Nauczyciele protestują. Usypią przed Sejmem kopiec z kredy

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Tura
Anna Jarmuż

Nauczyciele protestują. Usypią przed Sejmem kopiec z kredy

Anna Jarmuż

Rząd PiS chce zlikwidować gimnazja. Oznacza to powrót do ośmioletniej szkoły podstawowej. Przeciwko reformie edukacji już po raz kolejny będą manifestować rodzice i pracownicy oświaty.

„Stop reformie edukacji” - mówią pracownicy oświaty i po raz kolejny wychodzą na ulicę. W sobotę w Warszawie odbędzie się ogólnopolska manifestacja. Jej organizatorem jest Związek Nauczycielstwa Polskiego, ale do akcji zamierzają przyłączyć się też inne osoby przeciwne planowanej likwidacji gimnazjów.

Związkowcy szacują, że na placu marsz. Józefa Piłsudskiego, gdzie rozpocznie się protest, może zgromadzić się nawet 50 tys. ludzi. Wtedy byłaby to największa od lat manifestacja pracowników oświaty. Do stolicy wybierają się też Wielkopolanie.

- Z Poznania pojedzie ponad 160 osób, będą to trzy duże autokary - mówi Jacek Leśny, wiceprezes poznańskiego oddziału ZNP, który w sobotę też będzie w Warszawie. - Nie zmieniliśmy swojego stanowiska. Stanowczo sprzeciwiamy się reformie struktur edukacji. Uważamy, że nie ma ku temu merytorycznych podstaw. Za takie uznajemy badania i analizy.

Poznań to jedno. Do stolicy wybierają się też nauczyciele z innych wojewódzkich miast.

Z całej Wielkopolski wyjedzie prawie 50 autokarów, co daje ponad 2300 osób. Jak tłumaczy Joanna Wąsala - prezes Okręgu Wielkopolskiego ZNP, będą to nie tylko nauczyciele, ale też rodzice, pracownicy obsługi i administracji szkół, przedstawiciele środowisk samorządowych, organizacji pozarządowych i innych instytucji działających na rzecz oświaty.

Sporą grupę protestujących będą stanowić ojcowie i matki, skupieni wokół takich grup jak „Rodzice przeciwko reformie edukacji” czy „Szkoła to nie eksperyment”.

-

Idę na manifestacje, bo ofiarami tej niepotrzebnej i nieprzygotowanej reformy będą nasze dzieci. Jestem zła, kiedy ktoś zmianę, która szkodzi dzieciom nazywa dobrą

- mówi mama dwóch córek, Oli i Zosi.

- Nie zgadzam się, by moja córka stała się edukacyjnym eksperymentem - dodaje mama nastoletniej Zuzi. Wraz z innymi wystąpiły w filmie zagrzewającym do walki pozostałych rodziców.

Protestujący zbiorą się na pl. Piłsudskiego o godz. 12. Do godz. 14 zaplanowano wystąpienia. Potem zgromadzeni przejdą przed Sejm, gdzie w ramach protestu usypią kopiec z kredy. Ma on symbolizować złamane kariery edukacyjne uczniów i zawodowe nauczycieli. Osoby, które wezmą udział w akcji będą domagać się natychmiastowego wycofania projektu reformy i rozpoczęcia rzeczowej debaty dotyczącej problemów w edukacji.

Dlaczego, zdaniem przeciwników zmian, rządzący powinni wycofać się z likwidacji gimnazjów i powrotu do 8-letniej szkoły podstawowej?

1. Brak podstaw programowych.

Jak podkreślają rodzice i nauczyciele reforma zostanie przeprowadzona w pośpiechu. Nie wiadomo, czego uczyć się będą uczniowie, bo wciąż brakuje podstaw programowych. Minister edukacji obiecała, że te mają zostać przedstawione do końca listopada. Nie zmienia to jednak faktu, że na przygotowanie dobrych podręczników będzie mało czasu. Nawet wydawcy książek zastanawiają się, czy te zdążą dotrzeć do szkół do 1 września 2017 r.

2. Samorządy nic nie wiedzą.

Na brak informacji narzekają też władze miast i gmin. Muszą przygotować budżet na kolejny rok, a nie wiedzą, ile kosztować będzie ich reforma edukacji. Zdaniem wielu samorządowców pieniądze, które oferuje rząd, nie wystarczą na przeprowadzenie wszystkich koniecznych zmian. Zarówno oni, jak i nauczyciele zwracają uwagę, że to, co zostanie wydane na reformę, można spożytkować lepiej np. na zajęcia dodatkowe dla uczniów czy zatrudnienie w pełnym wymiarze godzin psychologów i pedagogów. Zmiany w oświacie to jednak nie tylko wyzwanie finansowe, lecz też organizacyjne. Do końca stycznia powinno się wyznaczyć m.in. nowe obwody szkół. Biorąc pod uwagę, że tego typu dyskusje zazwyczaj wywołują kontrowersje, czasu jest stanowczo za mało.

3. Gmachy szkół puste lub za ciasne.

Nie wiadomo, co stanie się z budynkami po dawnych gimnazjach. Wiele z nich jest wyposażonych w nowoczesne pracownie. Dyrektorzy tych szkół obawiają się, że pieniądze w nie włożone zostaną wyrzucone w błoto. Pozostaje też pytanie, czy budynki podstawówek pomieszczą większą liczbę uczniów (dołożenie klas 7 i 8 oznacza dwa dodatkowe roczniki). Niewykluczone, że część uczniów jednej szkoły będzie musiało uczyć się w innym budynku (np. takim po dawnym gimnazjum), co utrudni nadzór. Ten sam problem z czasem dotknie też licea i technika. Rodzice zwracają uwagę na problem kumulacji roczników. W roku 2019/2020 do pierwszej klasy szkół średnich trafią dzisiejsi uczniowie klas szóstych podstawówek i pierwszych gimnazjów.

4. Obniżenie poziomu nauczania.

Zdaniem przeciwników reformy powrót do 8-letniej podstawówki wywoła chaos na wiele lat. W szkołach podstawowych będzie się stawiać na nauczania ogólne. Nie wiadomo, jaką alternatywę będą mieli uczniowie gimnazjów sportowych, muzycznych czy dwujęzycznych. Zdaniem nauczycieli, reforma to też wyrzucenie do kosza ich wieloletniej pracy. Dziś polscy gimnazjaliści, są pod względem wyników nauczania w europejskiej czołówce.

5. Wiele osób straci pracę.

Związkowcy przewidują, że przez reformę oświaty zatrudnienia zostanie pozbawionych tysiące osób. To nie tylko nauczyciele gimnazjów, ale też pracownicy obsługi i administracji. Nie wszyscy znajdą pracę w innych szkołach.

Rządzący uspokajają
Nastroje protestujących próbują studzić minister edukacji, władze województw i posłowie PiS. Jak zapewniał tydzień temu wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffmann, prace nad reformą oświaty idą zgodnie z harmonogramem. Są na nią pieniądze, a nauczyciele wcale nie stracą pracy, bo prawie wszyscy mają kwalifikację, by uczyć w szkołach średnich i podstawowych. Na to samo zwraca uwagę Zbigniew Dolata, poseł PiS z Gniezna.

- Z zażenowaniem przyjmuje działania przywódców ZNP. Wcześniej krytykowali gimnazja, dziś ich bronią. Nauczyciele są straszeni. Nie przemawiają za tym merytoryczne argumenty - uważa poseł PiS. Zauważa, że większość społeczeństwa popiera likwidację gimnazjów. Sądzi, że grupa rodziców przeciwnych reformie jest niewielka, na pewno dużo mniejsza niż ta, skupiona wokół akcji „Ratujmy Maluchy” (ruch przeciwko obowiązkowi szkolnemu 6-latków).

- Nie rozumiem argumentu na temat obniżenie jakości nauczania. To wróżenie z fusów - mówi Z. Dolata. - Pewne jest natomiast, że gimnazja które miały wyrównywać szanse edukacyjne się nie sprawdziły. Większość tych szkół funkcjonuje w zespołach, trudno w tym wypadku mówić o kosztach ich likwidacji. Tylko w 27 proc. gimnazjów jest wyposażona w nowoczesne pracownie. To wieloletnie zaniedbania, także rządów PO-PSL. Nauka w liceum została ograniczona do 2,5 roku. Trudno w tak krótkim czasie dobrze przygotować uczniów do matury. Zmiany ułatwią nauczycielom pracę edukacyjną i wychowawczą - wylicza Z. Dolata.

Jego zdaniem, czas przeprowadzenia reformy jest dobry, nie powinno się z nią czekać. Rok później na przeszkodzie stanęłyby wybory samorządowe.

Anna Jarmuż

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.