Mord w domu dla bezdomnych
Andrzej K. nie mógł znieść sytuacji, że współlokator mu dokucza. W odwecie dźgnął go 8 razy nożem. Sąd Okręgowy w Tarnowie skazał go na 8 lat więzienia za zabójstwo. Wyrok jest już prawomocny.
Andrzej nie krył, przy świadkach, jakie ma trzy pomysły na rozwiązanie konfliktu ze współlokatorem. Pierwszy: weźmie coś ciężkiego i trzaśnie Staszka w głowę, by się go pozbyć. Drugi: pomyśli, jak go zabić, bo Staszek go wkurza. Trzeci: dziabnie go nożem. I ten zamysł skutecznie zrealizował.
Wspólny pokój nr 30
Andrzej i Staszek mieszkali w Domu dla Bezdomnych Mężczyzn w Tarnowie przy ul. Prostopadłej. Instytucją zarządza Caritas Diecezji Tarnowskiej. Z zewnątrz to elegancki budynek, w środku nieźle urządzony dla blisko 100 osób. Panowie znajdują tam przytulny kąt zwłaszcza w porze zimowej.
Pokój nr 30 zajmowało pięciu mężczyzn: Andrzej, Staszek, Jasiek, Rysiek i Marian. Ludzie w różnym wieku, których los nie oszczędzał.
Z założenia panie do domu nie miały wstępu. Niektórzy powiedzą: błąd. Bo płeć piękna zazwyczaj umie łagodzić napięcia i konflikty. Mężczyźni sami dziczeją, stają się bardziej obcesowi, ostrzy w słowach i mniej dbają o higienę.
Te wszystkie męskie przywary dało się zauważyć u lokatorów pokoju nr 30. Konsekwencje okazały się tragiczne w skutkach.
Główna linia napięcia przebiegała między Staszkiem i Andrzejem. Pierwszy z nich to mężczyzna w wieku 72 lat, drugi - młodszy prawie dwie dekady. Obaj w tym domu, z przerwami, przebywali od lat.
Staszek był postrzegany jako konfliktowy, trudny we współżyciu, dążący do dominacji. Kilkakrotnie łamał regulamin i po kryjomu popijał alkohol. Łykał przy tym jakieś kolorowe tabletki, ale nikomu nie zdradzał, na co cierpi. Pod wpływem mocniejszych trunków stawał się zaczepny i arogancki. Typowy ekstrawertyk, który najpierw działał, potem myślał co robi.
Potrafił dokuczać koledze, gdy ten rozwiązywał ulubione krzyżówki, a raz podczas ataku złości rzucił się mu do gardła i go dusił.
Staszek zwykle miał pretensje do Andrzeja, że nie dba o swoją higienę. Irytowało go, że Andrzej nie bierze udziału w sprzątaniu domu i niczego nie robi dla wspólnoty. Nie przyjmował do wiadomości, że tak się dzieje z uwagi na liczne schorzenia 53-latka.
Denerwowało go także fakt, że Andrzej tak sobie całymi godzinami po prostu leży w łóżku. Nie szczędził obelg pod adresem współlokatora i jego matki, czasem posuwał się do rękoczynów lub wymierzał Andrzejowi kopniaki. Te zniewagi nasiliły się pod koniec 2015 roku.
Andrzej to przeciwieństwo Staszka: spokojny, zamknięty w sobie. Introwertyk. Po swojemu przeżywał stresującą sytuacją stałego nękania i początkowo nie reagował.
Potem personelowi placówki sugerował, by przenieść Staszka do innego pokoju, ale tak się nie stało.
Zaczął więc obmyślać plan, jak w inny sposób pozbyć się współlokatora.
Swoimi przemyśleniami dzielił się z innymi mieszkańcami pokoju. Gdzieś przed Bożym Narodzeniem rzucił w stronę Ryśka znamienne zdanie: Jak tak dalej pójdzie, to dziabnę Staszka nożem.
Na co dzień noż o 12-centymetrowym ostrzu używał do przygotowywania posiłków i ukrywał go w metalowej ramie łóżka.
Ciosy w brzuch
W styczniowy wieczór Andrzej samotnie odpoczywał na łóżku. Marian gdzieś wyjechał, a Staszek, Jasiek i Rysiek poszli się pomodlić do kaplicy. Wrócili po różańcu, ale już bez Jaśka. We trzech w pokoju oglądali telewizję, ale zanosiło się na awanturę.
Staszek był już nietrzeźwy i jak to wcześniej bywało, zaczął dokuczać Andrzejowi.
- Ty znowu śmierdzisz, więc idź się umyć brudasie. Masz wszy, drapiesz się i nimi wszystkich nas pozarażasz - szydził. Dorzucił przy tym kilka wulgarymów. Andrzej odparł, by się od niego odczepił.
- Sam się umyj i już połóż - doradził koledze, by załagodzić sytuację. Staszek podszedł wtedy do jego łóżka i ze złością uderzył w nie pięścią. Po chwili wrócił na swoje posłanie, przyjął pozycję półleżącą i dalej lżył współlokatora.
Tego już Andrzej nie był w stanie znieść. Wstał, dyskretnie wyjął ukryty nóż i przysiadł się na łóżko Staszka. W pewnej chwili bez ostrzeżenia zadał mu osiem uderzeń prosto w brzuch.
Staszek był tak zaskoczony niespodziewanym atakiem, że się nie bronił, nie wzywał pomocy i nie uciekał. Andrzej odszedł, zawinął nóż w ręcznik i poprosił Ryśka, by kolega spakował mu do reklamówki jego cukier i kawę, które miał w szafce. Skomentował to, co się stało jednym z zdaniem.
- Nie wytrzymałem już traktowania ze strony Staszka. Dziabnąłem go i idę powiadomić opiekuna, by wezwał pogotowie - powiedział.
12 - centymetrów miał nóż, który oskarżony Andrzej K. ukrywał w swoim łóżku
Dotarł do dyżurki i przyznał się pracownikowi domu, co zrobił. Poszli obaj do pokoju i faktycznie zastali zakrwawionego pensjonariusza.
Przybyły na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon Staszka.
Andrzej przyznał się do winy. Nie krył przy tym, że od pewnego czasu myślał jak się pozbyć Staszka, jak go zabić, bo lokator go wkurzał. - Dobrze się stało temu dziadowi, bo sobie na to zasłużył - nie krył na przesłuchaniu.
Kluczowa dla sprawy była relacja naocznego świadka Ryszarda Ł., który opisał co widział w pokoju. Zdaniem sądu oskarżony chciał dokonać zabójstwa.
- Powtarzalność ciosów bardziej nawet niż ich umiejscowienie wskazuje nie tylko na emocje związane z działaniem oskarżonego, ale także na wyraźne dążenie przez niego do osiągnięcia zamierzonego skutku, pozbawienia życia pokrzywdzonego - stwierdził Sąd Okręgowy w Tarnowie w uzasadnieniu wyroku na Andrzeja K. Motyw? Zdaniem sądu mężczyzny chciał się zrewanżować, dać nauczkę Stanisławowi T. i wyładować na nim negatywne emocje odwetowe.
Skazany na 8 lat
Sąd wymierzył mu karę 8 lat więzienia i przyjął, że okolicznością łagodzącą była ograniczona poczytalność oskarżonego. Biegli zauważyli, że mężczyzna w sytuacji długotrwałej frustracji może zachowywać się impulsywnie i wtedy się nie kontroluje.
Łagodzący karę był też fakt, że Andrzej K. starał się wezwać kartkę po ataku nożem. Za obciążające sąd przyjął karalność mężczyzny i jego tryb życia, fakt nadużywania alkoholu i brak zainteresowania czwórką dzieci, których wychowaniem zajęła się teściowa. Jego żona zmarła przed laty.
- Żałuję tego co się stało, ale nie żałuję Staszka. Mógł mnie nie zaczepiać- twierdził oskarżony. Sąd zauważył, że Andrzej K. prezentuje postawę żalu, ale jest to żal nad sobą i swoją sytuacją, jako konsekwencją popełnionego czynu, a nie nad losem pokrzywdzonego.
Obrona przekonywała, że oskarżony zabił, ale pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami. Sąd to wykluczył, bo nie dało się ukryć, że Andrzej K. przystąpił do ataku nożem, gdy już minęło apogeum niewłaściwego zachowania Stanisława T.
- Swoim czynem oskarżony dał upust negatywnym emocjom żywionym do pokrzywdzonego i zrealizował zamiar wyrządzenia mu szkody jako odwetu za jego niewłaściwe działania - napisał tarnowski sąd. Wyrok w tej sprawie jest już prawomocny.