Mord i wybuch na Dębcu: Podejrzany o zbrodnię Tomasz J. był poczytalny? Pierwsze badanie nie dało odpowiedzi
Czy Tomasz J., podejrzany o mord i spowodowanie wybuchu na poznańskim Dębcu, był poczytalny? Pierwsze, jednorazowe badanie, nie dało odpowiedzi na to pytanie. Dlatego potrzebna będzie dłuższa obserwacja psychiatryczna. Śledczy niebawem chcą zakończyć śledztwo. Przyjęli wersję, że Tomasz J. bestialsko zabił żonę, a potem celowo uszkodził instalację gazową, by zatrzeć ślady zbrodni. Wskutek eksplozji zginęły jeszcze cztery osoby.
Biegli, którzy niedawno oceniali stan podejrzanego Tomasza J., stwierdzili, że na podstawie jednorazowego badania nie są w stanie przesądzić o jego poczytalności. Dlatego poznańska Prokuratura Okręgowa planuje czterotygodniową obserwację Tomasza J. na oddziale psychiatrycznym Aresztu Śledczego w Poznaniu. Wniosek śledczych o obserwację trafił do sądu i jego zgoda wydaje się formalnością. Obserwacja miałaby się zacząć w lutym.
Czytaj więcej:
Mord i wybuch na Dębcu: co z synem zamordowanej Beaty i podejrzanego Tomasza?
Podejrzany Tomasz J. zostaje w areszcie, bo na wolności "mógłby zabić kolejne osoby"
To ostatnia, ale jedna z kluczowych czynności w trwającym śledztwie. Jeśli Tomasz J. zostanie uznany za poczytalnego w chwili popełnienia zarzucanych mu przestępstw, do sądu trafi akt oskarżenia. Będzie mu groziło dożywocie. Jeśli jednak biegli stwierdzą jego niepoczytalność, najpewniej trafi do zamkniętego zakładu. Potem, co pół roku, odbywa się weryfikacja stanu zdrowia takiego pacjenta.
Śledczy stawiają Tomaszowi J. najpoważniejsze zarzuty. Najpierw, w sobotę 3 marca, przyszedł do mieszkania żony w kamienicy na Dębcu. Kilka tygodni wcześniej je opuścił – żona Beata kazała mu się wyprowadzić. Chciała rozwodu. Obwiniała go o wypadek drogowy z udziałem ich syna. Nawiązała kontakt z dawnym znajomym. Miała zresztą do niego lecieć do Anglii, bilet miała kupiony na niedzielę, 4 marca.
Ale Beata J. na lotnisko już nie dotarła. Zdaniem prokuratury, która opiera się opinii medyków sądowych, kobieta została zamordowana w sobotę, 3 marca, po godzinie 23. Potem, przez noc, Tomasz J. miał znęcać się na jej zwłokami, odcinać różne części ciała. Postawiono mu również zarzut znieważenia zwłok żony.
Rankiem 4 marca do kamienicy przyszli znajomi Beaty. Miało jej nie być, a oni mieli wyprowadzić na spacer jej dwa psy, jednak nie mogli otworzyć drzwi mieszkania. Jej znajoma, Magdalena wraz z towarzyszącym jej mężem Robertem przez dłuższą chwilę szamotali się z zamkiem. Niebawem doszło do wybuchu. Magdalena zmarła wskutek obrażeń. Poleciały na nią drzwi, które wyleciały z futryny. Stojący tuż obok jej mąż cudem przeżył.
Co dokładnie spowodowało wybuch w kamienicy? Jakim narzędziem Tomasz J. miał zabić żonę? O tym przeczytasz w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień