Nie byliśmy tylko na Antarktydzie
Tak mówią o sobie włocławianie, Barbara i Wojciech Rybiccy. I zaraz prostują: - Kilka krajów w Europie także ominęliśmy, ale i tak lista ich podróży wzbudza szacunek i zwykłą, podróżniczą zazdrość.
Wariujemy w styczniu - przyznają. Wtedy ukazują się nowe katalogi biur podróży. - Bo to jest jak choroba, a nie tylko pasja - twierdzi Wojciech Rybicki, włocławianin, który wraz z żoną Barbarą od 1973 roku zwiedza świat. Niedawno przelecieli 45 tysięcy kilometrów w powietrzu i przejechali tysiąc kilometrów autokarem. Wprawę do Australii i Nowej Zelandii mają świeżo w pamięci. Mogą o niej opowiadać godzinami, tak jak zresztą o każdej innej. Każda jest pierwsza, jedyna. Samolot, autokar, pociąg, własne auto. Każdy sposób jest dobry, by poznać świat. I choć lubią Włocławek, bywają na niemal każdej imprezie kulturalnej, to coś ich w ten świat gna.
Motorem podróżowania jest pani Barbara. - Uległem tej pasji dla małżeńskiej równowagi - przyznaje z uśmiechem Wojciech Rybicki. - Ja chętniej zajmuję się komponowaniem, pisaniem wierszy. Żona jest chłonna świata. - Potrzebuję adrenaliny - mówi włocławianka. - A ona towarzyszy nam na każdym etapie podróży, począwszy od przygotowań. Bo trzeba najpierw wybrać kierunek peregrynacji, potem program. Prawie zawsze tuż przed wyjazdem pojawiają się nerwy. Czy się uda zrealizować to, co zakładaliśmy? Jakie przeszkody staną naprzeciw nas? Co wydarzy się nieprzewidzianego? A potem, gdy już wracamy do domu, człowiek ma poczucie spełnienia. - Tak, jesteśmy spełnieni jako podróżnicy - mówi pan Wojciech.
Zaczęli podróżować w 1973 roku. Do dziś zwiedzili wszystkie państwa europejskie oprócz: Irlandii, Norwegii, Finlandii, Łotwy, Litwy i Estonii. Zwiedzili też USA, Meksyk, Argentynę, Urugwaj, Brazylię, Maroko, Egipt, Irak, Turcję, Emiraty Arabskie, Chiny i ostatnio wspomniane już Australię oraz Nową Zelandię.
- Doświadczamy tego, jak spełniają się podróżnicze marzenia - mówi z dumą pani Barbara. I pomyśleć, że tak niewinnie się to wszystko zaczęło... Pamiętają pierwsze wyprawy własnym samochodem - do ZSRR, Rumunii, Węgier i Czechosłowacji, pierwsze wczasy w przyczepie kempingowej w bułgarskiej Albenie. Już z dziećmi. Także z dziećmi zwiedzili również m.in. Włochy, NRD.
- Nie, to absolutnie nie tak, że były dla nas ciężarem - mówi pani Barbara. - Po prostu ich obecność w domu czy potem, na studiach, oznaczała inną gospodarkę finansową w domu. Teraz i syn, i córka są już dorośli. Zresztą, także mają podróżnicze pasje.
- W moim przypadku zwiedzanie łączyło się też z praca zawodową - mówi Wojciech Rybicki. - W ten sposób - będąc w podróży służbowej na przykład do kombinatów chemicznych, bo jestem chemikiem z wykształcenia, udało się zwiedzić Słowację, Czechy. Służbowo byłem także w Niemczech, Anglii, zaś na praktyce zawodowej - w USA. No i pracowałem w Iraku, w Al-Kaim. Do USA polecieliśmy też prywatnie z żoną, do rodziny. Zwiedziliśmy między inny mi Nowy Jork, Waszyngton, byliśmy nad Niagarą.
- Dla mnie miejscem szczególnym był Meksyk - wspomina pani Barbara. -Zauroczył mnie niesamowitą mieszanką kultur, klimatem, roślinnością, atrakcjami, które dla nas przygotowano. Niezapomniane Acapulco, piramidy Indian w Uxmak i Chitzen Itza. Mieszkaliśmy też w hotelu o niesamowitych, futurystycznych kształtach. Piękna, choć to słowo wydaje się banalne wobec wielości wrażeń, także tych estetycznych, jest też Australia. - Nowa Zelandia - byliśmy na wyspie południowej - jest nieco monotonna, ale zaskoczyła nas pozytywnie pogodą - mówi pan Wojciech. - Nie padało, choć o tej porze roku to się zdarza. A roślinność jest niespotykana nigdzie indziej.
Poza tym, że zabierają z sobą odzież odpowiednią do danej strefy klimatycznej, zawsze zabierają całą gamę lekarstw, latarkę, podręczny nóż, słowniki, kapelusz z siatką, buty trekingowe, płaszcze przeciwdeszczowe. - Leki nie tylko dlatego, że jesteśmy zwykle najstarsi w grupie podróżujących - mówi pani Barbara. - Po prostu się przydają - szczególnie na przykład w warunkach egzotycznych.
Po wyprawie przez chwilę mają moment zmęczenia. - Zresztą w trakcie też bywa, że „padamy na nos” - mówi Wojciech Rybicki. - Chcemy jak najwięcej zwiedzić, a tempo bywa na takich wycieczkach zawrotne. Ale - jak mówi moja żona - czasu nam już zostało nieco mniej niż innym. To taka pozytywna zachłanność.
- Z czasem coraz chętniej wybieramy wyprawy, podczas których zwiedzanie jest połączone z wypoczynkiem - przyznaje pani Barbara. - Tak było w przypadku Indii, gdzie po maratonie zwiedzania wypoczywaliśmy na Goa.
O swoich wyprawach opowiadają m.in. w bibliotekach. W Golubiu-Dobrzyniu mówili o wprawie do Meksyku, we Włocławku o Chinach, Maroko, Indiach, w domach kultury w Warszawie, Lipnie, Brześciu Kujawskim o Argentynie i Brazylii. Często są zapraszani przez Uniwersytety III Wieku. Przygotowują się do nowych spotkań. Każda prelekcja składa się z ok. 1200-1600 zdjęć oraz filmów wideo. Często zadawane pytanie? Skąd biorą pieniądze na podróże. A oni odpowiadają, że nie są krezusami. Odkładają na wakacje przez cały rok.