego.