Z prof. Radosławem Skryckim z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego.
- Czy muzea szczecińskie i zachodniopomorskie nie są dużo biedniejsze od innych tego typu placówek w Polsce? Takie odnosi się wrażenie odwiedzając muzea gdzie indziej, nawet w mniejszych miejscowościach.
- Nie zgodziłbym się z tą tezą dlatego, że kwestia podstawowa, to jest kwestia ekspozycji i to, w jaki sposób i co eksponujemy.
- Czyli mamy za mało miejsc do ekspozycji?
- Jeśli rodzi się odczucie, że jest mało eksponatów, to jest to raczej wina pewnej koncepcji ekspozycyjnej czyli tego, jak sobie dyrektor muzeum czy kustosz kolekcji wymyślił, jak ją będzie eksponował. Bo to co - na przykład - znajduje się w Muzeum Narodowym w Szczecinie, czyli kolekcja książęca, która jest niepełna i zdajemy sobie z tego sprawę - jest bardzo dobrze wyeksponowane. Zarzucić jej niczego nie można. Myślę, że problem jest dużo bardziej „genetyczny”. W ogóle na Pomorzu mamy bardzo mało muzeów, niemal najmniej w Polsce. Tylko opolskie i lubuskie ma mniej. Nie ma chyba do końca sprzyjającego klimatu do powstawania nowych placówek, co wynika z różnych powodów. Przede wszystkim nie ma dobrego klimatu do eksponowania przeszłości przed 1945 rokiem.
- Teraz, czy w całym powojennym okresie?
- Był taki boom po 1989 roku, kiedy zachłyśnięto się historią niemiecką Szczecina i Pomorza. I rzeczywiście nie było to dobre, ponieważ jakby odwróciły się wektory. Zaczęto tworzyć narrację do tego, co było po 1945 roku, czyli nie to, że tu „wróciliśmy”, a raczej „przybyliśmy”. Zaczęto uprawiać tylko i wyłącznie historię przed zakończeniem wojny i odbyło się to ze szkodą dokumentowania historii po 1945 roku. Nagle się okazało, że ona jest „nieprawomyślna”, nie warta zainteresowania, stosunkowo nowa i nieatrakcyjna.
- Po roku 1989 zaczęto dużo mówić o kreowaniu historii Pomorza z punktu widzenia okresu Gryfitów.
- Myślę, że to nawiązanie do Gryfitów nie jest głupie. Rzeczywiście ten okres przełomu XVI i XVII wieku, schyłku dynastii Gryfitów, był okresem dla kultury pomorskiej jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszy. Ten okres jest atrakcyjny i bezpieczny; to była dynastia słowiańska, rodzima choć zniemczona, ale taka była tendencja w ówczesnym okresie.
- Ale chyba pozwala się mocno utożsamiać współczesnym z Pomorzem?
- Oczywiście i tu uwaga, niesłusznym jest nazywanie czasami tego okresu „niemieckim”. Bo ten „niemiecki” formalnie zaczął się w Szczecinie i na Pomorzu dopiero od początku XVIII wieku i trwał raptem około dwustu lat.
- Przynajmniej od 30 lat, nie wspominając już o okresie powojennym, w Szczecinie mówi się o muzeum morskim i nadal nic nie wskazuje, że powstanie w bliżej określonym czasie. Mówi się o Centrum Nauki, pomysł niezły, ale morskie miasto jak kania dżdżu łaknie morskiego muzeum.
- Centrum nauki rzeczywiście nie będzie muzeum morskim, ale może jest szansa, że docelowo to centrum przekształci się w muzeum morskie. Pewnie wynika to z obostrzeń biurokratycznych, bo na takie centra łatwiej pozyskać pieniądze niż na muzeum.
- Muzeum byłoby elementem utrwalania tożsamości mieszkańców.
- Wydaje mi się, że muzeum morskie byłoby dopełnieniem wizerunku Szczecina. Dziś próbuje się trochę to protezować, trochę czyni się to w Centrum Dialogu Przełomy, trochę w Muzeum Narodowym, ale niewątpliwie muzeum morskie jest bardzo potrzebne miastu i regionowi.
- Co zrobić, aby do muzeów zaczęło przychodzić więcej niż obecnie ludzi?
- Ten proces zaczyna się już powoli odwracać. Zanika zła atmosfera wokół muzeów jako miejsca z kapciami, gdzie nie wolno było niczego dotykać, gdzie wszystko było na piedestale, a człowiek tylko pyłkiem. Uruchomiliśmy w Instytucie Historii specjalność muzealnictwo i przyszło sporo młodych ludzi. Skoro przychodzą i chcą się dowiedzieć więcej niż być tylko odbiorcą, to może jest to forpoczta dobrych zmian w kulturze.