Ni hao - witam. Język chiński podbija szkoły i uczelnie
Pierwsza klasa z językiem chińskim rusza we wrześniu w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Świętochłowicach. Chętnych do nauki jednego z najtrudniejszych języków świata nie brakuje. Nie odstrasza ich fakt, że oceny z chińskiego będą wliczane do średniej. Uczyć ich będzie Katarzyna Bańka, wykładowca języka chińskiego z Uniwersytetu Śląskiego, który objął patronat nad otwierającą się klasą.
Od września będzie pani uczyła licealistów z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Świętochłowicach języka chińskiego. Przed nimi chyba spore wyzwanie?
Naukę chińskiego porównuję do studiowania medycyny. Pracy jest bardzo dużo. Jest to język zupełnie inny od tych dobrze nam znanych, jak angielski, niemiecki, hiszpański czy włoski. W trakcie nauki uczymy się jednocześnie pięciu różnych rzeczy: wymowy, zapisu fonetycznego, tonu, w którym ta rzecz jest zapisana, graficznego zapisu tonu oraz znaku graficznego i kolejności zapisu kresek, nie zapomnijmy też o tłumaczeniu znaku na inny język. Sama pisownia jest dość zaskakująca. Zwłaszcza jeśli chodzi o znaki chińskie. Trzeba pamiętać o kolejności kresek, ich nachyleniu, pisaniu w odpowiednim kierunku. Czasami jedna kreska może spowodować zmianę znaczenia znaku i doprowadzić do nieporozumienia.
Ile lat pani zajęło zdobycie tej umiejętności ?
Zaczęłam w 2006 roku i cały czas się uczę. Nauka chińskiego jest nieprzerwanym procesem. Tak naprawdę powinniśmy uczyć się go średnio godzinę do trzech dziennie (już po powrocie ze szkoły).
A uczniowie przez trzy lata nauki ile mają opanować znaków?
To zależy czy mówimy o znakach - znakach czy znakach - słowach. Słów jest więcej niż znaków samych w sobie. Jeden znak może mieć nawet dwadzieścia tłumaczeń. Biorąc pod uwagę, że dzieci nie będą miały dostępu do naturalnego środowiska, zakładam, że opanują 1500 znaków słów. To dużo. W zupełności wystarczy, by komunikować się z native speakerem w języku chińskim.
Pani będąc w Chinach zajmowała się również kulturą biznesu i zasadami panującymi w tym środowisku. Uczniowie też będą musieli na to zwracać uwagę?
Nasze zajęcia nie będą polegały tylko na nauce języka chińskiego. Pokażę również elementy kultury Chin. W ich skład wchodzić będą zarówno wątki związane z historią, kulturą, jak i chińskim savoir-vivrem handlowym. Nie ukrywajmy, że uczymy się tego języka po coś. Warto poznać wszelkiego rodzaju zachowania biznesowe. Dowiedzieć się, co należy robić, a czego nie. Czego w ogóle można się spodziewać po Chińczykach. Ich zachowanie bardzo odbiega od naszego. To, co dla nas jest kulturalne, dla nich już niekoniecznie.
To, co panią zaskoczyło, gdy przyjechała pani po raz pierwszy do Chin?
Wszystko! Byłam w Chinach już osiem razy i dalej pojawiają się rzeczy, które mnie zaskakują. Przede wszystkim jest to ilość i masowość ludzi. Idąc przez ulicę wszyscy idą obok siebie, każdy patrzy się w swoją stronę. Jeżeli chodzi o kulturę, to bardzo zdziwiło mnie to, że Chińczycy do tej pory - mimo że społeczeństwo zmienia się - kultywują tradycję osób starszych. Bardziej je poważają, uważają za osoby godne, którym należy się pierwszeństwo. W 2007 roku, kiedy leciałam tam po raz pierwszy, zaskoczyła mnie też liczba wieżowców. Zdziwił mnie ogrom miast. Jechałam 45 minut taksówką, a nadal byłam w jednym mieście i to nawet nie w centrum. Chińskie miasta są olbrzymie, jak nasze całe województwa. Na początku byłam bardzo rozgoryczona brakiem widelca i noża. Nie potrafiłam jeść pałeczkami, chodziłam więc głodna. Tak długo próbowałam opanować tę sztukę, że w końcu mi się udało. Pierwsze wizyty w Chinach były dla mnie prawdziwą szkołą życia.