Monika Borys - Polski bajer. Disco polo i lata 90.
PiS w swojej polityce odcinać się od tzw. elit III RP, a wiemy, że one piętnowały disco polo i ludzi, którzy go słuchali. Być może PiS chciałby zagarnąć tę muzykę, ale nie wydaje mi się, żeby discopolowcy tego potrzebowali - mówi Monika Borys, autorka książki o narodzinach fenomenu muzyki discopolowej "Polski bajer. Disco polo i lata 90."
[b]Zaryzykuję śmiałą tezę - pani jest rówieśniczką disco polo![/b]
[b]Monika Borys:[/b] Troszkę jestem, na pewno jestem rówieśniczką transformacji (śmiech)
[b]To już 30 lat Polacy, można powiedzieć, z otwartą przyłbicą bawią się przy takiej muzyce?[/b]
Nie przywiązywałabym się szczególnie do roku 1989. Przemiany ustrojowe zaczęły się wcześniej, jeszcze w latach 80. Natomiast skowronki discopolowej muzyki można usłyszeć nawet kilka dekad przed latami 90.. Dla mnie pierwszym jej symptomem była postać Janusza Laskowskiego, który swoją popularność zbudował dzięki pocztówkom dźwiękowym, a w latach 70. podtrzymał przebojem „Kolorowe jarmarki”.
[b]A jak pani zapamiętała pierwszy kontakt z disco polo?[/b]
Pierwszą falę disco polo pamiętam jak przez mgłę i raczej z sąsiedztwa niż z domu, bo u mnie się jej raczej nie słuchało.
[b]Ale telewizor chyba mieliście?[/b]
Był, pamiętam „Disco Relax”, ale najbardziej zapadło mi w pamięć, że ludzie jeździli do Panderozy. Byłam wtedy dzieckiem i wydawało mi się, że to jest centrum Podlasia.
[b]Gdzie pani dorastała?[/b]
Niedaleko Kuźnicy, przy samej granicy z Białorusią. Świadomie uczestniczyłam w tej kulturze w czasie drugiej fali disco polo. Dopiero w gimnazjum byłam na pierwszym discopolowym koncercie. To był zespół Toples, grali w Kuźnicy na jakimś festynie przy starej szkole. Było bardzo dużo ludzi i, oczywiście, wszystkie moje koleżanki z gimnazjum były na tym koncercie. Był kompletny szał! Toples był wtedy gwiazdą wielkiego formatu, szczególnie z perspektywy małej miejscowości.
[b]I w końcu zdecydowała się pani na wyjazd do Białegostoku?[/b]
Uczyłam się w IV Liceum, później skończyłam licencjat na polonistyce i postanowiłam wyjechać do Krakowa, a potem przyjechałam do Warszawy.
[b]Czym pani dojeżdżała do domu w czasach licealnych?[/b]
Przez pierwszy rok mieszkałam w internacie i co tydzień wracałam do domu pekaesem. Na dworcu był zestaw kilku piosenek italo disco puszczanych przez megafony. Miały umilać czas podróżującym. W każdy piątkowy wieczór czułam się jak na dyskotece. Leciał tam utwór „Tora Tora Tora” holenderskiego zespołu Numero Uno i do dziś, kiedy słyszę tę piosenkę, przypomina mi się tamten czas i mam ambiwalentne uczucia.
[b]Czuje pani zapach ropy wyciekającej ze zdezelowanych autobusów?[/b]
Z jednej strony to nostalgiczne wspomnienie, a z drugiej czuję pewien zgrzyt. Zawsze słyszałam ten hit na dworcu i teraz nie mogę go słuchać.
[b]
Powrót do badania tego zjawiska to powrót do lat dziecinnych?[/b]
Jest w w tym element nostalgii. Ale chciałam również, żeby to była opowieść krytyczna, przez pryzmat muzyki i ówczesnej estetyki opowiedzieć o istniejących wówczas podziałach, które promieniują na współczesność.
[b]
Czuła się pani w obowiązku opisać to zjawisko?[/b]
Nie jestem pewna, czy obowiązek to właściwe słowo. Ze względu na swoje pochodzenie mam inne spojrzenie na kulturę niż inteligencja czy elity. Miałam poczucie, że w pewnym sensie widzę więcej.
[b]A może pani czuła, że lepiej potrafi zrozumieć ten fenomen?[/b]
Raczej, że widzę te sprawy zupełnie inaczej. Poza muzyką, estetyką, wiedziałam, że ona generuje pewien konflikt społeczny, który warto jest opisać. W żadnych dotychczasowych diagnozach nie znajdowałam dostatecznie pełnego opisu disco polo. Poza tym, szalenie mnie pociągała perspektywa napisana książki, w której przez pryzmat romantycznych piosenek opowiem o tym, jak działa polskie społeczeństwo.
[b]
Czy ten konflikt był widoczny w Kuźnicy, czy odkryła go pani dopiero po latach?[/b]
Z perspektywy dziecka tak tego nie odbierałam. To pewnie efekt mojego wykształcenia. Skończyłam kulturoznawstwo, które bardzo uwrażliwia na kwestie społeczne. W moich badaniach zajmuję się czasem transformacji, latami 90. XX wieku, klasami ludowymi. i Szukałam takiego obszaru, który o czasie przemian powie najwięcej z perspektywy, która będzie uwzględniać aktywność klas ludowych. Disco polo okazało się najlepszym obszarem dla takiej opowieści.
[b]Paradoksalnie - choć wszystko rzekomo jest w internecie, mam wrażenie że to nie była łatwa praca?[/b]
Bardzo duża część tej muzyki była zarejestrowana na kasetach, często powielanych przez piratów. To muzyka uznana za niekanoniczną, nie istnieje żadna formalna baza tego gatunku. Natomiast w internecie są przestrzenie, gdzie ludzie własnym sumptem digitalizują kasety. To była taka internetowa archeologia.
[b]Czytając pani książkę dopiero przypomniałem sobie, że gdzieś w kioskach faktycznie można było dostać nawet specjalistyczne miesięczniki poświęcone disco polo. Jak pani do nich dotarła?[/b]
Czytałam je w Bibliotece Narodowej! Bardzo się cieszyłam, że takie czasopisma się zachowały. Z dzisiejszej perspektywy, graficznie i wizualnie są dość niesamowite. Te czasopisma często są nieczytelne, przytłoczone graficzną kakofonią. Ich twórcy bawili się nowymi narzędziami graficznymi, uczyli się ich i jednocześnie eksperymentowali a przy tym nie liczyli się z żadnymi normami estetycznymi. Często nie da się tego odczytać, natomiast można to oglądać. Bardzo mnie to wciągnęło.
[b]A jak analizowała pani teledyski - sam co niedziela zasiadałem przed telewizorem, żeby oglądać, co też wymyślą twórcy tych filmików…
[/b]
Okazuje się, że bardzo dużo programów „Disco Relax” można znaleźć na YouTube. Są pasjonaci, którzy wrzucają całe odcinki. Duża część z nich to rejestracje koncertów. Część teledysków była reżyserowana, często nawet przez ludzi, którzy byli profesjonalistami, współtworzyli telewizję publiczną, a pracę z twórcami disco polo uważali za chałtury.
[b]Moim ulubionym teledyskiem był „Świat nie wierzy łzom” - Pani zobaczyła w nim jakieś wioski, a to nasze białostockie Bojary, Młynowa - oryginalna miejska tkanka niezniszczona wojną![/b]
To moje przeoczenie. Bardzo dziękuję za tę uwagę. Można na tym teledysku pomylić Białystok z jakąś małą miejscowością (śmiech).
[b]Podoba mi się pani opinia, że disco polo utkały zachodnie aspiracje i wschodnie inspiracje! [/b]
To oznacza, że z jednej strony discopolowcy inspirowali się muzyką zachodnią, słuchali Depeche Mode, naśladowali italo disco, chcieli robić jego polską wersję. tu Dobrym przykładem jest zespół Top One. Piosenki disco polo z wczesnych lat 90. były pełne zachodnich marzeń, Ameryka stała w centrum tych fantazji. Mówię, że discopolowcy chcieli być wtedy bardziej amerykańscy od Ameryki. Wschodnie inspiracje, szczególnie w przypadku discopolowców z okręgu białostockiego, były bardzo mocne. Bardzo często te piosenki są inspirowane rosyjskim szansonem więziennym. Jedna z najpopularniejszych piosenek zespołu Boys, „Wolność”, która stała się hymnem polskiego kapitalizmu, jest inspirowana taką właśnie piosenką. Do dziś zespoły z Podlasia, na przykład Mirage, ma w swoim repertuarze piosenki po polsku i po białorusku.
[b]A Zenek Martyniuk dodatkowo romskie. [/b]
W jego przypadku nawet stylizacja, sposób w jaki śpiewa i gra na gitarze jest inspirowany muzyką Romów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień