Najnowsza biblioteka współczesnego Wrocławia, czyli śledztwo na Głównym
Z kolejarsko-miejską pompą otwarto tydzień temu filię nr 12 Miejskiej Biblioteki Publicznej na dworcu Wrocław Główny. Co mnie - dinozaura z epoki papieru - ucieszyło jak truskawki w styczniu. Można ją odwiedzać przez 6 dni w tygodniu. Znajdziemy tu ok. 20 tys. książek, są komiksy, czasopisma oraz filmy – meldowaliśmy Czytelnikom. Dumny był dyrektor MBP Andrzej Ociepa. Dumni są kolejarze.
Tadeusz Szulc, dyrektor Oddziału Gospodarowania Nieruchomościami PKP S.A. podkreślał, że takie zagospodarowywanie wolnych powierzchni dworcowych jest sprawdzone i cieszy się popularnością. Co widać na przykładzie dworcowych bibliotek w Rumi, Rabce-Zdroju i Obornikach Śląskich.
Zachęcony woluminami w zabytkowych przestrzeniach (aranżację projektowała firma ReaDesign), postanowiłem w czwartek tam zajrzeć. Wyszło dziwnie. Głównie dlatego, że chodząc po holu dworca nie znalazłem żadnej informacji, gdzie należy skręcić lub wejść, by dotrzeć do biblioteki. Rozpocząłem więc dziennikarskie śledztwo. Jego celem było odnalezienie filii nr 12, o której wiedziałem jedynie, że jest gdzieś na antresoli. Zaczęło się nieźle. Zauważyłem, że działają ruchome schody. To mnie tknęło, bo zwykle nie działają. Ależ frajda! I już byłem na górze, gdzie śledztwo kontynuowałem.
Przez głowę przebiegały mi sceny z książek Bondy, Mroza, Nosbo, Miłoszewskiego, Krajewskiego, w których detektywi stawali przed znacznie trudniejszymi zagadkami. Pokrzepiając się „dasz radą, chłopie” poszedłem w kierunku pomieszczeń i zauważyłem tzw. potykacza z kartką, że filia jest gdzieś tutaj. A więc już blisko - zadrżałem z emocji. Pobiegłem na wprost i niestety odbiłem się od jakichś zamkniętych drzwi. Ale nie ma tego złego... Odbijając się zobaczyłem drugą stronę potykacza, widoczną dla tych, którzy zmierzają w... kierunku przeciwnym. A na niej strzałkę wskazującą kierunek do filii. Dlaczego tej strzałki nie umieszczono tak, by mogli ją widzieć wjeżdżający schodami na pierwsze piętro - zagadka godna detektywa.
Podniecony bliskim finałem swojego śledztwa podążyłem we wskazanym kierunku, czyli w lewo, i po kilku krokach znalazłem się w królestwie słowa. Rzeczywiście, prawdziwe niebo moli książkowych i innych czytających papier czy na monitorach (są tu też komputery). Z dala od nerwówki dworcowej hali, od huku zapowiedzi, od zapachów burgerów, frytek, knysz, pierogów i mielonych.
Ale śledztwo jeszcze się nie skończyło. Ważne jest ustalenie motywu, czyli dlaczego filia nr 12 tak głośno otwierana, od razu się ukryła i działa konspiracyjnie. Bo tak dobrze zakamuflowane miejsca występują chyba tylko w powieściach Vincenta V. Severs-kiego o nielegałach i innych szpiegach. Zadawszy to pytanie wysłuchałem zeznań załogi filii. Po pierwsze panie starały się wyciągnąć mnie ze świata spisków, bo skoro znalazłem filię, to wszystko jest OK. Poza tym przysięgały, że jak lwice walczą o to, by na dworcu droga do biblioteki była oznaczona niczym autostrada. Ale na umieszczenie informacji w holu muszą dostać zgodę PKP, a to nie jest proste. Pisma krążą od biurka do biurka, czekają na jakieś podpisy... Słowem, sprawa wpadła w czarną dziurę. Czuję, że moje śledztwo jeszcze się nie skończyło.