Nie będę stilonowcem, ale oddam się klubowi
Z Pawłem Lisowskim, byłym zawodnikiem m.in. Ruchu Chorzów, rozmawialiśmy o jego przenosinach do trzecioligowego Stilonu Gorzów
Od sezonu 2009/10 do2012/13 rozegrałeś w ekstraklasowym Ruchu Chorzów 49 meczów. Jak na trzecioligowy Stilon Gorzów, to powiedzmy - gwiazda.
Niekoniecznie, bo nie czuję się gwiazdą i na pewno nie chciałbym nią być. Chcę jedynie zostać częścią tego zespołu. Indywidualne wyróżnienia są fajne, istotne, budujące, aczkolwiek dla mnie zawsze najważniejsza jest drużyna. Żeby była zgrana, panowała w niej fajna atmosfera i występowała w zespole chemia między zawodnikami.
Sprowadził cię tu Adam Gołubowski, twój były szkoleniowiec z czasów gry w juniorskim Salosie Szczecin. Ten trener przyciąga jak magnez?
Może nie jak magnez, ale z trenerem znamy się bardzo długo. Wierzę, że nasza współpraca będzie bardzo dobra. Liczę, że się tu odbuduje. Ostatnie piętnaście miesięcy spędziłem w drugoligowych Błękitnych Stargard. Oni nadal uważają się za klub półprofesjonalny, ale przecież rywalizują na szczeblu centralnym. Jestem zdania, że to powinien być klub profesjonalny. Nie ma czegoś takie w drugiej lidze jak półprofesjonalny. Przez to wszystko mam braki treningowe. Będę musiał je nadrobić.
Z drugiej strony, Stilon też nie jest profesjonalnym klubem...
Tak, ale rozmawiałem o tym ze szkoleniowcem. Sam powiedział, że chciałby, by od stycznia Stilon był w całości profesjonalny. Nie tracę nadziei, że tak będzie, bo trener nie rzuca słów na wiatr. Wiem, że były tu spore problemy organizacyjny, ale wszystko idzie w dobrą stronę i klub wychodzi na prostą.
A gdyby tak nie było, nie tyle pod względem organizacyjnym, ale sportowym, jako „człowiek Gołubowskiego” możesz być pod ostrzałem kibiców, jako
piłkarz ze Szczecina.
Nie zwracam na to uwagi. Ludzie zawsze gadali i zawsze będą gadać, aczkolwiek z tego, co słyszałem, to kibice w Gorzowie są bardzo fajni.
W klubie masz zastąpić Filipa Wiśniewskiego, który spędził tu cztery ostatnie sezony. Można powiedzieć, „prawdziwego stilonowca”.
Wydaję mi się, że trener ode mnie nie oczekuje, żebym był stilonowcem. Jestem najemnikiem, nie powiem, że nie, niemniej jednak jak przechodzę do jakiejś drużyny, w stu procentach się jej oddaje.
Ale też nie ukrywasz, że Stilon będzie dla ciebie zaledwie
przystankiem.
Liczę na to. Takim przystankiem przed pierwszoligowym zespołem, może ekstraklasowym, choć o to, wiadomo, będzie, znacznie trudniej. Nie jest łatwo dostać się z trzeciej ligi do ekstraklasy.
Jak przyjdzie w zimie oferta z klubu z wyższej ligi, to co?
Zależy skąd, zależy jaka. Każdą rozważę, ale jeśli nie będzie ona dla mnie odpowiednia, zwłaszcza pod względem rozwoju, to zrezygnuję.
Spytam inaczej. Chodzi ci po głowie, że to ze Stilonem mógłbyś wykonać awans, najpierw do drugiej ligi?
Pewnie. Drużyna ma fajny potencjał, ale z drugiej strony te rozgrywki są mocne. Wiemy, jak grają śląskie ekipy. Występuje w nich kilku zawodników, którzy zarabiają niezłe pieniądze, na wyższym poziomie niż my. Nie powiem, że liczymy na awans, ale wierzę, że uda się go zrobić.