Narkotyki z Brukseli kończą się [rozmowa]
Rozmowa z Piotrem Kuczyńskim, głównym analitykiem Domu Inwestycyjnego Xelion, o tym, dlaczego nasza gospodarka spowolniła.
- PKB  w 2016 roku wzrósł o 2,8 procent - podał  wczoraj Główny Urząd Statystyczny. Jest to gorszy wynik niż w 2015 roku, bo wtedy wzrost  był na poziomie 3,9 procent. Dochody państwa wyniosły w ubiegłym roku 314 mld zł, wydatki 360 mld zł,  deficyt budżetowy - 46 mld zł. Tyle twarde liczby, a co się kryje za słabszym  rozwojem gospodarczym?
- Był to przede wszystkim spadek inwestycji, ale z kolei za nim stoi słabe wykorzystanie funduszy unijnych. Wyhamowały nie tylko dlatego, że czekaliśmy na nowe rozdanie funduszy, bo przecież w tej chwili mówimy o puli na lata 2014-2020, czyli w 2017 roku mamy już połowę nowej perspektywy. Na słabe wykorzystanie dotacji wpłynęła zmiana rządu. W instytucjach państwowych pojawiła się nowa kadra, która wszystkiego musiała się uczyć od początku, m.in. gospodarowania funduszami unijnymi. Myślę, że w tym roku będzie zdecydowanie lepiej. Sektor publiczny zainwestuje  więcej. Trzeba się pośpieszyć z wydawaniem unijnych pieniędzy, żeby nie przepadły!
[b]- A sektor prywatny będzie  inwestował? 
- I tu mam dylemat, jak odpowiedzieć. Czy przedsiębiorcy zechcą to robić, gdy nie mają zaufania i są pełni obaw, czy zmiany w Polsce idą we właściwym kierunku? Podczas spotkań opowiadają mi, że potrzebują większej stabilizacji i przewidywalności. Czyli dopiero się okaże, czy się zdecydują na ryzyko inwestycji w niepewnych dla nich czasach.
- Do tego dochodzi również niepewność tego, co się wydarzy na świecie.
- Tak, bo patrząc choćby na poczynania Donalda Trumpa, takie jak zamknięcie granic dla mieszkańców siedmiu krajów muzułmańskich, wszystkiego można się po nim spodziewać. A przecież jeśli rozpęta wojnę handlową z Chinami, ucierpi na tym cały świat, m.in. polska gospodarka. Przed nami również wybory we Francji, Holandii, Niemczech, gdzie jest sporo głosów przeciwko polityce unijnej. Powiem tak: Europę może czekać prawdziwe trzęsienie ziemi. Nie wiadomo, co jeszcze się wydarzy. Zapytam: czy ktoś się spodziewał Brexitu?
- Wróćmy na krajowe podwórko.  Na ile mogą wzmocnić polską gospodarkę dotacje, które opornie, ale jednak ruszają. Pytam o to w kontekście, że ostatnio tak słabo z inwestycjami było  w 2002 roku, ale wtedy nie weszliśmy jeszcze do Unii Europejskiej.
- Dotacje wpłyną na wzrost PKB. Jednak, niestety, polska gospodarka przyzwyczaiła się do nich, jak narkoman do strzału w żyłę. A co będzie, jak się skończą? Gdy zabraknie narkotyków z Brukseli, a  tak się stanie! Gospodarka nie przeżyje? Będzie katastrofa?
- Można powiedzieć, że to ostatnie takie pieniądze z Unii Europejskiej. 
- No właśnie. Dlatego staram się zrozumieć wicepremiera Morawieckiego, który ma tego świadomość i szuka innego pomysłu na gospodarkę, ma swój plan rozwoju. Finansowane z unijnej gotówki np. centra biznesowe, oparte na taniej sile roboczej, mogą zniknąć w każdej chwili. Trzeba więc mieć przygotowaną  alternatywę.  Morawiecki ją ma. Pytanie: czy mu się uda? Naprawdę nie  wiem.
- Na razie gospodarka hamuje,   PKB rośnie najwolniej od trzech lat i byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie wzrost konsumpcji spowodowany choćby zakupami za 500 plus.  
- To oczywiste, że ludzie wydają więcej, skoro mają większe dochody. 500 plus nakręciło konsumpcję. Większe pieniądze płyną jednak nie tylko z  rządowego programu, ale również zarobki są wyższe. W 2016 roku wzrosły o 3,5 proc.
- Jak pan szacuje: ile może wynieść  PKB  w 2017 roku? 
- Nie chciałbym wróżyć z fusów, ale jeśli nie wydarzy się nic złego, to będzie 3,5 procent.