Kolejne przetargi są odwoływane z powodu braku choćby jednej oferty na wykonanie. Firmy budowlane tłumaczą to brakiem ludzi, równocześnie proponują bardzo wysokie ceny.
Burmistrzom i wójtom zagląda w oczy widmo konieczności oddania pieniędzy, o które czasem bardzo długo zabiegali. Chodzi o rozmaite dotacje, które trzeba w określonym terminie wykorzystać. Lecz jak to zrobić, kiedy na ogłaszane przetargi nie zgłasza się ani jeden wykonawca?
Przykładem jest Dzierzgoń-ski Ośrodek Kultury - zajmuje pomieszczenia w dawnym klasztorze, od lat starano się o dofinansowanie remontu. Wiadomo, skoro budynek zabytkowy, koszty są wysokie. Rok temu samorząd Dzierzgo-nia pozyskał pierwszą dotację - wyremontował część dachu. Na początku tego roku drugą - dach dokończono.
Kiedy gmina podpisała porozumienie z Narodowym Centrum Kultury na remont wnętrz, poczuła się jak w siódmym niebie. Przewidywano wymianę wszystkich instalacji, oświetlenia, podłóg i posadzek. Do tego jeszcze zakup wyposażenia do pracowni tematycznych. Wartość całego zadania wynosi 515 tysięcy złotych, dofinansowanie 227 tysięcy.
- Nie zgłosiła się żadna firma - rozkłada ręce burmistrz Elżbieta Domańska. - Jeżeli nie znajdziemy wykonawcy, pieniądze nam przepadną. Nie jesteśmy metropolią, dla nas to duża ulga w budżecie, a ośrodek kultury prędzej czy później remontować musimy.
Starostwo Powiatowe w Sztumie już trzykrotnie ogłaszało przetarg na remont dachu głównego budynku sztumskiego szpitala. Bez skutku, ani jednej oferty. Chce też przebudować dawną siedzibę Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej na oddział Powiatowego Urzędu Pracy. Ogłoszono dwa przetargi, zainteresowania brak. Równocześnie każdego dnia z Powiśla wyrusza kilkadziesiąt bez mała busów z pracownikami lokalnych firm budowlanych wykonujących zlecenia w Trójmieście.
- Już rok temu widzieliśmy, że coś się dzieje, kiedy ogłaszaliśmy przetarg na okaszanie dróg. Wcześniej zgłaszało się po piętnaście firm. Robota prosta, samorząd to pewny płatnik. Nagle były tylko cztery - mówi Antoni Downarowicz, wicestarosta sztumski.
Niektóre samorządy już odpuszczają pozabudżetowe pieniądze. W gminie Lipusz zrezygnowano z rządowej dotacji na utworzenie pierwszego w gminie żłobka. Mimo dwóch przeprowadzonych przetargów nie udało się wybrać wykonawcy inwestycji. Środki pochodziły z rządowego programu „Maluch plus”. Jak mówi wójt gminy Mirosław Ebertowski, po ogłoszeniu przetargu nie wpłynęła żadna oferta. W jego przekonaniu, to skutek tego, że firmy budowlane mogą mieć obecnie zbyt dużo zleceń.
To prawda, firmy tej branży z pewnością nie mogą narzekać na brak popytu na swoje usługi. Nawet bez klęsk żywiołowych w rodzaju niedawnych nawałnic, po których pracy jest aż nadto. Jeszcze większym problemem wydaje się niedobór pracowników. To podkreślają samorządowcy z Powiśla.
Burmistrz Dzierzgonia nie ukrywa, że rozmawiała z wieloma szefami firm budowlanych, bo przecież szkoda ministerialnej dotacji - wszyscy rozkładają ręce. Mogliby z dnia na dzień przyjąć po kilkunastu pracowników, tylko skąd ich wziąć? Zlecenia na innym terenie przyjęli wcześniej, teraz nie mogą się wycofać. A terminy wykorzystania pozabudżetowych pieniędzy są nieubłagane.
Wicestarosta Downarowicz potwierdza, że gdyby dziś założyć nową firmę budowlaną, interes będzie się kręcił znakomicie. Jeśli tylko będą ludzie do pracy... Nie pomaga nawet możliwość negocjacji z wolnej ręki z potencjalnymi wykonawcami, jeśli dwa przetargi zakończą się niepowodzeniem.
- Portfel zamówień mam zamknięty na kilkanaście miesięcy naprzód - mówi szef jednego z zakładów budowlanych z okolic Dzierzgonia. - Wykonuję zlecenia dla dużych kontrahentów, mam zapewnioną pracę, więc nie szukam już niczego więcej. Nawet gdybym próbował angażować ludzi na czarno, ale to ryzykowny interes. Nierejestrowanymi ludźmi można „opędzić” niewielkie zamówienie gdzieś na boku, nie przetarg dla miasta czy powiatu. Zresztą nawet w szarej strefie ludzi nie ma - dodaje.
Samorządowcy z powiatu kartuskiego wskazują, że od pewnego czasu można zaobserwować nie tyle brak ofert, co znacznie zawyżone ceny proponowane w przetargach, to z kolei zmusza gminy do unieważnienia postępowania i otwierania kolejnego.
- Czasem ogłaszamy po dwa, trzy przetargi, bo ceny są tak absurdalne, że oferent sam doskonale wie, iż gmina takiej propozycji nie przyjmie - mówi Andrzej Wyrzykowski, wójt gminy Przodkowo. - Problemy z rozsądnymi ofertami daje się zauważyć zwłaszcza podczas przetargów związanych z inwestycjami budowlanymi. Gdy pytamy właścicieli firm, skąd takie śmieszne ceny, odpowiadają, że brakuje im pracowników - dodaje wójt Przodkowa.
Gmina Kartuzy również musiała ponownie ogłosić przetarg na budowę drugiego etapu promenady nad Jeziorem Karczemnym i budowę nowej nad Jeziorem Klasztornym Małym. Powód był ten sam - znacznie zawyżone oferty cenowe. Drugi przetarg przyniósł więcej ofert i o wiele niższych.
wsp. (J.S.)