Najgorsze jest poczucie niemocy i wyuczona bezradność
- Miałyśmy zacząć pod koniec roku, ale pandemia przyspieszyła nasze działania. Kobiety utknęły w domach, w których przeżywały koszmar, telefon interwencyjny dzwonił cały czas – mówi Marta Gralewska, współzałożycielka toruńskiego oddziału Centrum Praw Kobiet.
Skąd wziął się pomysł utworzenia w Toruniu oddziału Centrum Praw Kobiet?
To inicjatywa oddolna. W Toruniu dużo mówiło się o potrzebie otwarcia oddziału Centrum Praw Kobiet, problemach z przemocą wobec kobiet i o nieskuteczności w jej zwalczaniu. Ktoś musiał się tym zająć.Wspólnie z Martą Kokorzycką przygotowałyśmy plan działania, przedstawiłyśmy go prezesce fundacji Urszuli Nowakowskiej i spodobał się jej. Znamy skalę zjawiska, wielokrotnie zderzyłyśmy się z przemocą bezpośrednio, ale także obserwujemy ją w środowisku znajomych, w rodzinach. W naszym odczuciu, kobiety w Toruniu nie mogą liczyć na kompleksową pomoc systemową. Wręcz przeciwnie, instytucje takie jak policja, prokuratura w kontakcie z kobietami bagatelizują problem, pozwalają sobie na nieprofesjonalne, prywatne komentarze i kierowanie się stereotypami. Skutkiem tego jest zjawisko wtórnej wiktymizacji kobiety, a to ją skutecznie zniechęca do szukania wsparcia.
Zaczęłyście działać w samym środku pandemii, kiedy przemoc domowa nabrała jeszcze bardziej dramatycznego wymiaru…
Miałyśmy zacząć pod koniec roku, ale pandemia przyspieszyła nasze działania. Kiedy wszystkie instytucje, stowarzyszenia, urzędy, firmy, szkoły się zamykały, kiedy wielu ludzi szukało sposobów na to, jak się zrelaksować, my zabrałyśmy się do pracy, poczułyśmy się potrzebne. Kobiety utknęły w domach, w których przeżywały koszmar, telefon interwencyjny CPK dzwonił cały czas. Zorganizowałyśmy więc zespół zaufanych specjalistów i specjalistek, wolontariuszy, którzy chcą w pełni się zaangażować. Są nie tylko kompetentni, ale też empatyczni, życzliwi, otwarci. Dziś mamy w swoim gronie ok. 20 takich osób. To głównie interwentki, psycholożki, prawniczki, seksuolożka i pani prowadząca coaching - bo klientki fundacji z reguły szukają wsparcia u kobiet, ale mamy w swoich szeregach także dwóch mężczyzn, ekspertów z dziedziny prawa. I choć do swojej siedziby będziemy mogły zaprosić dopiero jesienią (tam będziemy prowadzić warsztaty dla kobiet i wydarzenia edukacyjne; tam będą się odbywać spotkania grupy wsparcia dla klientek), cały czas spotykamy się z kobietami, mogą liczyć, m.in., na pomoc psycholożek i prawników w gabinetach. Jesteśmy też stale pod telefonem.
Instytucje takie jak policja, prokuratura w kontakcie z kobietami bagatelizują problem, pozwalają sobie na nieprofesjonalne, prywatne komentarze i kierowanie się stereotypami. Skutkiem tego jest zjawisko wtórnej wiktymizacji kobiety, a to ją skutecznie zniechęca do szukania wsparcia.
Kiedy zgłosiły się po pomoc pierwsze kobiety?
Chwilę po tym, jak w mediach społecznościowych pojawił się profil toruńskiego oddziału CPK, zaczęły przychodzić wiadomości, rozdzwonił się telefon. Zgłaszały się głównie panie, które doświadczyły przemocy nie pierwszy już raz: sfrustrowane, zmęczone, mówiły o tym, że w czasie ograniczeń związanych z epidemią przemoc ze strony mężów, partnerów, ojców eskalowała i jest nie do zniesienia. Kobiety zwykle decydują się na szukanie pomocy, gdy zostanie przekroczona jakaś granica. Często wtedy borykają się już z dużymi problemami, które spowodowało trwanie w związku przemocowym, jak np. silny zespół stresu pourazowego. Ale są i takie klientki, które doświadczyły przemocy po raz pierwszy. Nie bagatelizujemy tego. Od rodziny, znajomych słyszą one w takich sytuacjach: „jesteście krótko po ślubie, dziecko jeszcze małe, musicie się dotrzeć”. My uczulamy na problem i podkreślamy, że przemoc ma tendencję do eskalacji, nie do zanikania.
Jakiej przemocy najczyściej doświadczają kobiety, które się do was zgłaszają?
Zwykle jest tak, że cztery podstawowe rodzaje przemocy się przeplatają: fizyczna współwystępuje z psychiczną, seksualną i ekonomiczną. Zwykle też kobiety, które mówią nam o tym, że ktoś znęca się nad nimi fizycznie czy psychicznie, nie mają świadomości tego, że doświadczają też np. przemocy ekonomicznej – to społeczne tabu. Brakuje rzetelnych kampanii społecznych, bo ciągle jeszcze kobiety nie mają świadomości swoich praw. Są zdumione, gdy im o nich mówimy. Trzeba też zająć się edukacją policjantów, prokuratorów, sędziów. Nie zawsze rozumieją oni, dlaczego ofiara przemocy zachowuje się w określony sposób. Często kierują się stereotypami. Jedna z naszych podopiecznych usłyszała od dzielnicowego, którego poprosiła o interwencję, skandaliczny komentarz: „mam dość, już cała wieś żyje waszym konfliktem”. Potrzeba też zmian w prawie. Polskie przepisy zbyt wąsko klasyfikują przemoc, a np. definicja gwałtu jest nieadekwatna do rzeczywistości. Sprowadza się do tego, że ofiara gwałtu musi udowodnić, że stawiała czynny opór podczas napaści, tymczasem gwałt to wszelkie czynności, na które jedna ze stron nie wyrazi zgody.
A jeśli o przepisach mowa: politycy zapowiadają wypowiedzenie konwencji stambulskiej…
Jesteśmy jednoznacznie przeciw wypowiedzeniu konwencji antyprzemocowej.
- Wyznacza ona standardy, takie jak rzetelna edukacja, walka ze stereotypami, kompleksowość pomocy, obowiązek państwa do ochrony ofiary i karania sprawców, podkreśla wagę pomocy specjalistycznej - na przykład skierowanej wyłącznie dla kobiet lub dla dzieci.
- Tymczasem wydaje się, że nasze państwo dąży do odejścia od specjalistycznych form pomocy kierowanych do konkretnych grup, na rzecz wsparcia rodzin.
- A jeśli chodzi o przemoc, nie można zrównywać kobiet i mężczyzn, choćby z uwagi na różnice w sile fizycznej.
- Nadal brakuje procedur szacowania ryzyka śmierci ofiar, dobrych schronisk dla nich. Natomiast ciągle promowane są mediacje między sprawcą a ofiarą, to absurd.
Co jest dla was sukcesem?
Jesteśmy zaskoczone tempem zmian, które wprowadzają w swoim życiu kobiety po rozmowach z nami i naszymi specjalistkami. Tym, jak szybko nabierają siły i odwagi. Powszechnym problemem jest bowiem wyuczona bezradność i poczucie niemocy, którego przez lata życia w przemocowym związku nabiera kobieta, zwłaszcza gdy jest kontrolowana, np. poprzez ograniczanie jej kontaktów społecznych. Jeteśmy dumne z klientek, które odzyskują kontrolę nad swoim życiem, poczucie sprawczości, jakiekolwiek decyzje podejmą.
Doradzacie rozwód?
Nie narzucamy kobietom żadnych rozwiązań, to my chcemy poznać ich oczekiwania, marzenia i pomóc w ich realizacji. Informujemy o prawach, prowadzimy terapie. Skupiamy się na tym, by je umocnić. Staramy się przedstawić kobietom wachlarz pomysłów, pomóc w kontakcie z policją, jeśli tego chcą. Jedna z klientek - z wykształcenia kosmetyczka - nazwała takie rozmowy „tonizacją, przywracaniem naturalnego pH”. Większość z nich wcale nie decyduje się na odejście od sprawcy przemocy, chcą dalej funkcjonować w rodzinie bez przemocy - będąc silne i odważne. Część marzy o rozwodzie, ale bardzo się go boi. Niemal wszystkie kobiety, którym dotąd pomogłyśmy, rozpoczęły procedurę niebieskiej karty, dwie sprawy trafiły już do prokuratury. Bywa, choć rzadko, że niebieska karta to dla mężczyzny stosującego przemoc motywacja do zmiany zachowania. Kobiety nie powinny wstydzić się prosić o pomoc. Niestety nadal dobrze ma się stereotyp mówiący o tym, że przemoc domowa to sprawa rodzinna, że kobieta musi wiele rzeczy znosić „dla dobra dzieci”. Nawet kobiety, które doświadczają przemocy, mówią czasem: „mąż mnie bije, ale jest dobrym ojcem”. Tymczasem dzieci, które patrzą na niemoc mamy, na to jak ojciec się nad nią znęca, są tak samo dotknięte przemocą jak ona, nierzadko uczą się zachowań przemocowych.
Na waszą pomoc mogą liczyć tylko kobiety z Torunia?
Wiemy już, że takie działania są potrzebne w całym regionie. Jeden z najbardziej niepokojących sygnałów dostałyśmy z Bydgoszczy, tam nad swoją rodziną znęcał się policjant. Pomagamy kobiecie z Włocławka. W Golubiu Dobrzyniu mamy wolontariuszkę, która chciałaby działać właśnie w tamtych okolicach. Zresztą problemy kobiet z małych miejscowości są specyficzne i wymagają szczególnej uwagi. Lokalnym władzom trzeba np. uświadomić, że to, że kogoś znają, dzielą z nim płot, nie znaczy że ta osoba nie może być przestępcą w swoim domu. Łamanie prawa w domu nie jest prywatną sprawą rodziny, to przestępstwo jak każde inne.