Piją i siadają za kółkiem. Dotyczy to nie tylko zwykłych zjadacz chleba, ale też ludzi władzy i eksponowanych zawodów.
19 stycznia, do zatrzymania Sławomira N. doszło rano podczas kontroli trzeźwości na Szosie Kisielińskiej. W jej trakcie na jeździe na ,,podwójnym gazie’’ złapano aż trzech kierowców. Wśród nich urzędnika miejskiego, który jechał do pracy. Miał 0,7 promila alkoholu we krwi, co według prawa jest już przestępstwem. Dziś Sławomir N. domaga się w sądzie, aby przywrócić go do pracy komendanta straży miejskiej w Zielonej Górze. Przez dwa dni ,,GL’’ próbowała porozmawiać z byłym komendantem. Nie odbierał telefonu.
- Takie zachowanie wskazuje na brak samokrytycyzmu, tym bardziej, że osoba ta została przyłapana na gorącym uczynku, więc nic nie wskazuje na to, by działanie prezydenta było wadliwe. Wręcz przeciwnie, decyzja o zwolnieniu była słuszna. Była sygnałem dla społeczeństwa, mówiącym, że kara za takie czyny jest nieunikniona, szybka i dotyczy wszystkich, bez względu na stanowisko - mówi o zachowaniu byłego komendanta prawnik dr Krzysztof Grzesiowski.
To nie pierwszy przypadek w Zielonej Górze złapania prominentnego działacza na jeździe pod wpływem alkoholu.
W 2012 r. radny Kamil Kawicki, były członek PO został wtedy zatrzymany za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Też miał 0,7 promila alkoholu w organizmie. Kawicki stracił prawo jazdy na 2 lata, ponadto zapłacił grzywnę. Radni długo zwlekali z wygaszeniem jego mandatu, o które wnosił wojewoda.
W tym samym 2012 r. policja zatrzymała Tomasza Misiaka, doradcę prezydenta Zielonej Góry.
Okazało się, że jechał pijany. Wydmuchał prawie promil alkoholu. T. Misiak niemal natychmiast po tym złożył dymisję. - Zachował się chociaż z honorem i poniósł konsekwencje swojego czynu - skomentował dla ,,GL’’ J. Kubicki.
Zaskoczenie u niektórych wywołał wyrok sądu w sprawie Sławomira R., męża zielonogórskiej radnej.
Sławomir R. zapłacił grzywnę 500 zł za to, że w połowie 2014 r. wjechał swoją skodą w tył auta, którym jechała kobieta z małym dzieckiem. Nikomu nic się nie stało, ale mężczyzna uciekł z miejsca kolizji. Na policję zgłosił się dopiero na drugi dzień. Tłumaczył, że nie chciał wywoływać sensacji i bał się o dobre imię swojej żony. Policja chciała odebrać kierowcy prawo jazdy na dwa lata. Pojawił się bowiem argument, że Sławomir R. kilka lat temu miał wyrok za jazdę po pijanemu, a ucieczka z miejsca kolizji musi budzić wątpliwości.
Najbardziej bulwersująca sprawa dotyczy lekarza anestezjologa Tomasza T.
W 2009 r. pod Świdnicą próbował swoim subaru uciec policji. Gdy stracił panowanie nad autem, uderzył w peugeota. Dwie osoby w ciężkim stanie trafiły do szpitala. Tomasz T. miał w chwili badania 2,3 promila.
W październiku ubiegłego roku opisaliśmy sprawę innej osoby publicznej, przyłapanej na jeździe po pijanemu.
To znany samorządowiec, członek zarządu powiatu słubickiego. Mimo iż przyłapano go na jeździe z 0,6 promila alkoholu we krwi (to przestępstwo), policja skierowała do prokuratury wniosek o warunkowe umorzenie postępowania wobec urzędnika. Prokurator w porozumieniu z policją może to zrobić, gdy „społeczna szkodliwość czynu” nie jest znaczna, gdy okoliczności jego popełnienia nie budzą wątpliwości, a zachowanie sprawcy pozwala przypuszczać, że w przyszłości będzie przestrzegał prawa.
Słubicki sąd umorzył warunkowo na dwa lata postępowanie przeciwko urzędnikowi. Mieszkańcy byli zbulwersowani tą sprawą. - Ludzie na świeczniku tym bardziej powinni być porządni. A jeśli już złamią prawo, powinni być karani jak wszyscy inni. Przecież to jest kpina z prawa i ze zwykłych obywateli - mówił nam jeden z Czytelników.
Dopiero kilka tygodni temu do sądu trafił w końcu akt oskarżenia przeciwko Michałowi J., prokuratorowi z Nowej Soli, który w kwietniu 2014 roku spowodował wypadek samochodowy pod Polkowicami.
Jego ford mondeo zderzył się czołowo z prawidłowo jadącym citroenem, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. Poszkodowany został kierowca wraz z dwójką dzieci. Ofiary miały złamane kończyn i żeber, ale prokurator zostawił ich i uciekł! Gdy kilka godzin później stawił się na policji, miał 0,7 promila alkoholu. Przyznał, że pił, ale... już po wypadku. Podróżujący z nim drugi prokurator, Tomasz S. miał 2 promile. Sprawa do dziś nie jest prawomocnie zakończona! Śledczy zostali zawieszeni w czynnościach służbowych, ucięto im też pensje. - Michał J. oskarżony jest o spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia - mówi Arkadiusz Kulik z prokuratury okręgowej w Legnicy.
Michałowi J. za spowodowanie wypadku grozi do trzech lat więzienia.
Ucieczka może zwiększyć karę nawet o połowę.
Dlaczego wymierzanie sprawiedliwości tak się w tym wypadku ślimaczy? Głównie z powodu prokuratorskiego immunitetu. Prokuratora J. czeka też postępowanie dyscyplinarne. Sąd dyscyplinarny zdążył już natomiast oczyścić z zarzutów Tomasza S. Prokurator pasażer wznowił pracę w nowosolskiej „rejonówce” na długo przez poznaniem tego wyroku.