Nie ma wiary bezobjawowej. Każda wiara musi się jakoś uzewnętrznić, dlatego w Boże Ciało wychodzimy na ulice
- Eucharystia to cud. Dlatego jej rzeczywistość nie jest do opisania, nie jest do zrozumienia. Z poziomu rozumu wydaje się to wręcz absurdalne: mówimy o kawałku konsekrowanego chleba, białej hostii, w której obecny jest Pan Bóg. Potrzeba dużej pokory, by to przyjąć - mówi Dominik Jurczak OP z Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego w Krakowie, wykładowca w Papieskim Instytucie Liturgicznym „Anselmianum” oraz na Papieskim Uniwersytecie „Angelicum” w Rzymie.
W czwartek świętowaliśmy Boże Ciało. Co jest istotą tego święta? Po co je obchodzimy?
Świętujemy, żeby przypomnieć sobie, że nie jesteśmy sierotami. Chrystus nas nie zostawił, pozostał z nami w Eucharystii. Kiedy celebrujemy mszę świętą, nie wspominamy jedynie wydarzenia z Wieczernika, ale „dotykamy” Boga poprzez sakramenty Kościoła. Jezus nie dał nam jedynie suchych tradycji, które powinniśmy bezmyślnie powtarzać. Kiedy uczestniczymy w Eucharystii, rzeczywiście doświadczamy Chrystusa. Kiedy celebrujemy z wiarą mszę świętą - tworzymy Kościół. Podstawową prawdą tego święta jest więc obecność Chrystusa w Eucharystii, która powinna być źródłem dla naszego życia.
Wierzący tyle już razy słyszeli, że Bóg ich kocha i mogą Go przyjmować w Komunii, że nie jest dla nich żadną nowością tajemnica Boga pod postaciami chleba i wina. Jak odkryć ją na nowo?
Eucharystia to cud. Dlatego jej rzeczywistość nie jest do opisania, nie jest do zrozumienia. Z poziomu rozumu wydaje się to wręcz absurdalne: mówimy o kawałku chleba, białej hostii, w której obecny jest Pan Bóg. Potrzeba dużej pokory, by to przyjąć. Święto Bożego Ciała posługuje się prostymi symbolami: ziarno pszenicy, chleb, wino. Pan Bóg też jest „prosty”, to my Go komplikujemy. Gdy będziemy używać proste środki, które Pan Bóg nam daje: Pismo Święte, sakramenty, to nawet jeżeli na początku nie wszystko będzie do końca zrozumiałe, z czasem odkryjemy, że łączy się w jedną całość. Że te niespójne początkowo rzeczywistości zaczną się układać. Boże Ciało to nie jest uroczystość dla tych, którzy chcą Stwórcę „rozgryźć” tylko na sposób intelektualny. Chociaż rzeczywiście prawda o Eucharystii nie jest prosta. Nie chodzi o to, aby najpierw próbować się przekonać, a potem w tym święcie uczestniczyć, tylko odwrotnie - uczestniczyć w tym święcie, żeby się przekonać, że pomimo wstępnej nielogiczności, niemożliwości, absurdalności, nagle się okazuje, że to wszystko się spina i ma głęboki sens, bo prowadzi nas do Pana Boga.
Mówi ojciec o prostych symbolach. A na procesji widzimy barwne korowody ludzi, dziewczynki w białych sukienkach sypiące płatki kwiatów, powiewające na wietrze kolorowe sztandary i chorągwie, przystrojone domy. Słowem - przepych. Czy to nie jest trochę przerost formy nad treścią?
Jeżeli ktoś odkryje treść, czy znajdzie taką formę, która będzie do niej adekwatna? Prosto nie znaczy mało uroczyście albo banalnie. Treść tego święta - tak jak Pan Bóg - jest prosta, ale to wcale nie znaczy, że On jest banalny. Sztandary, symbole, stroje przypominają nam o czymś ważnym: że Pan Bóg przychodzi w Eucharystii bardzo konkretnie: pod postaciami chleba i wina. Jako pokarm.
Mam pewien problem ze świętem Bożego Ciała. Chodzi o postawę kogoś, kto przed Chrystusem Eucharystycznym sypie kwiatki, a Chrystusowi obecnemu w drugim człowieku rzuca kłody. O katolicyzm na pokaz.
Ten problem Pismo Święte opisuje słowem: faryzeizm. To rozdwojenie między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne w człowieku. Między ciałem i duchem. Między tym, co widać, a tym, czego nie widać. Najbardziej rozplenia się wśród tych, którzy twierdzą, że ich nie dotyczy. Także w Kościele. Każdy z nas łapie się na faryzeizmie - i osoby świeckie, i księża, i zakonnicy. Faryzeizm to postawa, gdy robimy coś na pokaz, a nasze serce nie jest w to zaangażowane. Faryzeizm grozi każdemu z nas i niełatwo wyjść z tej choroby. Dlatego w chrześcijaństwie mówimy o nawróceniu. Nie znajdziemy lepszego lekarstwa na faryzeizm niż nawrócenie. Brzmi to górnolotnie, może skomplikowanie (albo wręcz przeciwnie), ale nie ma dla nas innego sposobu niż się nawracać i przypominać o tym, że wiara to nie sucha tradycja i działania na pokaz.
Wielu twierdzi, że wiara jest sprawą prywatną i jakiekolwiek obnoszenie się z nią na zewnątrz jest pewnego rodzaju ekshibicjonizmem. W Boże Ciało trzeba wyjść na ulice w procesji i powiedzieć: „Bóg jest dla nas ważny”. Co mają zrobić wierni, którzy nie odczuwają potrzeby manifestowania wiary?
Nie ma wiary bezobjawowej. Każda wiara musi się jakoś uzewnętrznić. A jeżeli się nie uzewnętrznia, to znaczy, że coś z nią jest nie tak. Nie ma wiary tylko indywidualnej. Jesteśmy wspólnotą Kościoła. Ja też nie mam wielkiej potrzeby manifestowania swojej wiary. Uczestniczę w procesji Bożego Ciała nie po to, by zamanifestować, że jestem katolikiem czy chrześcijaninem, ale ponieważ wierzę, że w tej odrobinie chleba obecny jest Chrystus. To mnie popycha do tego, by wyjść w procesji, a nie to, by zobaczyli mnie inni, zwłaszcza niewierzący. Uzewnętrzniam moją wiarę dlatego, że jestem głęboko przekonany o prawdzie, że On został z nami w Eucharystii. Zresztą procesja to nie jest dobry sposób ewangelizacji. Nie przekonam innych do wiary, gdy będę coś manifestował. Nie wystarczy coś wykrzyczeć, by kogoś pozyskać dla Chrystusa.
Także osobom niewierzącym procesje mogą przeszkadzać, bo policja wstrzymuje ruch, tworzą się korki, jest bardzo głośno...
To trochę demagogiczne argumenty. Boże Ciało jest raz w roku i wszyscy wiedzą, że wierni wychodzą wtedy w procesjach na ulice. Nie jest to chyba aż tak uciążliwe. Wiele innych rzeczy znacznie bardziej komplikuje naszą codzienność. Kiedy jest remont ronda w Krakowie, albo protesty w Warszawie, korki są dużo bardziej dotkliwe niż z powodu uroczystości Bożego Ciała, która przecież jest dniem wolnym od pracy. Precesje to element naszej tradycji. Cieszymy się z tego, że są ludzie w Kościele. Chwała Panu za to.
Proszę powiedzieć, kiedy Boże Ciało wprowadzono do kalendarza liturgicznego? Co było bezpośrednią przyczyną ustanowienia święta?
Uroczystość Bożego Ciała pojawiła się w kalendarzu i w obchodach liturgicznych Kościoła dopiero w drugim tysiącleciu, w połowie XIII wieku. Z perspektywy historii liturgii to dość późno. Nie jest to święto bezpośrednio związane z tajemnicą życia Pana Jezusa, to święto idei - podkreśla pewien aspekt, który celebrujemy. Tym aspektem jest obecność Chrystusa w Eucharystii. Historia tego święta i jego rozwój są dość zawiłe. Zrodziło się pod wpływem dyskusji z katarami, którzy odrzucali cielesność i gardzili ciałem. Podobnych sformułowań używali w odniesieniu do Ciała Pańskiego, trochę próbując wziąć w nawias tajemnicę hostii, którą spożywamy i celebrujemy w trakcie każdej mszy świętej. Głównym jednak powodem ustanowienia święta Ciała i Krwi Chrystusa były objawienia św. Julianny ze zgromadzenia sióstr augustianek. W 1245 roku ukazał jej się Chrystus, który domagał się ustanowienia święta Eucharystii na pierwszy czwartek po święcie Trójcy Przenajświętszej. Miało mieć charakter radosny i dziękczynny za Jego obecność pod postaciami chleba i wina.
Skąd wziął się zwyczaj procesji?
Procesja to nasz sposób przeżywania wiary w sposób wyjątkowo uroczysty. W liturgii Kościoła mamy procesję rezurekcyjną, procesję w Niedzielę Palmową, procesje towarzyszą też zaślubinom, gdy państwo młodzi zamierzają w stronę ołtarza. Jak ktoś przyjdzie do bazyliki dominikanów w Krakowie, to po wieczornych nieszporach przekona się, że zakonnicy maszerują przez cały kościół. Skoro Eucharystia jest dla nas centrum, skoro wyznajemy, że Chrystus jest tam prawdziwie obecny, to wydaje się naturalną konsekwencją, że chcemy tę uroczystość przedłużyć, wychodząc i organizując procesje.
Dlaczego procesja odbywa się do czterech ołtarzy, przy których się zatrzymujemy?
W różnych częściach świata ta uroczystość jest inaczej przeżywana. Na przykład Orvieto we Włoszech nie idzie się z Najświętszym Sakramentem, ale niesiony jest korporał, na którym w 1263 roku odkryto krople krwi z hostii trzymanej podczas konsekracji przez ks. Piotra z Pragi. My idziemy do czterech ołtarzy, czytając cztery różne opisy ustanowienia Eucharystii. Można szukać symboliki cyfry cztery i każda z nich jest prawdziwa: są cztery strony świata - próbujemy ogłosić całemu światu Chrystusa, są cztery Ewangelie, czy też czterech apostołów - ewangelistów.
Niektórzy w czasie procesji Bożego Ciała rozmawiają, urządzają sobie radosną wycieczkę, zabierają rozsypane płatki kwiatów lub odłamują gałązki sprzed ołtarzy. Nie irytuje księdza zabobonne lub rozrywkowe traktowanie tego święta?
Magiczne traktowanie różnych przedmiotów to coś, z czym Kościół zawsze walczył, ale jak widać, ciągle potrzebujemy pogłębiania naszej wiary. W procesji Bożego Ciała nie chodzi przecież o uskubanie brzózki z ołtarza. Jeżeli zatrzymamy się wyłącznie na pobożności dziecka, które dzwoni dzwonkami lub sypie płatki kwiatów, nie dostrzeżemy sensu tego święta. We włoskiej Perugii (ale w niektórych polskich miejscowościach również) istnieje tradycja przygotowywania dywanów z kwiatów. Można pomyśleć: po co tyle czasu i pieniędzy, żeby przygotować tak krótkotrwale przedsięwzięcia? Jeżeli jednak motywuje nas miłość do Pana Boga, wchodzimy na zupełnie inną płaszczyznę. Pyta pani, czy mnie irytuje rozrywkowe traktowanie święta? To dla mnie raczej zastanawiające. Procesja Bożego Ciała jest chodzeniem za Jezusem, jak apostołowie. Radziłbym więc skupić się bardziej na indywidualnym przeżywaniu tej tajemnicy, niż na karceniu i upominaniu kogoś. Każdy ma swój sposób przeżywania wiary. Lepiej go ukierunkować i prowadzić do głębszego zrozumienia, niż się irytować.
Dawniej ludzie wierzyli, że płatki kwiatów, które dzieci sypały podczas procesji, muszą mieć nadzwyczajną moc, skoro przeszedł po nich Chrystus ukryty w hostii. I przechowywali je później, aby chroniły dom w czasie burzy i zapewniały urodzaj.
Moc nie w płatkach, ale w wierze w Jezusa Chrystusa. Kwiaty, symbole, popiół, który ksiądz daje nam na głowy w Środę Popielcową - są znakiem czegoś, co ma się w nas dokonać, są przejawem naszej wiary w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa. Jednak trzeba dobrze wypośrodkować, żeby nie pójść w stronę zabobonu, ale też żeby zobaczyć, że Pan Bóg posługuje się tym, co materialne, żeby nam pokazać rzeczywistość inną, niematerialną. Posługuje się tym, co opisywalne, aby pokazać nam rzeczywistość nieopisywalną. Na tym też polega trudność naszej wiary.
Ktoś policzył, że od 750 roku zanotowano ponad 130 cudów eucharystycznych. Czy można powiedzieć, że one są dla niedowiarków, a wierzącym powinno wystarczyć święto Bożego Ciała?
Cuda są dla ludzi wierzących, by przypomnieć pewne prawdy. Są dla tych, którzy umieją je odczytać, mają teologiczną wrażliwość. To jest trochę tak jak z procesją Bożego Ciała. W cudach nie chodzi o to, żeby przekonać niewierzących, żeby ich zszokować czy pokazać, jacy jesteśmy piękni, bo mamy orkiestrę, feretrony i sztandary, ale by pogłębić naszą wiarę.
Porozmawiajmy o Eucharystii. „Tajemnica wiary” - ogłasza kapłan w czasie mszy świętej po przeistoczeniu. Co się dzieje na ołtarzu, kiedy nad chlebem i winem wypowiadane są słowa konsekracji?
Te słowa są w naszej obecnej liturgii aklamacją, na którą odpowiadamy: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci”. Ten dialog nie jest bez znaczenia, choć być może przyzwyczailiśmy się do tej wymiany zdań i stanowi ona dla nas mało znaczący moment. Wbrew pozorom to jednak bardzo ważna chwila, która przypomina nam o tym, że nie tylko ksiądz odprawia mszę świętą, ale odprawia ją cały Kościół. Poprzez tę aklamację każdy obecny uczestniczy w tajemnicy Eucharystii. Dawniej te słowa wypowiadał wyłącznie ksiądz i w trochę innym momencie. W odnowionej liturgii wypowiadają je wszyscy, żeby podkreślić, że tajemnica Eucharystii nie jest tajemnicą jednej osoby, tylko całego Kościoła. By to zrozumieć, potrzebujemy Ducha Świętego. W słowach „tajemnica wiary” nie chodzi o magię, o zaklęcie, że czegoś nie było i nagle jest. To Duch Święty dokonuje przemiany nie tylko chleba i wina w Ciało i Krew Pańską, ale też przemiany wszystkich ochrzczonych, którzy uczestniczą w Eucharystii w Ciało Pańskie - czyli Kościół. Dokonuje się tajemnica jedności. Warto wsłuchać się w słowa, które wypowiadamy w trakcie mszy świętej: „Spraw, abyśmy się stali jednym Ciałem i jedną Duszą w Chrystusie”. Tajemnica Eucharystii to również tajemnica budowania jedności w Kościele, której dziś przecież tak brakuje. Być może odkryliśmy magiczność w naszym życiu albo faryzeizm, tymczasem tajemnica Ducha Świętego i Eucharystii to odkrycie, że to Duch Święty czyni nas Kościołem. Jesteśmy w Kościele nie dlatego że ktoś nas wpisał do rubryki w kancelarii parafialnej, ale dlatego że Bóg nas zwołał i posłał swojego Ducha, żebyśmy się stali Kościołem. To bardzo dobry moment, aby przypomnieć sobie o podstawowych prawdach w naszym chrześcijańskim życiu.
Bardzo trudno zrozumieć „tajemnicę wiary”, przemianę niedostrzegalną ludzkim okiem. Jakie powinna ona mieć znaczenie dla każdego wierzącego człowieka?
Fundamentalne. Powinno to być zaproszenie, żeby jeszcze bardziej, jeszcze głębiej wchodzić w to, kim jesteśmy. Ta tajemnica przypomina nam, że jesteśmy Kościołem. I mamy o to dbać. Nie chodzi o to, żeby wszyscy w Kościele myśleli tak samo. Chodzi o jedność w Duchu Świętym, żebyśmy - pomimo wielu różnic - patrzyli w jednym kierunku.