Nie każdy pacjent teraz dostanie się na oddział
- Zamknęli oddział wewnętrzny, gdzie mamy się leczyć? - pytają mieszkańcy. - Spokojnie, to tylko awaria - uspokaja dyrekcja.
-To prawda, że oddział wewnętrzny w naszym szpitalu został zamknięty? Słyszałem że pacjenci są odsyłani do szpitala w Świebodzinie. Przecież to jakiś koszmar! - mówi zdenerwowany pan Stanisław.
- Gdzie będziemy się leczyć po zlikwidowaniu oddziału wewnętrznego naszego szpitala - w Zielonej Górze i w Świebodzinie? Ponoć taki pomysł został podyktowany tym, że nie ma lekarzy - zadzwoniła do nas pani Krystyna.
Z podobnymi pytaniami zwrócili się do nas jeszcze inni zaniepokojeni Czytelnicy, którzy martwią się, że w razie potrzeby będą musieli jechać aż do szpitala w Świebodzinie. Sprawa wydaje się o tyle groźna, że o zamknięciu oddziału szpitala mówi się nie od dziś.
Oddział do zamknięcia?
Przypomnijmy, sprawa ewentualnego zamknięcia oddziału wewnętrznego szpitala w Sulechowie po raz pierwszy ujrzała światło dzienne podczas listopadowej nadzwyczajnej sesji rady miasta. Wówczas w imieniu mieszkańców głos zabrał radny Łukasz Bartoszewicz: - Chciałem zapytać, czy to prawda, że oddział wewnętrzny naszego szpitala ma zostać zamknięty? Odbieram w tej sprawie bardzo dużo telefonów i e-maili od mieszkańców. Nie wiem, co mam im odpowiedzieć?! - pytał. Jednak wówczas wszystkie niepokoje rozwiał burmistrz Ignacy Odważny zapewniając, że o zamknięciu nie ma mowy.
Temat wrócił tydzień później, na kolejnej sesji. W sprawie oddziału głos zabrała Beata Kucuń, dyrektorka szpitala. Przyznała, że sytuacja oddziału jest trudna, ponieważ z pracy zwolniło się dwóch lekarzy. Na oddziale zostało więc jedynie trzech, którzy muszą podzielić między siebie pracę kolegów. - Problem pojawia się w momencie planowania dyżurów nocnych i świątecznych. Lekarze, którzy odeszli, dyżurowali dużo. A jeśli nie będzie u nas dyżurnych, nie może być mowy o ciągłości pracy na oddziale - tłumaczyła dyrektorka. Dodała też, że nie może obiecać, że uda się zabezpieczyć cały miesiąc grudzień na oddziale wewnętrznym. Podkreśliła jednak, że jest ostatnią osobą, która chciałaby ten oddział zamykać. - Nie ukrywam, że jeśli nie uda nam się znaleźć nowych pracowników, może zajść potrzeba wyciszenia pracy i zmniejszenia liczby łóżek. Owszem są też szpitale, które nie mają oddziałów wewnętrznych. Ale my nie dopuścimy do takiej sytuacji - zapewnia.
To tylko... awaria
Czy sprawdził się najgorszy scenariusz pisany dla oddziału wewnętrznego? Częściowo... Jak dowiedzieliśmy się od Beaty Kucuń, na oddziale obowiązuje ograniczona ilość przyjęć. Wszystko przez awarię pieca ciepłowniczego. - Jesteśmy w trakcie usuwania tej awarii. Dlatego chciałam uspokoić wszystkich pacjentów, praca oddziału wróci do normy, jak tylko naprawimy piec. W tej chwili mamy dostępnych pięć łóżek, dlatego przyjmujemy tylko ciężkie przypadki. Pozostałych pacjentów, jeśli wszystkie łóżka są zajęte, odsyłamy do ościennych szpitali, które poinformowaliśmy o naszych kłopotach - tłumaczy dyrektorka i zapewniła, że o groźbie zamknięcia jak na razie nie ma mowy.