- Wielkanoc kojarzy się głównie z lanym poniedziałkiem - mówi Marcin Wiśniewski, nasz zielonogórski Bachus. - Jednego roku nauczyłem pewnego Francuza, na czym polega ta tradycja...
Jedni muszą mieć na stole piaskową babkę. Inni nie wyobrażają sobie Wielkanocy bez tradycji święcenia pokarmów... Zapytaliśmy mieszkańców Zielonej Góry o to, co jest dla nich ważne w święta. Albo o te momenty, które najbardziej zapadły im w pamięć. A odpowiedzi? Zaskakują!
- Świąt Wielkiejnocy nie wyobrażam sobie bez... jajeczka - mówi ze śmiechem prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki. - A poza tym, to co to za Wielkanoc bez śmigusa - dyngusa? Zawsze staram się wstać pierwszy, by oblać moich bliskich. Choć muszę przyznać, że moim synom udało się raz obudzić przede mną.
I dodaje, że nie wyobraża sobie świąt bez rodzinnej atmosfery. Tego, że wreszcie ma czas na spotkanie z bliskimi. Jednak w tym roku prezydenta Kubickiego ominie jedna, tak ważna dla niego świąteczna tradycja, czyli... aktywność fizyczna.
- Przez skręcenie nogi nie poćwiczę. I to mnie, niestety, przeraża - mówi włodarz Zielonej Góry.
Czasem ważne chwile, takie jak święta Wielkiejnocy zapisują nam się w pamięci z powodu... naszych klęsk kulinarnych. Tak było w przypadku Wojciecha Jurkiewicza, gitarzysty z Zielonej Góry, członka Erlendis Quartet, który obecnie studiuje w Duńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej.
- Zrobiłem sernik na święta, bo chciałem dołożyć swoją cegiełkę do świątecznego stołu - zaczyna ze śmiechem W. Jurkiewicz. - I przeczytałem w przepisie, że trzeba dodać budyń. Tak zrobiłem. Dodałem do masy. Tylko szkoda, że nikt w przepisie nie zaznaczył, że nie chodziło o gotowy budyń, a jedynie o... proszek. Sernik wyszedł całkiem niezły. Tylko musiałem go podawać... w miseczkach. Tych świąt długo nie zapomnę.
- A mnie Wielkanoc najbardziej kojarzy się ze śmigusem - dyngusem - mówi zielonogórski Bachus, aktor Marcin Wiśniewski. - Pamiętam szczególnie dobrze jeden lany poniedziałek. Moja siostra uczyła się w liceum językowym. I jakoś tak wyszło, że właśnie na święta przyjechali do nas Francuzi w ramach wymiany językowej. Jeden z nich zamieszkał u nas. Postanowiłem mu pokazać, na czym polega tradycja lanego poniedziałku...
Jak opowiada Marcin Wiśniewski, poprosił siostrę, by zabrała zagranicznego gościa na spacer. A wracając pozwoliła mu iść przodem.
- Mieszkaliśmy wtedy na czwartym piętrze. I ja z tej wysokości wylałem na niego całe wiadro wody - mówi aktor. - Przyznam, że nie był z tego zadowolony, ale w ten sposób poznał naszą polską tradycję.
Ale! To nie koniec świątecznych doświadczeń polsko-francuskich.
- Jak to w lany poniedziałek bywa, poszedłem do kościoła. Wracam z niego na obiad, a tu drzwi do domu zamknięte i nie mogę dostać się do środka - opowiada Bachus. - Nagle drzwi się otwierają, a ja? Zostaję oblany pełną michą wody przez francuskiego gościa. I w ten sposób zagraniczny gość świetnie zrozumiał, na czym polega tradycja śmigusa - dyngusa.
Marcin Wiśniewski z uśmiechem też wspomina śmigusy już z późniejszych czasów. Kiedy to w Letnicy, z której pochodzi jego żona, strażacy w każdy lany poniedziałek jeździli i oblewali wszystkich z wozu strażackich. Nikt wtedy nie wyszedł suchą nogą...
Ale nie dla wszystkich lany poniedziałek to niezbędny element świąt.
- Dla mnie Wielkanoc to zapach paski - ukraińskiego wielkanocnego pieczywa drożdżowego - mówi prezes fundacji Lyada, Irina Brovko, która do Polski parę lat temu przyjechała z Ukrainy. - Ciasto jest z wanilią, rodzynkami, a każda rodzina ma na nie swój unikalny przepis.
Dla Iriny Brovko Wielkanoc to również kraszanki, ale i zapach wiosny czy gałęzi wierzby.
- Święta w Polsce i na Ukrainie mocno się od siebie nie różnią - mówi Irina. - Ale w związku z tym, że Ukraińcy są prawosławni, Wielkanoc jest nieco później niż w Polsce. Nie mamy jednak lanego poniedziałku.
Jak mówi prezes Lyady, nie miała jeszcze okazji doświadczyć śmigusa w Polsce.
- Ale mam nadzieję, że córka w tym roku z koleżankami pozna w całości tę tradycję - mówi ze śmiechem Brovko.
A dla Państwa z czym kojarzy się Wielkanoc?