Pani Dorota bezskutecznie szuka miejsca dla mamy żyjącej dzięki respiratorowi.
W słupskim mieszkaniu pani Doroty obok siebie mieszkają: ona z trójką małych dzieci, jej starszy schorowany tata oraz 68-letnia mama. I to mama wymaga najintensywniejszej opieki.
Od czterech lat, gdy nagle zachorowała, kobieta leży w łóżku i oddycha tylko dzięki respiratorowi wypożyczonemu ze szpitala w Tczewie. Trzeba ją pielęgnować, myć, odsysać ślinę, karmić pozajelitowo.
- To dla mnie coraz większe wy-zwanie. Co prawda mamę odwiedza pielęgniarz i jest ona pod opieką anestezjologa, ale większość obowiązków spoczywa na mnie - mówi pani Dorota. - Trzeba przy niej wszystko robić, wstawać nocami, by odsysać ślinę, gdy się krztusi, a do tego rehabilitować, masować, by nie miała odleżyn.
Pani Dorota sama wychowuje troje dzieci. Przy nich też ma sporo zajęć. Do tego jej tata ma już kłopoty ze zdrowiem. Ona sama również ma duże problemy z kręgosłupem.
- Z mamą kontakt jest bardzo ograniczony. Specjaliści mówią, że ona czuje, słyszy, jednak rzadko reaguje. Czasem oczami mrugnie, polecą jej łzy - mówi słupszczanka. - Kocham mamę i kiedy jeszcze była przytomna, obiecałam jej, że zawsze będę starała się być blisko niej. Jednak mam coraz mniej sił.
Pani Dorota od kilku tygodni szuka dla mamy miejsca w placówce, która może zaoferować pomoc osobom tzw. wentylowanym mechanicznie. Jednak bezskutecznie.
- Dowiadywałam się w hospicjum. Tam takich osób nie przyjmują. W zakładzie opiekuńczo-leczniczym przyLelewela nie ma miejsc dla osób wentylowanych mechanicznie. Mam nadzieję, że może znajdzie się takie w nowym zakładzie, który od lipca ma zacząć działać przy szpitalu w Ustce - mówi z nadzieją słupszczanka.
Rodzina pani Doroty ma w domu wypożyczony respirator. Z nim schorowana kobieta jest wożona m.in. do szpitala, bo problemy z hemoglobiną czasem powodują konieczność leczenia na oddziale. Tam jest m.in. w tej chwili.
- Jednak to tylko chwilowa ulga w opiece nad nią. Marzę, by znalazło się dla niej miejsce w jakimś ośrodku blisko domu - mówi.
Niestety, z tym jest kłopot.
Bez wyjścia, nawet gdy brakuje już sił
Pani Dorota od kilku tygodni bezskutecznie szuka miejsca w zakładzie opiekuńczo-leczniczym dla swojej mamy. 68-latka od czterech lat jest wentylowana mechanicznie. To znaczy, że żyje - oddycha tylko dzięki respiratorowi przy łóżku. Pani Dorota marzy, by takie miejsce znalazło się w ośrodku gdzieś blisko Słupska, by mogła mamę często odwiedzać. To jednak niemożliwe.
- Od lipca będziemy prowadzili zakład pielęgnacyjno- -opiekuńczy w Ustce dla 12 osób. Jednak nie będzie tam łóżek z respiratorem - mówi Elżbieta Gryko, rzeczniczka słupskiego szpitala.
Miejsc dla osób wentylowanych mechanicznie nie ma też w ZOL-u przy ul. Lelewela w Słupsku ani w podobnym ośrodku w Gardnie Wielkiej.
W Pomorskiem ośrodki stacjonarne dla osób wentylowanych mechanicznie są tylko dwa: w szpitalu w Bytowie i gdańskim Copernicusie. W tym pierwszym jest tylko jedno łóżko z respiratorem, w drugim cztery. Od lipca ma być piąte.
Dwa łóżka dla pacjentów, którzy nie oddychają samodzielnie, są w koszalińskiej poliklinice.
- Oba jednak od roku są zajęte, a mamy już kolejnych sześć wniosków od rodzin osób, które potrzebują takiego miejsca - mówi pielęgniarka w SP ZOZ MSW w Koszalinie. - Wiem, że opieka nad taką osobą pod respiratorem to ogromny ciężar dla bliskich. Jednak wymagania wobec nas ze strony NFZ-u są ogromne. Dlatego nie udało nam się uruchomić takich miejsc w naszym zakładzie w oddziale polikliniki przy u. Lelewela w Słupsku.
Podpowiada ona tylko, że od lipca pięć łóżek dla osób wentylowanych mechanicznie może pojawić się w Szczecinku. To jednak zbyt daleko od domu pani Doroty.