Napad w Dębicy. Z maczetą włamali się do mieszkania, chcieli obciąc palce
Grozili obcięciem palców, wyrzuceniem przez okno, śmiercią. Trzech bandytów, żądając wydania pieniędzy, sterroryzowało kobietę w mieszkaniu bloku przy ul. Mościckiego w Dębicy. I to dwukrotnie.
Budynek od lat owiany jest złą sławą, przez miejscowych nazywany „blokiem cudów”. Mieszkania socjalne komunalne zajmują lokatorzy, których trudno by nazwać elitą miasta, toteż policja bywa tu częstym gościem. I nie tylko policja. W styczniu do mieszkania 59-letniej lokatorki wtargnęło dwóch młodych mężczyzn, Konrad P. (30 l.) i Maciej Ż. (29 l.) Skorzystali z tego, że nie zamknęła drzwi wejściowych. Była sama. Jeden z napastników wymachiwał maczetą, drugi nożem, domagali się pieniędzy. Przerażonej kobiecie zagrozili, że jeśli nie wyda kasy - zabiją, ale najpierw poobcinają jej palce. Zadowolili się 100 złotymi i poszli sobie. Wrócili po kilku dniach.
Tym razem we trzech - Konradowi P. towarzyszył 32 - letni brat Łukasz. Uzbrojeni znów w maczety i noże postanowili ponowić „sukces” z pierwszej wizyty i zdobyć znów gotówkę. Bez powodzenia, bo ofiara zapewniała, że pieniędzy nie ma. W co bandyci nie uwierzyli, toteż trochę w furii, trochę, by przekonać lokatorkę, że nie żartują, przy pomocy głównie maczety zaczęli demolować meble w mieszkaniu. Ofiara wciąż upierała się, że gotówki nie ma toteż napastnicy posunęli się krok dalej - zarzucili jej foliowy worek na głowie. Kiedy i to nie pomogło, próbowali wypchnąć kobietę przez okno. Efektu nie osiągnęli, ofiara chyba rzeczywiście nie miała gotówki.
Z późniejszych ustaleń dębickiej prokuratury wynika, że ofiara po pierwszym napadzie nie zgłosiła tego faktu policji, jakby w nadziei, że do powtórki nie dojdzie, że bandytów udobruchała setką złotych, albo - co bardziej prawdopodobne - ze strachu. Tę wersję potwierdzają kolejne wydarzenia. Zgłosiła się na policję dopiero po drugim napadzie.
Podwójny wyrok
Cała trójka bandytów jeszcze tego samego dnia została ujęta przez policję. Obciążające napastników dowody, w tym zeznania ofiary, składane w obecności śledczych, nie budziły wątpliwości sądu. Cała trójka została skazana na kary bezwzględnego pozbawienia wolności od 5 do 8 lat. Od skazującego wyroku odwołali się do sądu wyższej instancji. We wniosku apelacyjnym zarzucali śledczym błędy w ustaleniach przebiegu wydarzeń. Trochę pomogła im w tym sama ofiara.
- Zeznania, składane przez nią przed sądem nieco odbiegały od tego, co zeznawała w toku śledztwa. Nie wykluczamy, że oskarżeni zdołali wywrzeć na nią wpływ przed zeznaniami w sądzie
- przyznaje Jacek Żak, prokurator rejonowy w Dębicy.
Na pewno nie osobiście, bo przebywali w areszcie, ale mogli to zrobić przez osoby trzecie. Zmiana postawy poszkodowanej przed sądem była znacząca, momentami nawet zabawna. Kiedy jej konkubent zeznawał zgodnie z pierwotną (prawdziwą?) wersją zdarzeń, miała do niego głośno powiedzieć: „ty tumanie”, jakby chciała przekonać sąd, że wina oskarżonych nie jest tak duża, jak przedstawiona w zeznaniach przed prokuratorem.
Sąd nie dał się przekonać. Ten apelacyjny też, skoro podtrzymał wyrok sądu niższej instancji. Maciej Ż. trafił za kraty na 8 lat, Łukasz P. na 5 lat, jego brat Konrad na 6 i pół roku.
- Łukasz P. w innej sprawie został także skazany na trzy lata pozbawienia wolności - dodaje prok. Żak.
To za zabicie psa przy pomocy maczety.