Nie pozwólmy się zdominować komputerom!
Komputery są dziś używane wszędzie i do wszystkiego. Cieszy się z tego zwłaszcza młodzież, bo dla niej komputer jest czymś tak naturalnym, że wprost trudno sobie wyobrazić życie bez niego.
Ma to różne dobre strony, których nie będę wyliczał, bo każdy je zna. Niestety, ma też złe konsekwencje, z których najbardziej niebezpieczne jest (moim zdaniem) postępujące rozleniwienie intelektualne ludzi. Jako pierwszy podniósł tę kwestię w 2008 roku Amerykanin Nicholas Carr. W artykule „Czy Google nas ogłupi?” postawił on śmiałą tezę: „(...) ceną pojawienia się myślących maszyn będą ludzie, którzy nie myślą”. Podobną opinię miał Andrzej Horodeński, informatyk i rzecznik prasowy Polskiego Towarzystwa Informatycznego.
W powstałej w 2010 roku, z mojej inicjatywy i pod moją redakcją, parze bliźniaczych książek: „Psychologia i informatyka. Synergia i kontradykcje” oraz „Informatyka i psychologia w społeczeństwie informacyjnym” napisał wręcz: „Historię postępu technologicznego można interpretować jako proces stopniowego przelewania inteligencji z producenta na narzędzia (...)”.
Być może przywołane tu opinie są zbyt radykalne i nadmiernie uogólniają zjawisko, które w istocie nie jest aż tak bardzo powszechne. Przyjrzyjmy się jednak uważniej swoim własnym działaniom. Ile razy mając wykonać proste obliczenie, na przykład podsumować ceny kupionych towarów, wyciągamy kalkulator i liczymy na nim - zamiast obliczyć tę sumę samemu w pamięci lub na kartce papieru. Ile razy chcąc sobie przypomnieć jakiś fakt, datę czy nazwisko, uruchamiamy Google i szukamy odpowiedzi w Internecie, a nie w swojej głowie, chociaż często chodzi o fakt znany ze szkoły czy z lektury. Ile razy, jadąc gdzieś, uruchamiamy GPS i jedziemy bezmyślnie tam, gdzie nas prowadzi, zamiast przestudiować mapę, zaplanować trasę, a potem nią podążać.
Doskonale wyszkoleni piloci lotu 447 Air France z Rio de Janeiro do Paryża dopuścili do katastrofy, w której zginęli oni sami i ich pasażerowie, ponieważ w trudnej sytuacji, zamiast myśleć samodzielnie, do końca ufali pokładowym komputerom, które sobie z nią nie poradziły.
Przykłady można mnożyć, nie o to jednak chodzi. Chcę tylko Państwa uczulić na to zjawisko, namawiając do przeciwdziałania. Jeśli mamy się przemieścić na większą odległość, to korzystamy z samochodu, autobusu, pociągu czy nawet samolotu. Ale na krótkie dystanse zwykle chodzimy pieszo - i to często wystarcza do utrzymania nas w nie najgorszej kondycji fizycznej.
Analogicznie, korzystajmy z komputerów przy poważnych zadaniach, ale nie dla drobnostek. Lepiej samemu coś przeliczyć, przemyśleć, przypomnieć sobie - nie sięgając do elektroniki. Inaczej grozi nam, że komputery całkiem i we wszystkim nas zdominują - a bez nich będziemy jak dzieci zagubione we mgle...