Naród pielgrzymów. Co piąty europejski pątnik to Polak
Spotykają się w sierpniu. W drodze do Częstochowy. Idą pieszo, czasem kilkaset kilometrów. Jedni szukają pocieszenia, inni zapomnienia. Wielu chce pogłębić wiarę. Uczniowie, gospodynie domowe, profesorowie, ślusarze, kierowcy. Młodzi i starzy. Kobiety i mężczyźni. Mężowie, żony, single. Wdowy, wdowcy i ci „po przejściach”.
Każdego roku na pątniczy szlak wyrusza siedem milionów Polaków. Ich celem jest najczęściej sanktuarium na Jasnej Górze. Kulminacją pieszego ruchu pielgrzymkowego są wakacje, szczególnie sierpień. Mówią, że nigdy wcześniej nie odczuli takiej bliskości z Bogiem i z drugim człowiekiem.
Andrzej Wardejn, emerytowany inżynier metalurg z Nowej Huty, na pielgrzymkach spędził w sumie 40 sierpniowych tygodni. Pamięta czasy, gdy wśród pątników byli funkcjonariusze SB. Mieli za zadanie „rozsadzać pielgrzymki od wewnątrz”.
- Wszczynali pijackie awantury, zaczepiali dziewczyny. Zdarzało się, że zaprószyli ogień u gościnnych mieszkańców mijanych po drodze wsi - opowiada inżynier Wardejn. Dokładnie zapamiętał sierpień 1979 roku, gdy zrobiono wykop pod jasnogórskim wzgórzem, zakończony wielką dziurą w ziemi u wylotu alei Najświętszej Maryi Panny, głównej częstochowskiej arterii. - Oficjalnie podano, że to początek budowy przejścia podziemnego, ale każdy wiedział, o co chodzi. W tamtych latach lawinowo rosła liczba pielgrzymujących do jasnogórskiego sanktuarium. Władza chciała to ukrócić - mówi nowohucki emeryt.
Najbardziej zapadły mu w pamięć pielgrzymki z okresu stanu wojennego. W 1982 roku do końca nie było wiadomo, czy pielgrzymka się odbędzie. Pamięta żołnierzy siedzących na transporterach opancerzonych i ks. Tadeusza Isakowicza--Zaleskiego, który machał im białą lilijką, wołając: „Mam nadzieję, że jesteście z nami”.
Pustynia duszy i ducha
W tym roku, w sierpniu, na Jasną Górę znów przybędą dziesiątki tysięcy pątników. Będzie wśród nich Andrzej Janik, student I roku robotyki w AGH. Na pielgrzymce już po raz dziesiąty. Przyznaje, że nigdzie indziej nie odczuwa „takiej bliskości z Bogiem i z drugim człowiekiem”. - Idąc z pielgrzymką, czuję, jakbym wstępował na pustynię - duszy i ducha. Podczas marszu jestem sam na sam z Bogiem, ale i z sobą.
Dla Janika ważne w tym corocznym pielgrzymowaniu jest też to, że zostawia się za sobą wszystkie życiowe kłopoty. - Człowiek jakby odradza się na nowo - podejmuje ten wątek Agnieszka, studentka medycyny z Krakowa. Mówi, że niektóre koleżanki chodzą na pielgrzymki ze względu na fajną atmosferę. Jej chodzi wyłącznie o wewnętrzne przeżycia. - Jedno jest pewne: jak ktoś raz pójdzie z pielgrzymką, to będzie chodził co roku - mówi.
Aneta Ptak, gospodyni domowa, chodzi Na Jasną Górę w nowohuckim członie Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej, z mężem i dwójką dzieci. Idzie, bo wierzy, że w czasie marszu w ich duszach dojdzie do duchowej odnowy. - Samo maszerowanie, nawet pod sztandarami i religijnymi hasłami, nie wystarczy. Najważniejsza jest motywacja, z jaką się wybieramy na pielgrzymi szlak. Bóg patrzy na serce - zauważa.
Abp Marek Jędraszewski w materiałach przygotowanych dla pątników podkreśla, że pielgrzymowanie to „doskonała okazja do popatrzenia na swoje życie w perspektywie Boga i możliwość budowania relacji z bliźnimi”, a „codzienna wędrówka w grupie pątników pozwala na nowo rozpalić płomień wiary w sercu”.
Być gotowym
Ksiądz kanonik Roman Ciupaka, przez lata przewodnik pielgrzymów z Nowej Huty, obecnie w parafii w Maniowach, zachował w pamięci wiele szczegółów z pielgrzymek na Jasną Górę. Na przykład tę z sierpnia 1991 roku. - Przechodziliśmy przez podkrakowską Skałę - opowiada. - Na rogatkach przywitała nas kobieta wsparta o ramę roweru. Powiedziała, że chce zaprosić 30 osób na obiad. Odliczyliśmy 30 osób od czoła kolumny, żeby było sprawiedliwie. Reszta sięgała po swoje wiktuały. W tym momencie podszedł do mnie kilkunastoletni chłopczyk, wołając: „Proszę księdza. Mama i ciocia zapraszają 100 osób na obiad. Odliczyliśmy kolejny: 10, 20, 100. Zanim doszliśmy do ryneczku w Skale, z kilkusetosobowej kolumny zostało raptem kilku pielgrzymów „bez przydziału”.
Księża, którzy pielgrzymują z wiernymi, podkreślają, że pielgrzymka chrześcijańska jest „jednym wielkim aktem modlitwy”, a jej wartość zależy nie tyle od liczby przebytych kilometrów, ile od oczyszczenia człowieka.
- Pielgrzymowanie na pewno może być drogą do duchowej odnowy - kontynuuje ten wątek Andrzej Bac, wieloletni koordynator Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej na Jasną Górę. - Pielgrzym wyrusza w drogę, aby dotrzeć do świętego miejsca zarówno w sensie zewnętrznym, jak wewnętrznym, czyli pragnie dotrzeć do świętości w sobie samym - zauważa, podkreślając, że każdy człowiek powinien starać się „odczytać” swój styl pielgrzymowania. Swoją własną drogę do Boga.
W opinii Andrzeja Baca pielgrzym to człowiek, który podejmuje się trudu wędrowania i poszukiwania, a więc jest gotów otworzyć się na nowe doświadczenie Boga w swoim życiu.
Piękno krakowskiej pielgrzymki
Spośród wielu pielgrzymek pieszych na Jasną Górę zwykle najliczniejsze są krakowska i tarnowska. Idea krakowskiej zrodziła się po Białym Marszu, który odbył się po zamachu na Jana Pawła II. Z Błoń na Rynek Główny przeszło wtedy nawet pół miliona osób. Patronem pomysłu pieszego pielgrzymowania z Wawelu na Jasną Górę był ówczesny metropolita krakowski kard. Franciszek Macharski. To on przez wiele lat żegnał pielgrzymów na Wzgórzu Wawelskim i witał na Wałach Jasnogórskich w Częstochowie.
Na łamach „Dziennika Polskiego” mówił tak: Jest jednym z fenomenów krakowskich pielgrzymek, że nie ma tam żadnych obozów, żadnych podziałów na brać studencką i inną, na młodych i starych, na robotników i inteligentów. Pielgrzymi tworzą prawdziwą wspólnotę. Dlatego mówią do siebie: „Bracie, siostro”.
Pielgrzymka to dla wielu czas próby. Bo na pielgrzymce nie tylko wypada, ale wręcz trzeba być sympatycznym, cierpliwym, skłonnym do pomocy. Na pielgrzymce trzeba nauczyć się wymagać przede wszystkim od siebie, a dopiero potem od innych.
Mówi się czasem, że pielgrzymka to swego rodzaju „rekolekcje w drodze”. To określenie nie obejmuje jednak tego, co najważniejsze. Bo rekolekcje to maksimum ciszy i minimum spraw zewnętrznych. A na pielgrzymce dzień składa się ze spraw zewnętrznych. Na pielgrzymce człowiek musi znosić nie tylko swoją obecność, ale i obecność innych. A ponadto musi znosić ból, cierpienie. Ktoś może powiedzieć, że pielgrzymka to obóz przetrwania. Być może są tacy, co idą, aby się sprawdzić, wypróbować. Zwykle jednak ci ludzie nie zajdą daleko, prędzej czy później zaczną się wykruszać. Zdecydowana większość wyrusza na spotkanie z Panem Bogiem, mając konkretny kierunek - Jasną Górę. Gdyby nie ten cel, być może wiele osób by zawracało, chodziło na skróty, dawało się podwieźć. Pielgrzymka jest świadomym podjęciem trudu.
Nasz wpływ na Europę
Polacy to naród pielgrzymów. Stanowią 1/5 pielgrzymujących chrześcijan w Europie i pięć proc. pątników na świecie. Co ciekawe, ich liczba nie spada. Choć głównym celem pielgrzymowania Polaków jest Jasna Góra, to popularnością cieszą się też inne polskie sanktuaria: Kalwaria Zebrzydowska, Łagiewniki, Licheń.
Z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że pielgrzymki odgrywają olbrzymią rolę w umacnianiu wiary i formacji polskich katolików. Ankietowani przez badaczy twierdzą, że pielgrzymki są „cennym elementem naszej religijności”.
Prof. Antoni Jackowski z UJ, wybitny znawca ruchu pielgrzymkowego, zwraca uwagę, że piesze pielgrzymki na Jasną Górę spowodowały odrodzenie się pielgrzymowania na Zachodzie. - Zachodnia młodzież reaktywowała tradycje pątnicze w swoich krajach, wcześniej łapiąc pielgrzymiego „bakcyla” w Polsce. U nich piesze pielgrzymki, poza tymi do Santiago de Compostella, zaniknęły w XIX wieku. Teraz, na nowo, odbywają się potężne wędrówki do świętych miejsc - twierdzi prof. Jackowski.
Jak wytłumaczyć ten fenomen?
Badacze życia społecznego twierdzą, że może to być spowodowane nienadążaniem człowieka za tempem postępu cywilizacyjnego. W takiej sytuacji szuka on nowych doznań. Zwykle wskazuje się dwa podstawowe imperatywy skłaniające ludzi do pielgrzymowania: poszukiwanie drogi do Boga oraz szukanie uzdrowienia, nie tylko fizycznego, ale i psychicznego.
A także sensu życia.