Monika Andruszewska: Kobiety zdane są na łaskę i niełaskę oprawców
Zbierając świadectwa widzimy powtarzalność - to rozbieranie, macanie, grożenie gwałtem; to wyuczone scenariusze wykorzystywane przez rosyjskich oprawców, by złamać psychologicznie swoje ofiary – mówi Monika Andruszewska, dziennikarka i koordynatorka raportu o przemocy seksualnej Rosjan wobec ukraińskich kobiet, przygotowanego przez zespół Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina w ramach Instytutu Pileckiego.
Relacje 60 świadków, zbierane od kwietnia 2022 r. do lutego 2024 r., znalazły się w raporcie Centrum Lemkina o przemocy seksualnej rosyjskich wojsk wobec ukraińskich kobiet. Jesteś koordynatorką tego raportu. Wszystkie te relacje są wstrząsające. O czym powinniśmy bezwzględnie wiedzieć?
To nie jest dla mnie nowy temat, bo dokumentowaniem zbrodni rosyjskich zajmuję się od 2014 roku i to co się dzieje teraz, to jest dokładnie to, co działo się wcześniej na okupowanych terenach Ukrainy czyli na Krymie, w obwodzie ługańskim. Z tym, że teraz świat o nich mówi i skala tych zbrodni się zwiększyła. Największe wrażenie robi na mnie odwaga odwaga ofiar, tych kobiet, które podzieliły się z nami tak strasznymi historiami. Warto podkreślić, że kobiety, których świadectwa zebraliśmy, bardzo często mieszkają na terenach okupowanych, czasami kilka kilometrów od linii frontu, od rosyjskich pozycji. Zaufały nam, mimo że zdawały sobie sprawę, że sytuacja na froncie jest mocno niestabilna; ich miejscowości ponownie mogą się dostać pod rosyjską okupację. Wykazują więc niezwykłą odwagę, że w ogóle o tym mówią, że chcą, żeby Rosja została ukarana za to, co je spotkało. Bezwzględnie powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że ani wygląd, wiek, ani nawet prorosyjskie poglądy nie wpływają na poziom bezpieczeństwa kobiet na terenach okupowanych przez Rosję. I każda kobieta, która utknęła na terenach tak zwanych wyzwolicieli, bo oni sami się tak nazywają, jest potencjalną ofiarą różnych form przemocy seksualnej.
„Była tam dziewczyna o bardzo pięknej figurze. Oni wszyscy ją gwałcili. Miała długie, rude włosy. Przypominała mi aktorkę. Kiedy zapytałam ją, dlaczego tu jest, odpowiedziała, że jej brat jest w Siłach Zbrojnych Ukrainy i dlatego ją zabrali. Przez pół roku wozili ją ze sobą. Przez pół roku ją gwałcili. Miała około 35-36 lat. Zabierali ją ciągle i przyprowadzali po jakimś czasie. Trudno mi nawet o tym mówić. Po niej widać było, że po prostu nie chce już żyć [świadek twierdzi, że rosyjscy żołnierze przetrzymywali kobietę jako niewolnicę seksualną – red.]” - te historie nie mieszczą się w głowie.
Mnie również zszokowała ta opowieść. Świadek, która nam o tym opowiedziała, a sama również przeżyła rosyjską niewolę, nie znała nawet imienia tej dziewczyny. Ale na podstawie tego świadectwa wiemy, że gdzieś w rosyjskich katowniach znajduje się kobieta, która już praktycznie od roku jest traktowana jako niewolnica seksualna. Nie ma imienia, nie wiemy, gdzie jest. To straszne, że są ofiary, których danych nigdy nie poznamy, o których nigdy się nie dowiemy. To jest dla mnie najbardziej poruszające, że są kobiety zdane absolutnie na łaskę i niełaskę oprawców, nie mają żadnej drogi ucieczki. Prawdopodobnie dla tej dziewczyny jedyną drogą ucieczki będzie śmierć.
„Podoba ci się, nie podoba, cierp moja piękna” - co w efekcie wywołały te słowa Putina?
Prezydent Rosji wypowiadając te słowa ośmielił swoją armię do gwałtów, znormalizował wykorzystywanie przemocy seksualnej jako broni przeciwko ludności na terenie ukraińskiego narodu i stało się to masowe. Podkreślę: to się nie zaczęło w 2022 roku. Jeżeli wcześniej Rosja wykorzystywała przemoc seksualną jako broń, to w momencie, w którym przejęła kolejne tereny Ukrainy, po 24 lutego 2022 roku, ta przemoc stała się bronią masowego rażenia, a razem ze skalą przemocy zwiększyła się też liczba gwałtów.
No właśnie, z raportu przebija ów fakt, że to nie są pojedyncze wybryki, ale właśnie przyzwolenie z góry. Ale jest to też sposób walki rosyjskiej armii od zawsze – tak było, gdy Rosjanie wkraczali do Polski w 39 i potem w 44 i 45 roku.
Tak, bestialstwo wobec Ukrainek można porównać do działań Armii podczas II wojny światowej, gdy ofiarami gwałtów padło tysiące kobiet w Europie Środkowo-Wschodniej. To, co teraz obserwujemy, jest konsekwencją braku rozliczeń Związku Radzieckiego i Rosji za przemoc seksualną we wcześniejszych konfliktach. Niektórzy sugerują, że „każda armia gwałci” i możliwe, że mamy do czynienia z jednostkowymi przypadkami, działaniem pojedynczych rosyjskich żołnierzy. Odpowiadam na to, że skoro rosyjska armia na tymczasowo okupowanych terenach Ukrainy wszędzie zachowuje się tak samo, jeżeli w setkach stworzonych przez Rosjan katowni dzieje się to samo, to nie możemy mówić o działaniu spontanicznym, ale o działaniu systemowym. Zbierając świadectwa widzimy powtarzalność, szczególnie jeżeli chodzi o to, co dzieje się w rosyjskich katowniach - to rozbieranie, macanie, grożenie gwałtem, stosowanie przemocy seksualnej wobec kobiet i mężczyzn jako formy tortur; to wszystko są wyuczone scenariusze wykorzystywane przez rosyjskich oprawców by jak najbardziej złamać psychologicznie swoje ofiary.
Jaki jest rozmiar tego okrucieństwa?
NIGDY nie poznamy prawdziwej skali przemocy seksualnej. To, czym operuje zarówno ukraińska prokuratura, jak i instytucje takie jak nasza, to świadectwa kobiet, które przeżyły i miały siłę rozmawiać o tym, co je spotkało. Gdy Ukraina wyzwoli swoje kolejne tereny, będziemy mieli znów do czynienia z odnajdywanymi ciałami zakatowanych przez Rosjan ludzi - ale pamiętajmy, że jest różnica między ciałem odnalezionym po, jak to było w przypadku zbrodni w obwodzie kijowskim, krótkim okresie od śmierci, a ciałem, które przez wiele miesięcy było poddane działaniom warunków atmosferycznych. Z większości ofiar Rosji pozostają tylko kości. A kości milczą o przemocy seksualnej. Nigdy się nie dowiemy, co dokładnie spotkało ofiary przed śmiercią.
Co było największym wyzwaniem podczas przeprowadzania badań terenowych?
Dokumentujemy świadectwa w kraju, gdzie trwa brutalna wojna. Pracujemy na terenach atakowanych przez Rosję. To największy problem. Na przykład w jednej z miejscowości przyfrontowych na południu kraju oczekuje nas kobieta, która doświadczyła przemocy seksualnej w rosyjskiej niewoli - ale za każdym razem, gdy chcieliśmy odwiedzić jej miejscowość, rosyjski ostrzał artyleryjski był tak silny, że nie było możliwości, by w ogóle do niej wjechać. Obawiam się, że o wielu rosyjskich zbrodniach nigdy się nie dowiemy, bo po prostu Rosja wcześniej zamorduje ich jedynych świadków.
Przerażającą dla mnie sceną opisaną w raporcie był moment, kiedy matka miała wskazać, która z dziewcząt zostanie wzięta przez rosyjskich żołnierzy – córka czy synowa. Wskazała na synową. O czym jeszcze mówi ta scena Twoim zdaniem?
Uważam, że ze strony sprawców to jest klasyczna próba obarczenia ofiar zbrodni „odpowiedzialnością”, by doprowadzić do jeszcze większych spustoszeń w psychice i zrujnowaniu dalszego życia kobiet.
Czy są podejmowane jakieś działania wspierające ofiary przemocy seksualnej na Ukrainie?
Istnieje kilka organizacji, które próbują udzielać im wsparcia, ale jest to głównie wsparcie psychologiczne. Jest w tym trochę stereotypowego myślenia; ludzie wyobrażają sobie, że ofiara gwałtu to kobieta, która – na przykład w Ameryce idzie w nocy przez park, zostaje napadnięta i zgwałcona. I wtedy pomoże jej psychoterapia. W tym przypadku, ze względu na warunki, jeśli w ogóle można mówić o pomocy psychologicznej, to najwyżej online, a to jest rzecz kompletnie oderwana od rzeczywistości. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że ofiary gwałtów to bardzo często kobiety starsze, zazwyczaj mieszkające na wsiach. Kiedy były krzywdzone, to zazwyczaj jednocześnie okradano ich domy, albo te domy traciły. Im samym wybijano zęby, cięto je nożami, bito. Te kobiety mają wiele bardzo dużo różnych problemów i właściwie walczą o przetrwanie. Już opłacenie jej jakościowego dentysty, dobrej protezy sprawiłoby, że poczułaby się lepiej. Oczywiście, rozumiem, że to byłby jedynie plaster na ich rany, ale z pewnością ich życie stałoby się łatwiejsze. I tu mówię tylko o pomocy dentystycznej, ale często potrzebują one pomocy medycznej. Spotkaliśmy się z przypadkiem pani w starszym wieku, która została zarażona wirusowym zapaleniem wątroby typu C. Dowiedziawszy się o tym, praktycznie przez rok nie wychodziła z domu, nie rozmawiała z sąsiadami. Była przekonana, że to jest coś jak AIDS i w dodatku w jej wyobrażeniu, jest to coś, co przenosi się nawet przed zwykły kontakt. Reasumując: ofiary gwałtu powinny zostać objęte kompleksową opieką.
To jak ukraińskie kobiety radzą sobie z traumą po brutalnych atakach?
To bardzo indywidualna sprawa. Wszystko zależy od psychologii konkretnej osoby. Natomiast – i zwracam na to cały czas uwagę – jeżeli kobieta została zgwałcona, okradziona, jeżeli wybito jej zęby, to ona codziennie zdejmując i zakładając protezę będzie sobie o tym przypominać. Będzie pamiętać, co ją spotkało. To jest prawdziwy problem – podczas aktów przemocy tym kobitom wybija się zęby. To wyjątkowo traumatyczne doświadczenie, które wciąż trwa. Wiele z tych kobiet, z którymi rozmawialiśmy, wprost mówi, że ten dramat się dla nich nie skończył, wciąż wpływa na ich życie. Nawet najbardziej jakościowa psychoterapia nie cofnie czasu i nie sprawi, że one o tym zapomną. Są przypadki wypierania tego, co się stało. Usłyszałyśmy o nastoletniej dziewczynie, która pierwszy raz w swoim życiu odbyła stosunek seksualny i to był brutalny gwałt. Podczas terapii online powiedziano jej, żeby w ogóle nie wracała do tego tematu, żeby o tym zapomniała. Jej matka mówiła nam, że przecież ona nie może o tym zapomnieć. Jak ma budować swoje życie? Jak ma zbudować związek, jeśli teraz boi się mężczyzn? Gwałt jest czymś niesłychanie rujnującym dla psychiki. Jeśli pytasz, jak sobie radzą, to powiem, że już po tym, jak raport został oddany do publikacji, usłyszałyśmy o przypadku kobiety, która nie cieszyła się specjalnym szacunkiem w miejscowości, w której mieszkała. Określano ją przydomkiem zabawowej dziewczyny. Gdy rosyjskie wojska weszły do tej miejscowości i zapytano czy są jakieś prostytutki, to jeden z kolaborantów powiedział, że prostytutek wprawdzie nie ma, ale jest taka, która ze wszystkimi się świetnie bawiła. Opowiedziano nam, że rosyjscy żołnierze przyszli po nią, zabrali ze sobą, a potem odwieźli i wyrzucili na skraju wsi, zakrwawioną i nagą. I ona, naga i poraniona szła przez całą wieś. Ale Ruscy nie dali jej spokoju – przyjechali po nią kolejny raz. Uciekała, ale zawsze ją złapali, zabierali do okopów i tam masowo gwałcili. W momencie, gdy skończyła się okupacja tej miejscowości, ta kobieta napisała list do swoich dzieci i popełniła samobójstwo. Wiele z ofiar, które tak skrzywdzono już nie złoży zeznań, bo po prostu nie wytrzymały lub nie wytrzymają tego, co przeżyły. To jest chyba najgorsze; o tych najstraszniejszych rzeczach, które się przytrafiły kobietom możemy się już nigdy nie dowiedzieć. Po pierwsze dlatego że ofiary popełnią samobójstwo, albo zostaną po prostu zamordowane. Rosja masowo morduje ludzi.
Jak możemy wesprzeć ofiary gwałtów?
Przede wszystkim musimy zatrzymać przemoc seksualną. Mam świadomość, że nawet w tym momencie, gdy rozmawiamy, to w Ukrainie gwałcone są kobiety na terenach okupowanych; są torturowane w rosyjskiej niewoli. Zatem, żeby wesprzeć ofiary gwałtu powinniśmy zrobić wszystko, żeby zatrzymać ten terror. W momencie, w którym Ukraina odzyska tereny okupowane, kobiety będą bezpieczne. Teraz nie są. Powinniśmy naciskać rządy naszych państw, żeby udzielały pomocy militarnej Ukrainie i to tu i teraz. Sytuacja na froncie jest tragiczna, Ukraina traci kolejne tereny, co oznacza, że kolejne kobiety doświadczają przemocy. Data publikacji raportu – na drugą rocznicę pełnoskalowej wojny – nie jest przypadkowa. Ukraina potrzebuje pomocy militarnej, ale mamy też nadzieję, że nasz raport wpłynie na kobiety w Europie, które będą bardziej naciskać na rządy swoich państw, apelować o pomoc militarną dla Ukrainy, ze świadomością, że jeśli Rosja pójdzie dalej, to ofiarą takiej przemocy może być każda z nas.
Jest nadzieja na sprawiedliwość dla ofiar gwałtów podczas wojny?
Na wojnie nie ma sprawiedliwości. Kara nigdy nie będzie równoważna z wyrządzoną krzywdą. Ale możemy dążyć do ukarania Federacji Rosyjskiej za jej zbrodnie. Zazwyczaj kobiety są gwałcone albo przez mężczyzn, którzy są w kominiarkach, albo kobietom zasłaniają twarze, by nic nie widziały. Tak też mówią świadkowie w naszym raporcie: „Założył mi czapkę, nic nie widziałam. Tożsamość zbrodniarzy zazwyczaj nie jest znana, więc jedyne co możemy zrobić, to żądać żeby zostali ukarani ludzie, którzy ich tam wysłali.
Wasze badania będą kontynuowane?
Wraz zresztą zespołu pracującego w Ukrainie zebraliśmy ponad 600 świadectw i wciąż dochodzą nowe. Będą publikowane kolejne raporty. Nie wszystkie będą dotyczyć kobiet. W przypadku raportu o kobietach, ze względu na wrażliwość tematu i na to, że często te kobiety, które dawały nam świadectwa, nie mówiły o tym, co je spotkało nawet swoim mężom czy partnerom, to dużą wagę przyłożyliśmy do anonimizacji, więc nie udostępniamy dziennikarzom tych świadectw. Nie chcemy ryzykować nawet tym, żeby upublicznić głos ofiar gwałtów. Nie chcemy ich w żaden sposób narażać. Ale w kolejnych raportach będziemy się starali załączać świadectwa ofiar i je udostępniać dziennikarzom.
Jakie są Twoim zdaniem najważniejsze wnioski płynące z tego raportu?
Konkluzja, moim zdaniem jest taka, że każda kobieta na terenach okupowanych przez Rosję jest zagrożona przemocą. Teraz byliśmy na konferencji w Berlinie i jeden z dziennikarzy zapytał jedną z ofiar, co ona sądzi o możliwych planach rozejmu. Dla niej to było jak uderzenie w twarz. Powiedziała, że to absolutnie nie wchodzi w grę. Trzeba pamiętać o tym, że w momencie, w którym Ukraina miałaby być przekonywana przez zachód do jakichś zgniłych kompromisów z Rosją, to tym samym poświęcać się będzie osoby, które pozostaną na terenach okupowanych, w tym kobiety. A mieszkańcy terenach okupowanych są zakładnikami Rosji. Widzimy to już od wielu lat; widzieliśmy na Krymie, gdzie naród Tatarów Krymskich jest stale niszczony. Widzieliśmy w Doniecku i w Ługańsku jak porywani są ludzie, zamykani w więzieniach, w katowniach - za nic! To są obywatele Ukrainy. Głównym przekazem z tego raportu według mnie jest to, że to siły zbrojne Ukrainy są jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Jeśli Rosja nie posunie się dalej, to kobiety nie będą gwałcone.
Zespół Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina, który w ramach Instytutu Pileckiego przygotowywał raport:
Monika Andruszewska
Koordynatorka raportu, dziennikarka i korespondentka wojenna. Od wydarzeń na kijowskim Majdanie w 2014 roku nieprzerwanie relacjonuje sytuację w Ukrainie, szczególnie z terytoriów dotkniętych rosyjską agresją. Inicjatorka licznych zbiórek pomocy humanitarnej, oraz wsparcia dla obywateli Ukrainy nielegalnie uwięzionych przez Rosję i ich bliskich.
Wiktoria Godik
Mieszkanka Irpienia, brała aktywny udział w ewakuacjach mieszkańców miasta podczas rosyjskiego oblężenia w lutym i marcu 2022 roku. Po wyzwoleniu Kijowszczyzny organizowała wsparcie dla osób starszych, dzieci i zwierząt, które ucierpiały w wyniku działań zbrojnych Rosji. Od kwietnia 2022 roku współpracowniczka Centrum Lemkina. Swoją decyzję, by dokumentować rosyjskie zbrodnie argumentuje tym, że nie chce, by więcej ukraińskich miast podzieliło los Buczy i Irpienia.
Iryna Dowhań
Urodzona w miejscowości Jasynuwata pod Donieckiem. W 2014 roku aresztowana i torturowana przez Rosjan pod zarzutem wspierania armii ukraińskiej. Po opuszczeniu więzienia szykanami zmuszona do opuszczenia rodzinnego miasta. Obecnie mieszka w Kijowie. Od listopada 2018 roku pracuje jako ukraińska koordynatorka SEMA – organizacji działającej na rzecz kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej w trakcie wojny (Global Network of Victims and Survivors to End Wartime Sexual Violence). Od kwietnia 2022 roku współpracowniczka Centrum Lemkina. Dokumentuje historie kobiet, które przetrwały okupację.
Roman Taibow
Urodził się w Mariupolu. Ukończył Politechnikę Doniecką. Mieszkał w poddonieckiej w Jasynuwatej (10 km od Doniecka), gdzie prowadził firmę budowlaną. Kiedy w Doniecku zaczęły się prorosyjskie demonstracje, aktywnie uczestniczył w organizacji wieców na rzecz Ukrainy i Euromajdanu. Ze względu na represje wobec ludności wspierającej Ukrainę, w lipcu 2014 roku wraz z córką udał się do Mariupola. W tym czasie, 24 sierpnia 2014 roku, jego żona, Iryna Dowhań, została aresztowana przez rosyjskich najemników za proukraińskie poglądy. Roman od jesieni 2014 roku mieszka z rodziną w obwodzie kijowskim. Pomaga Irynie w jej walce o uwolnienie innych jeńców więzionych na tymczasowo okupowanych terenach obwodu donieckiego i wspieraniu ich rodzin, np. poprzez zbieranie paczek dla uwięzionych. Po inwazji na pełną skalę Roman aktywnie angażuje się w udzielanie wsparcia kobietom dotkniętym przez SNPK jako wolontariusz organizacji SEMA Ukraine.