Narodziny Polski. Wersja alternatywna [Lechici]

Czytaj dalej
Mariusz Grabowski

Narodziny Polski. Wersja alternatywna [Lechici]

Mariusz Grabowski

Opowieść o wielkim Lechistanie robi furorę zwłaszcza w sieci. Ale w rzeczywistości nic nie wskazuje na to, by polska prehistoria miała sięgać aż XIX w. p.n.e. To raczej nowy sarmatyzm

Z Aleksandrem rzecz miała się ponoć tak: „Aleksander Wielki łakomym okiem łypał na Polskę. Do jego uszu doszły bowiem opowieści o wielkiej potędze i bogactwie tego starożytnego kraju. Posłał więc tam swoich posłów, by ci ściągnęli z Polaków trybut. Lechici - wszak to naród dumny - poczuli się dotknięci słowami wysłanników Aleksandra i potraktowali ich nader nieuprzejmie, choć z niewątpliwą i okrutną fantazją” - pisze Robert Jurszo, tropiciel lechickiego mitu. Już z powyższego fragmentu widać, że mamy do czynienia z fantazją zakrojoną na szeroką skalę. Fantazją, która przyjemnie łechce nasze narodowe ego.

Król Sarmata daje odpór

Oddajmy też głos Kadłubkowi, bo wszak od niego wszystko się zaczęło: „Najpierw przeto - pisał w swej kronice - przedniejszym spomiędzy posłów żywcem połamano kości, po czym zdarte z ich ciał skóry wypchano częściowo najlichszą trawą morską i ten kruszec, ludzką skórę, lecz nieludzko odziany, odesłano’’. Do zwłok przytroczono list, w którym królowa Polski Wanda odpyskowała wielkiemu wodzowi: „Wiedz (…), że Polaków ocenia się podług dzielności ducha, hartu ciała, a nie podług bogactw”. Zdobyła się nawet na groźbę, pisząc Macedończykowi, że Polska może „całkiem zniszczyć twoją chciwość razem z tobą”.

Nic dziwnego, że zaznajomiwszy się z takim dictum, Aleksander Wielki nie miał wyboru - musiał przykładnie ukarać krnąbrnych Polaków. Zebrał wielkie wojsko i ruszył na wojenną wyprawę. Wkroczywszy do dzielnic krakowskiej i śląskiej, złupił je niemiłosiernie. Przemyślni Polacy, widząc potęgę wojsk wielkiego wodza, zastosowali fortel: ustawili atrapy wojowników, które z daleka wrogowie uznali za polskie wojsko. Pewni zwycięstwa, rzucili się na nie w szaleńczym pędzie. Ale gdy się zorientowali, że to podstęp, było już za późno. Polacy wyrżnęli ich niemal w pień. Natomiast Aleksander - jak poucza nas kronikarz - „ledwo uszedł w niesławie”. Tak Polacy upokorzyli jednego z największych dowódców w historii.

Aby jednak postawić się Aleksandrowi, Lechistan musiał być prawdziwą potęgą gospodarczo-militarną. Podwaliny pod tezę o mocarstwowości ówczesnych Lechitów dał Janusz Bieszk, autor tomu „Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna”, obecnie czołowy teoretyk tzw. turboslawizmu. W jego opinii początków przyszłej Polski nie należy upatrywać w państwie Polan Mieszka I. Początki polskości zaczynają się wcześniej, bo... około 1800 r. przed Chrystusem. Właśnie w okolicach tej daty panował król Sarmata, który był - jak pisze Bieszk - „prawdopodobnie przybyszem z Bliskiego Wschodu”. Dlaczego stamtąd? Bowiem „proweniencję ludu Sarmatów osiedlonych w Polsce (Lechii) wywodzi się ze starożytnego Iranu, a konkretnie z Elamu, tzn. z ziemi ludzi szlachetnych (Airy - an, Airy - ana)”.

Jednak pierwszą prawdziwie wybitną postacią w tych historycznych puzzlach jest dopiero trzeci władca, który miał panować w latach 1729-1679 p.n.e. „Tak więc król Lech I, Wielki, został ojcem, patriarchą narodu Lechów (Lechitów), tzn. założycielem królestwa (państwa) znanego na Wschodzie, w Iranie i później w Turcji jako Lechistan (odpowiednio Lehestan, Lehistan)” - wywodzi Bieszk. Jego najważniejszą reformą było oparcie systemu władzy na rycerzach - „Comes militi’”, czyli „odwiecznej szlachcie”. Miała ona powstać z nominowanych przez króla przedstawicieli wybranych słowiańskich rodów i plemion.

49 królów Lechii

Nie sposób odmówić Bieszkowi fantazji. On i jego zwolennicy stworzyli imponującą genealogię władców, którzy władali Lechitami. I tak historycznie po królu Sarmacie władał król Kodan, założyciel miasta portowego u ujścia Wisły Kodan (później Codanum, dziś Gdańsk). Potem był król Lech I Wielki. Panował 50 lat i według kronikarzy był bardzo waleczny, gdyż „wojował z wieloma narodami, znacznie poszerzając granice Lechii”. Stolica państwa była wówczas w Gnieźnie i tam zmarł założyciel wielkiej starożytnej dynastii lechickiej, która przetrwała ponad 3 tys. lat. Król Filan dał początek Finlandii, zaś król Car założył miasto Carodom, gdzie tradycyjnie przeniósł stolicę (późniejsza nazwa to Carodonum, a dziś dzielnica Stradom w Krakowie).

W tej opowieści Mieszko I jest dopiero 49. władcą. Poprzedzają go m.in. królowie Lasota, Szczyt, Wandal, Lech II (wsławił się tym, że korespondował z Arystotelesem), Lisz, Poznan, kilku Popielów i Allanów. Nie brak okresów bezkrólewia, rządów oligarchów, buntów, wojen i wszystkich wydarzeń uwiarygodniających dynastię. Wszak celem zwolenników turboslawizmu jest wzbudzenie dumy z potęgi naszych przodków. Na przykład król Lech III Ariowit (vel Ariowist) długo walczył o Galię z wojskami Juliusza Cezara i na jego wniosek został w 59 r. przed naszą erą uznany oficjalnie przez senat starożytnego Rzymu za króla i przyjaciela Rzymu - zapewne po zakończeniu wojny lub podczas traktatów pokojowych. W wyniku zmagań z Cesarstwem Rzymskim po 14 latach panowania w Galii utraciliśmy na pewien czas podbite przez Rzym te ziemie.

Według wyznawców mitu o Lechistanie w skład tego państwa miały wchodzić m.in. plemiona Gotów i Wizygotów (na rysunku)
Ilja Muromiec (w środku) - legendarny bohater z opowieści o prapoczątkach Rusi - według obrazu „Mocarze” Wiktora Wasniecowa

„Po zaciętych walkach w czasie 10-letniej kampanii, jaką toczył w Galii, a zwłaszcza po trzech przegranych bitwach stoczonych ze Słowianami, Juliusz Cezar zaoferował Lechowi III Ariowitowi starszą siostrę Julię na żonę wraz z Bawarią w posagu, ale pod warunkiem zawarcia pokoju i wstrzymania ataków Słowian. Cezar pamiętał, że podczas tej kampanii jego wojska zabiły dwie poprzednie żony naszego króla w Galii. Król Lech III przystał na to, poślubił Julię i podarował jej w prezencie ślubnym ziemię serbską - część podległego mu Imperium Lechitów”.

Nie trzeba dodawać, że wyznawcy Lechistanu z nieufnością odnoszą się do oficjalnej historii Słowian, a szczególnie do roli Kościoła katolickiego w organizacji ówczesnej państwowości. 48. władca Lechii - król Ziemomysł - dbał co prawda o lud i państwo, ale „nie był niestety zdobywcą ani pogromcą. On także uczestniczył w ceremoniałach starej i nowej religii”. Zacytujmy stosowny fragment: „W tym czasie Niemcami rządził agresywny król Henryk I, który natychmiast zaczął realizować »Drang nach Osten und Slawen« - Marsz na wschód i Słowian. W 928 roku zaatakował ziemie serbskie. Jego chrześcijańskie armie wycinały w pień kobiety i dzieci. Na zagrabionych ziemiach przejmował słowiańskie grody i miasta oraz stawiał nowe - które musieli utrzymywać podbici Słowianie. W następnych latach zostały najechane ziemie pomorskie, myszyńska (Meklemburgia), wizymirska, lunieńska z miastami słowiańskimi: Arkona, Radgoszcz (Radegast), Roztoka (Rostock), Bukowiec (Lubeck), Bugbór (Hamburg), Wizymierz (Wismar), Dziewiń (Magdeburg). W roku 936 król saski Otton I zaatakował ziemie pomorskie aż do Odry”.

Nie popisał się też król Mieszko I. „Przyjął niesławny, ale osławiony chrzest - czyli tak naprawdę tylko przeszedł z obrządku cyrylo-metodiańskiego na rzymski - co zdegradowało go z roli niepodległego króla do księcia zależnego od Kościoła i papieży. Natychmiast wydał rozkaz zburzenia cerkwi i wybudowania na ich miejscu katedr i kościołów. Siedem żon zamienił na jedną - chrześcijankę - Dąbrówkę, którą najlepiej chyba opisuje Kronika Czeska z XI wieku: »Roku pańskiego 977 umarła Dąbrówka Niecnotliwa i stara Baba. Gdy ją Xiążę Polski zaślubił, zrzuciła czepiec i iakoby Panienka przypięła sobie na głowę wieniec, co było wielkim szaleństwem i wszeteczeństwem«. W 979 r. Mieszko I rozbił i zadał olbrzymią klęskę wojskom cesarza Ottona II. Cesarz został całkowicie pokonany. Mieszko I zdobył wówczas taką sławę, że gratulowano mu w całej Europie. Przeniósł stolicę do Szczecina, a swoje Państwo oddał pod »opiekę« papieżowi i państwu kościelnemu, pragnąc je »uchronić« przed Niemieckim Cesarstwem Rzymskim”.

Co na to Gall Anonim?

Co na to profesjonalni historycy? Wielu z nich uważa, że idea Lechistanu nie pojawiłaby się w przestrzeni publicznej, gdyby nie zamieszanie w podejściu do początków państwa polskiego. Wielu badaczy wyznaje np. teorię, że w okresie prasłowiańszczyzny istniało tzw. państwo Samona, datowane ponoć na VII w n.e., o którego istnieniu możemy się dowiedzieć z kroniki frankijskiej niejakiego Fredegara (niejakiego, albowiem to imię zostało mu nadane w późniejszym okresie, bowiem „Historia Francorum” jest dziełem anonimowym). To dość niewielki epizod w państwowości Słowian, który dość szybko się zakończył - jak przypuszczają historycy, państwo rozpadło się prawdopodobnie niedługo po śmierci jego władcy.

Kolejnym tworem państwowym Słowian i być może w jakiś sposób kontynuacją państwa Samona były Wielkie Morawy - powstałe w IX w. na terenie dzisiejszych Czech, Słowacji, Węgier oraz częściowo Niemiec, Polski, Ukrainy. Być może to właśnie Rzesza Wielkomorawska, jak również zwano ten twór, stała się inspiracją do wymyślenia „Imperium Lechitów”. Niestety historia państwa wielkomorawskiego zakończyła się dość szybko, bo już w roku 907 uległo ono rozpadowi - najazd koczowniczych Węgrów doprowadził do upadku i tak już wewnętrznie osłabionego tworu.

Według wyznawców mitu o Lechistanie w skład tego państwa miały wchodzić m.in. plemiona Gotów i Wizygotów (na rysunku)
Lisowczyk, czyli szlachcic z konfederacji żołnierskiej płk. Aleksandra Lisowskiego zwanej również straceńcami - XVII-wieczne wcielenie legendarnego Sarmaty

Sęk w tym, że dowodów na to nie ma albo są szczątkowe. Turboslawiści korzystają po prostu z możliwości popuszczenia wodzy fantazji. „Głosząc teorię istnienia potężnego państwa Lachów, które zostało zniszczone przez złych chrześcijan, powołują się na realne źródła historyczne, próbując się zmierzyć z trudnym do interpretacji materiałem w formie legendy dynastycznej (jak chociażby otwierające Kronikę Galla Anonima opowieści o Popielu i Piaście), wyciągając całkowicie mylne wnioski - takie jak chociażby, że nasi najstarsi kronikarze streścili wcześniejsze kroniki i zapisane w nich pradzieje państwa Piastów. Jest to po prostu błąd warsztatowy i brak odpowiedniego przygotowania, który doprowadza do wypaczenia historii i - co najgorsze - przekłamywania jej obrazu” - zauważa rozsądnie Ewa Serenity Iwaniec w tekście „Imperium Lachów albo rzecz o nagłym pojawieniu się państwa Polan”.

Genetyka i religia

Dla wątpiących i sceptycznych turboslawiści mają też inny zestaw argumentów. To argumenty odwołujące się do innej gałęzi nauki - do genetyki. Wedle nich badania genetyczne, które zostały przeprowadzone w Polsce oraz poza nią w latach 2010-2013, potwierdzają coś bardzo ważnego, a mianowicie to, że kiedy mówimy o Imperium Lechitów, mamy na myśli jednocześnie ziemie słowiańskie, zamieszkiwane od tysięcy lat przez Ariów-Prasłowian, Indoscytów. Ludy te odznaczały się właśnie tzw. halpogrupą R1a1 Y-DNA. Co to oznacza? To, że Ariowie-Słowianie (halpogrupa R1a1 Y-DNA) są na tych ziemiach od 10 700 lat i ma to związek z wielką cywilizacją Gobi oraz Imperium Ramy. Co bardzo istotne w tej argumentacji, plemiona galijskie, celtyckie i normandzkie, które wymieszały się o wiele później z przybyszami z północy, a także ze Słowianami, utworzyły plemiona niemieckie, których halpogrupa to R1b1b2 Y-DNA, a więc zdecydowanie inna niż ta, którą odznaczali się Ariowie-Słowianie.

Według wyznawców mitu o Lechistanie w skład tego państwa miały wchodzić m.in. plemiona Gotów i Wizygotów (na rysunku)
Według wyznawców mitu o Lechistanie w skład tego państwa miały wchodzić m.in. plemiona Gotów i Wizygotów (na rysunku)

Genetyka to za mało. Sięgnijmy zatem po argumenty z dziedziny religii. Na profilu Elżbiety Wandal przeczytać można tekst uzasadniający fenomen Lechistanu dowodami z historii wierzeń. „Podstawowa zasada organizacyjna w wierzeniach Słowian, podobnie jak i innych ludów indoeuropejskich (Ariów), to zasada trójdzielności rzeczywistości, oparta na wiedzy duchowej na temat ludzkiego ducha i jego trzech (aspektów). Taką wiedzę posiadały wszystkie cywilizacje ducha, których wierzenia wedyjskie oparte były na wiedzy dotyczącej ducha/duszy, absolutu (kosmosu) i powiązania miedzy nimi”. I dalej: „A kim jest główny bóg Słowian niosący im wiedzę i światło - Światowid - (Światło-wid, Svetowid, Svantewid, Swetłowed) - bóg o kilku obliczach, czczony przez Słowian, (Lechitów). Uważany za boga najwyższego - pana niebios, wojny, płodności, urodzaju i wiedzy. Utożsamiany z czczonym na Rusi Trygławem (Trzygłowem) czy wschodniosłowiańskim bogiem Rodem czy wedyjskim Brahmą. (…) To ten sam bóg z mitologii greckiej, dobroczyńca ludzkości Prometeusz, który bardzo kochał ludzi i przekazywał im wiedzę (światło, światłość). Według mitologii greckiej był uważany za stwórcę człowieka. (…) To Słowianie i ich przodkowie byli owymi Nosicielami Światła Świata, czcicielami Łączy Zwory - Lucisferusa, czyli właśnie Światłoświata, inaczej Świętowita. To ich Słowian ideę boga, zamierzało i nieudanie uśmiercić judeo-chrześcijaństwo, a później bazując na ich historii, nieudolnie podrobić to w swoich religiach. Kiedyś to My byliśmy bezdyskusyjnymi gospodarzami naszego kraju, od Łaby (od Atlantyku wg różnych dociekań) po Ural, a nasi Przodkowie Lechiccy żyli wedle swojego uznania, wedle swoich prastarych praw i obyczajów, przez co mężny i szlachetny duch kwitł, tężniał i się rozwijał. Dopiero zdrada i knowania »obcych« pchnęła Nas w objęcia nieludzkiego judeo-chrześcijaństwa, i obcej nam kultury rodem znad Jordanu, pod wpływem której traciliśmy swą siłę, swoją dumę, honor i wolę”.

Jak widać, idea Lechistanu to nie tylko historia władców i bitew, to także kosmiczny paradygmat angażujący bóstwa i elementy eschatologii.

Złoty sen Prokosza

Na koniec przyjrzyjmy się jeszcze jednemu argumentowi wyznawców Lechistanu - „Kronice Prokosza”. Po raz pierwszy opublikowano ją w 1825 r., pod przydługim tytułem „Kronika polska przez Prokosza w wieku X napisana, z dodatkami z Kroniki Kagnimira, pisarza wieku XI, i z przypisami krytycznymi komentatora wieku XVIII pierwszy raz wydrukowana z rękopisma nowo wynalezionego”. Dla wielu ówczesnych polskich historyków opowieść o bajkowej prasłowiańszczyźnie była niczym objawienie - otwierała okno na świat najdawniejszego i zupełnie niepoznanego obszaru dziejów Polski. Jej urokowi uległ - jak twierdzą współcześni - sam Julian Ursyn Niemcewicz.

Ale już Joachim Lelewel zaczął szukać oryginału tego zachwycającego źródła. I w Wilnie znalazł rękopis, tyle że z datą... 21 czerwca 1764 r. Okazało się, że jej autorem nie był żaden mnich Prokosz, tylko niejaki Przybysław Dyjamentowski, znany fałszerz dokumentów historycznych i źródeł, który parał się również tworzeniem genealogii szlacheckich na zamówienie. Ów rękopiśmienniczy żart tak komentował Janusz Tazbir: „W Polsce pierwszej połowy XIX w. istniała szczególnie dobra passa na falsyfikaty historyczne wszelkiego typu. Rozwijające się coraz silniej poczucie narodowe inspirowało fabrykowanie pomników kulturalnych przeszłości, świadczących o wysokim stopniu rozwoju cywilizacji i potęgi narodowej’.

Janusz Bieszk nie daje oczywiście wiary ustaleniom Lelewela, twierdząc, że nie może to być „fałszywka”, ponieważ pierwszy komentarz pochodzi z XVI w. Owszem, tak stoi w tekście, tyle że ów komentarz jest częścią fałszerstwa Dyjamentowskiego. Drugi argument za prawdziwością kroniki jest już kuriozalny, ale wiele mówi o przyjętym przez autora sposobie myślenia. Otóż autor „Słowiańskich królów Lechii” sugeruje, że Lelewel nie jest godny zaufania, ponieważ jego rodzina miała... austriackie korzenie. Zwraca też uwagę, że „raczej nie reprezentował interesów Polski, (…) oficjalnie uznając kronikę Prokosza za falsyfikat, co było w interesie zaborcy niemieckiego”. Jako podsumowanie zacytujmy Roberta Jurszo: „Idea Imperium Lechitów jest w pewien sposób ciekawa. Oczywiście nie jako hipoteza historyczna, bo jako taka stanowi zbiór bajań i popis naukowej ignorancji. Jest intrygująca jako zbiór mitów historyczno-politycznych, zresztą wcale nienowych. Jak w kotle mieszają się w niej antyniemieckie uprzedzenia i wrogość względem katolicyzmu. Gdzieś dalekim echem odbija się również panslawizm, idea braterstwa wszystkich Słowian”.

Rzekome ślady Lechistanu w językach obcych

Nasi przodkowie nie tylko z powodzeniem gromili wrogów - dowodzą teoretycy Lechistanu - wpływali także na ich język. Przyjrzyjmy się językowym śladom imperium na przykładzie słowa „Lach”:

Semici

Po hebrajsku słowo „lah” brzmi „Elah”. W liczbie mnogiej to „Elahim”, a w wersji starohebrajskiej „Elohim”. Po arabsku natomiast słowo „lah” ma dodany przedrostek określony „Al” i stąd wziął się „Allah”.

Grecja

Słowo „leh” jest źródłosłowem dla greckiego „lego”, które oznacza „zdobywać”, więc jednoznacznie kojarzy się z Lechią. Słowo „Lechici” jest w grece i łacinie dosłownym tłumaczeniem nazwy „Słowianie”.

Rzym

Rzymianom daliśmy prawo i władców: „lex” (prawo) i „legi” (czytać oraz wybierać). Zbiór wybrańców do dziś nazywamy „legion” lub „legia”, a zbiór drużyn czy państw nazywa się „ligą”

Hindustan i Persja

W sanskrycie „Lech” oznacza tyle, co: pan, władca, król, pasterz czy bóg. Po persku słowo „Lah” oznacza „pana”, „boga” i „pasterza”.

Germanie

Od słowa „lech” wzięło się polskie i germańskie słowo „lek” oznaczające wyciąganie czegoś, np. wody ze studni, ale też… choroby. Stąd każdy szaman zwany był „lekiem”.

Celtowie

Najprawdopodobniej poprzez Germanów do Celtów dotarło to słowo również w formie „Loch” w znaczeniu „mokradło”. Obecnie to słowo znaczy tyle, co jezioro, zatoka czy fiord, np. Loch Ness.

Hindustan

W sanskrycie pojawia się takie słowo jak „Lamka” / „Lanka”, które oznacza „ziemia”, „kraj”, „ląd”, „wyspa”. Jeśli połączymy brzmienie „Lanka” z litewskim „Lenkija” (Polska) i dołożymy sanskryckie słowo „Sri” (święty, jasny), to powstanie nam: „Sri Lanka”.

Mariusz Grabowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.