Nie chce zamienić jednego złego lokalu na taki sam
Danuta Szamlicka w fatalnych warunkach mieszka z ciężko chorym, rocznym synkiem Patrykiem. Kobieta stara się o zamianę lokalu na lepszy.
W tej chwili zajmują mieszkanie komunalne przy ul. Jedności. Ich pokój i malutką kuchnię trudno jednak nazwać mieszkaniem. To zaadaptowany strych, który już kilka razy był zalany. Przez nieszczelne okna do środka wdziera się zimne powietrze. Obok dyndają zawieszone na gwoździach firanki. Wcześniej wisiały tam karnisze, ale odpadły od mokrych ścian.
- Najgorsze, że mamy tu tylko zimną wodę - opowiada pani Danuta. - Synka kąpię w wanience, do której wodę podgrzewam w elektrycznym czajniku. Sama myję się w misce. Łazienki nie mamy. Toaleta na korytarzu, wspólna z sąsiadami. Najbardziej boję się jednak szczurów, które biegają po klatce schodowej.
- Patryk jest dzieckiem wcześniaczym i wymaga szczególnej opieki, a matka sprawuje nad nim wzorową opiekę - podkreśla Halina Głośnicka, pielegniarka która opiekuje się panią Danuta i jej synkiem. - Ale warunki, w jakich mieszkają, są uwłaczające. Bardzo proszę o pomoc w imieniu matki!
Nic dziwnego, że matka robi wszystko, żeby wyrwać się stamtąd. W takich warunkach nie powinien mieszkać nikt. A już na pewno nie malutki Patryk, który urodził się w 25. tygodniu ciąży z poważną chorobą: dysplazją oskrzelowo-płucną. Przeszedł laserową operację oczu. Miesiąc temu miał kolejną operację. Tym razem przepukliny. Trzy dni po niej dostał zapalenia płuc. Razem z mamą leżał długo w szpitalu.
Niedawno z niego wyszli…Pani Danuta miała obejrzeć inne mieszkanie komunalne wskazane przez miasto.
- To co zobaczyłam w zaproponowanym mi przez miasto mieszkaniu przy ul. Kupieckiej 39 jest dla mnie szokiem! - mówi Danuta Szamlicka. - To jest narażanie zdrowia i życia mojego dziecka. Wpadłabym z deszczu pod rynnę. Spędziłam zimę z ciężko chorym synkiem w okropnych warunkach. A teraz? Urzędnicy wiedząc, że maluch ze względu na chorobę płuc nie może przebywać w mieszkaniu z piecem kaflowym, proponują mi… mieszkanie z piecem kaflowym i w fatalnym stanie.
Matka wylicza, że w zaproponowanym przez miasto lokalu, na ścianach jest grzyb, który jedynie ostatnio zamalowano farbą. Wie to od sąsiadów, którzy mieszkają w kamienicy. Ponadto brak tam ciepłej wody. A sama łazienka to niewielka klitka, w której jest tylko toaleta. Jeśli wstawiono by tam wannę, której na razie nie ma, nie można by się tam ruszyć.
Dlatego 7 marca złożyła do UM pismo o odmowie przyjęcia proponowanego lokalu. Dołączyła tam orzeczenie syna o niepełnosprawności i wypisy szpitalne.
Urzędnicy twierdzą, że na razie nie mają żadnego innego lokalu.
- Zaproponowaliśmy Dorocie Szamlickiej mieszkanie przy ul. Kupieckiej 39/8, ponieważ był to jedyny lokal, jakim dysponujemy w tej chwili - informuje Hanna Garbaj, kierowniczka biura gospodarki komunalnej i mieszkaniowej w urzędzie miasta. - Jeśli ten lokal nie odpowiada pani Szamlickiej, to będzie musiała poczekać teraz na następną propozycję z naszej strony.
Niestety, w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to nastąpi. - Dodam, że na mieszkanie komunalne w Zielonej Górze oczekuje obecnie ponad 600 osób - informuje H. Garbaj. - Wiele z tych osób czeka w kolejce przez osiem lub nawet dziesięć lat.
- Na pewno nie poddam się - mówi matka malutkiego Patryka. - Będę walczyła o to, żebyśmy z synkiem mieszkali w normalnych warunkach. Tylko ile to jeszcze potrwa i jak to wpłynie na zdrowie Patryka?