Nie będzie już podziału na miasto i wieś. Policjanci muszą reagować równo. I szybko
Kilkanaście minut. Tyle średnio, jak wynika z policyjnych danych zebranych przez NIK, zajmuje dotarcie na miejsce interwencji od zgłoszenia.
W mieście 9 minut i 19 sekund, na wsi - 12 minut i 2 sekundy. O co chodzi? To wyliczone przez Komendę Główną Policji czasy reagowania na zgłoszenia mieszkańców. To dane uśrednione. Dotyczą one 2015 roku i zostały wzięte pod lupę przez inspektorów Najwyższej Izby Kontroli.
Okazało się, że policjanci w ostatnich latach - jeśli brać pod uwagę dane komendy głównej - skrócili czasy reagowania o 58 (dla terenów wiejskich) i 17 sekund (w miastach). O tyle szybciej i sprawniej reagują mundurowi na zgłoszenia telefoniczne obywateli wzywających policję w odniesieniu do stanu z 2013 roku.
Kontrolerzy NIK dopatrzyli się jednak w tych analizach pewnych nieścisłości. I to takich, które poważnie mogą zafałszować obraz błyskawicznie reagujących policjantów. Nieprawidłowości stwierdzono w 16 z 24 kontrolowanych jednostek policji w kraju (wśród sprawdzanych garnizonów były komendy i komisariaty w Rzeszowie, Czarnkowie, Końskich, Krakowie, Myśliborzu, Krzyżu Wielkopolskim, Barlinku, Dębnie). NIK dla przykładu podaje sytuację w jednej z krakowskich komend.
Średni odnotowany czas reakcji w 2013 r. wyniósł tam 18 minut 19 sekund i został obniżony do 15 minut 21 sekund w 2014 r. Jednak odsłuchane przez kontrolerów NIK rozmowy telefoniczne wykazały opóźnienie w rejestracji zgłoszeń o ok. 7-8 min, co wskazuje, że rzeczywisty czas reakcji wynosił około 23 minut.
Chodzi o tak zwany System Wspomagania Dowodzenia. Został on opracowany w 2013 roku, a już w ostatnim raporcie NIK określa się go mianem przestarzałego. - System, który miał usprawnić ich pracę, nie spełniał założenia - mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. - Ani nie miał funkcji automatycznej rejestracji zgłoszeń, ani nie pozwalał dyżurnym na wgląd w lokalizację i dostępność patroli. Dyżurni musieli ręcznie wprowadzać dane do systemu.
Najpierw jednak szukali patrolu i kierowali go na miejsce zdarzenia. - Dopiero na końcu rejestrowali zgłoszenia w systemie. Tym samym rzeczywisty czas reakcji policji na zdarzenie był często zaniżany - dodaje Kwiatkowski.
W raporcie NIK nie ma ujętej żadnej jednostki podlegającej kujawsko-pomorskiej komendzie. Jak sytuacja wygląda zatem u nas?
- Do stycznia obowiązywały przyjęte pożądane czasy reakcji - mówi podinspektor Monika Chlebicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy. - I obowiązywał podział na tereny miejski i wiejskie. Odpowiednio w mieście było to 10 minut, a na wsi - 15 minut. Ta sprawa była przez przełożonych monitorowana na bieżąco i generalnie można powiedzieć, że osiągnęliśmy te mierniki - dodaje rzecznik.
Autorzy opublikowanego raportu zaznaczają, że poza ewidentnie zafałszowanymi danymi o czasie reakcji na zgłoszenia można przyjąć, iż policjanci podejmują interwencje niezwłocznie. A zaniżanie czasu podejmowania przez nich interwencji wynika tylko z archaicznego SWD.
- Nie stwierdzono zaniedbań ani opieszałego zachowania policjantów przyjmujących zgłoszenia - zaznacza Kwiatkowski. - Dyżurni reagowali adekwatnie do zaistniałych zdarzeń, a czas reakcji uzależniony był od dostępnych sił i środków.
Od maja, zapowiada komenda główna, zmieni się system przyjmowania zgłoszeń przez policję. - Przewiduje się wprowadzenie nowego podziału przyjmowanych zgłoszeń - wyjaśnia Monika Chlebicz. - Zamiast obowiązujących [do końca grudnia 2015 r. - red.] kategorii z podziałem na tereny miejskie i wiejskie zgłoszenia będą kwalifikowane jako pilne i zwykłe. Teraz trwa badanie czasów reakcji, a o tym, do której kategorii należy dane wezwanie, decyduje dyżurny.