Nauczycielu, nie obarczaj reformą ucznia
Z Dariuszem Chętkowskim, nauczycielem języka polskiego i etyki w XXI Liceum Ogólnokształcącym w Łodzi oraz autorem książek dotyczących edukacji, rozmawia Maciej Kałach.
Namówiłem Pana na rozmowę w gorącym okresie rad pedagogicznych tuż przed nowym rokiem szkolnym. O czym nauczyciele dyskutują podczas przerw na kawę i ciasteczko, gdy na chwilę opuszczają salę zebrań? O wspomnieniach z wakacji, czy dalej o reformie?
My, pijąc kawę, staramy się nie rozmawiać o szkole. Gdy ktoś to robi, większość go strofuje, ponieważ przebieg naszej rady pedagogicznej jest w tym roku wyjątkowo ciężki. Nie chcemy pogłębiać naszej frustracji.
Czym jesteście sfrustrowani?
Jesteśmy ostrzegani, że nadchodzący rok szkolny to ciągłe zmiany prawa w postaci wciąż nadchodzących rozporządzeń MEN. Z ich przedsmakiem już zostaliśmy zapoznani. W planach przedmiotowych, gdzie wpisuje się tematy zajęć, trzeba będzie także określać, w jaki sposób podczas realizacji każdego tematu odnosimy się do wartości wychowawczych, w tym patriotycznych. To nie dotyczy tylko języka polskiego, ale także wychowania fizycznego czy matematyki. Nie da się zlekceważyć sposobu realizacji tych wartości, bo może się to stać przedmiotem kontroli urzędników: czy przypadkiem matematyk nie zaniedbuje wychowania za pomocą liczb.
Czyli więcej biurokracji?
Tu nie chodzi tylko o biurokrację. Teraz każdy przedmiotowiec będzie się musiał pilnować, czy tego „nowego Polaka” wychowuje.
O czym rozmawiają poloniści? Dyskutujecie o nowej podstawie programowej i o obecności w niej np. Wojciecha Wencla, nazywanego „bardem smoleńskim”?
Mówimy między sobą, jak będziemy uczyć nowej tej literatury. Ja wyznaję zasadę, że o każdym aryście, bez względu na to, co o nim sądzę, warto powiedzieć słowo. Natomiast każdy musi znać swoje miejsce. Jest różnica między Miłoszem a Wenclem, tak jak, powiedzmy, między Kochanowskim a Ważykiem, co nie znaczy, że mamy mówić tylko o tym pierwszym. Dla każdego jest miejsce, ale czasem malutkie.
Oprócz spojrzenia polonisty ma Pan na reformę również perspektywę związkowca - choć szeregowego. Jak ocenia Pan apel Sławomira Broniarza, prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego o „minimalizowanie negatywnych skutków reformy edukacji „ - jego zdaniem - nieprzygotowanej, chaotycznej i grożącej „ideologizacją procesu kształcenia”? Można sabotować reformę?
To ciekawa propozycja, ale nie mogę jej odbierać dosłownie, bo byłaby niemoralna. Powiedzmy, że ja „sabotowałbym” sobie reformę po cichu, ale Centralna Komisja Egzaminacyjna - nie, wymagając konkretnej wiedzy na sprawdzianach zewnętrznych - i to odbiłoby się na wynikach moich uczniów na maturze z polskiego. Jeśli „sabotować”, to właśnie, nie po cichu, ale otwarcie, najpierw ogłaszając, że się to robi np. w deklaracji: nie realizuję treści postawy programowej w takiej i w takiej części, bo uważam, że są niewłaściwe i bronię tym samym honoru uczniów. Potem, oczywiście, należałoby wziąć na siebie wszelkie konsekwencje takiej deklaracji.
Pan się tak zadeklaruje?
Uważam, że tego typu „sabotaż” powinien być akcją zbiorową. Można się indywidualnie „spalić na placu przed Sejmem” i tego typu gesty bywają, owszem, widowiskowe, ale większy efekt przyniósłby sprzeciw zorganizowany. Tu pole do popisu mają związkowcy, ale i zbiorowe deklaracje rad pedagogicznych - że np. nowa podstawa jest niezgodna ze współczesnymi trendami pedagogiki. To na pewno zrobiłoby duże wrażenie.
Pana kolejna perspektywa to spojrzenie na reformę jako rodzic uczennicy podstawówki.
Bardzo się boję, że nauczyciele będą traktowali swoich uczniów jako spowiedników. Ja mam 12-letnią córkę. Ona nie jest gotowa, aby unosić bolączki swoich wychowawców związane z ich odbieraniem reformy. Córka i tak przejmuje się informacjami na temat zmian, czerpanymi z mediów. Wysłuchuje też gorączkowych rozmów swoich bliskich w domu i w rodzinie. Czasem dzieci i młodzież do tych bliskich zaliczają także ulubionego nauczyciela. Ten nie powinien obciążać ucznia sugestiami, że jest mu ciężko, że chciałby żyć w innym kraju. Dzieci chcą pomóc osobom, które uznają za wzory, a w tym przypadku nie mają takiej możliwości. W pracy z dziećmi i młodzieżą powinna istnieć zasada o przekazywaniu wszelkich uwag w górę - a nie w dół.
Pan - i inni doświadczeni nauczyciele - niejedną reformą już „przerobił”. Czy powinniśmy ją odbierać na zasadzie „jakoś to będzie”?
To jest bardzo duża reforma i nie wolno jej zlekceważyć. Uważam, że nie można przyjąć postawy wyczekującej, a każdy z nauczycieli powinien się do tej reformy jakoś ustosunkować. Albo wspieram zmiany, bo w reformę wierzę, albo wiem, dlaczego wyrażam swój sprzeciw i w szukam zorganizowanego sposobu, aby go wyrazić.