Mój sąsiad morderca. Przerażeni mieszkańcy proszą o pomoc ministra [reportaż]
Choć we Wronowie przez całą dobę stacjonuje kilka radiowozów, mieszkańcy wcale nie czują się bezpieczni. Policjanci otaczają dom Zdzisława D., który 25 lat temu zgwałcił i zamordował dwa razy starszą od siebie Krystynę P.
Od kiedy Zdzisław D. wrócił do Wronowa, o zbrodni sprzed lat znów mówią wszyscy. - Pamiętam, że wtedy padało. Krysia wracała autobusem z Bełżyc, wysiadła tu, na skrzyżowaniu (przy drodze do Opola Lubelskiego - przyp. red.). Zostawiła dziecko u sąsiadów, a sama poszła zabrać krowy z pola. Zwierzęta po jakimś czasie same wróciły do zagrody. Krysi nie było do wieczora, więc zaniepokojeni sąsiedzi poszli jej szukać. W rowie przy drodze znaleźli jej parasolkę. Zmasakrowane ciało Krysi zostawił w lesie - opowiada pan Mirosław, mieszkaniec Wronowa. O tym morderstwie przypomina krzyż na skrzyżowaniu drogi do wsi przy trasie Bełżyce - Opole Lubelskie. Pod wiszącą na krzyżu tabliczką: „W tym miejscu, 17 września 1991 roku została bestialsko zamordowana Krystyna Piłat” leżą świeże kwiaty i płoną zapalone znicze.
Tego dnia 19-letni wówczas Zdzisław D. czekał na swoją ofiarę na przystanku. Gdy została sama, uderzył ją w twarz. Kobieta straciła przytomność. Zdzisław D. zgwałcił ją, po czym rozbił jej głowę o ścięty pień drzewa. Morderca, zanim wrócił do domu, dobijał się jeszcze do sąsiadów, bo chciał zmyć z siebie krew. Tłumaczył, że wdał się w bójkę. W środku nocy przyjechała po niego policja. - To niejedyna kobieta, którą napadł. Policja od razu wiedziała, gdzie pojechać. Już wcześniej napastował dziewczyny z całej okolicy, molestował je. Był postrachem wsi. Do tej pory rodzice ze wsi boją się wypuszczać dzieci, jeśli muszą same przejść przez las - mówi pani Janina, która pamięta dzień, kiedy wydarzyła się tragedia.
Zdzisław D. już jako 15-latek razem z kolegą zgwałcił 17-latkę mieszkającą w sąsiedniej wsi. Miał trafić do zakładu poprawczego, wtedy jednak kara została tymczasowo zawieszona. Ostatecznie znalazł się tam już dwa miesiące później, po tym jak napadł na 50-latkę. Na wolność wyszedł po dwóch latach.
- Mieszkaliśmy obok jego rodziny, więc i jego dobrze pamiętamy. Często przesiadywaliśmy u nich w domu, rozmawialiśmy z ojcem i matką Zdzisława. Siostra i brat byli normalni. Tylko on z nich wszystkich tak się zachowywał. Często jeździł do pobliskich wiosek na imprezy, gdzie wdawał się w bójki. Bały się go też kobiety, które atakował, gdy był jeszcze bardzo młody. We wsi mówiło się, że takich przypadków mogło być nawet kilkanaście. Wieczorem strach było wychodzić z domów - twierdzą sąsiedzi przestępcy. Zdzisław D. karę więzienia odbywał w Łodzi. 10 września tego roku, po 25 latach, opuścił Zakład Karny w Łodzi i wrócił do rodzinnego domu. Mieszka tam razem z matką, siostrą i bratem. Ojciec zmarł, gdy jego syn był jeszcze w więzieniu.
Strach, który towarzyszył mieszkańcom przed 25 laty, miesiąc temu powrócił na nowo. Choć dom Zdzisława D. przez całą dobę obserwują policjanci, a przestępca prawie w ogóle go nie opuszcza, we Wronowie mało kto czuje się bezpiecznie.
- Najgorzej było tuż po jego przyjeździe. Kierowcy nie wyjeżdżali na drogę sami, rodzice przywozili i odbierali dzieci ze szkoły. Żyliśmy w strachu, nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Wiele osób pamięta jeszcze, jaki to jest człowiek, a we wsi mieszkają osoby, których ta tragedia do-tknęła osobiście - mówiła pani Marianna, matka dwójki uczniów.
Na wieść o powrocie mordercy do wsi mieszkańcy poprosili o pomoc ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Petycję, w której domagają się zamknięcia Zdzisława D. w oddziale dysocjalnym, czyli dla osób stwarzających zagrożenie, podpisali wszyscy dorośli mieszkańcy Wronowa i sąsiadujących z nim Płowizn.
- Jak to możliwe, że znów każą mu tu mieszkać? To jakaś pomyłka. On nie wróci do normalnego życia, jeśli będzie miał dalej kontakt z rodziną ofiary. We wsi mieszkają ludzie, którzy pamiętają to, co zrobił. Będzie ciężko i nam, i jemu. Mieszkańcy boją się, że on mógłby znowu zaatakować. Przez jakiś czas w ogóle nie wychodzili z domów. Tuż przed jego powrotem, razem ze stowarzyszeniem działającym we wsi, wpadliśmy na pomysł napisania petycji w sprawie przeniesienia Zdzisława D. do oddziału dla osób stwarzających zagrożenie. Podpisali się pod nią wszyscy. Myślę, że takie rozwiązanie będzie też dobre dla niego - tłumaczy Teresa Mazur, sołtys Wronowa.
Pismo trafiło do ministerstwa, Sądu Okręgowego w Łodzi, który prowadził sprawę i Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Żadna z uczestniczących w postępowaniu stron nie zgłosiła jednak wniosku o umieszczenie Zdzisława D. w specjalnym ośrodku.
- Wobec braku wniosków od stron, czyli policji i prokuratury, Zdzisław D. został objęty nadzorem - potwierdza Paweł Urbaniak, rzecznik łódzkiego sądu. Wyrok w tej sprawie uprawomocnił się w czerwcu tego roku.
Odpowiedzi na petycję mieszkańców udzielił Zbigniew Ziobro. - Mając na uwadze duże zaniepokojenie i obawy mieszkańców związane z wyjściem na wolność skazanego za gwałty i morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, zwróciliśmy się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji z prośbą o szczegółowe zbadanie wykonywanego przez policję nadzoru. Ponadto poprosiliśmy o rozważenie możliwości wystąpienia przez komendanta miejskiego w Lublinie do sądu z wnioskiem o umieszczenie Zdzisława D. w ośrodku odosobnienia. Prezes Sądu Okręgowego w Łodzi i komendant miejski policji mają informować ministerstwo o dalszym biegu sprawy - wyjaśnia Wioletta Olszewska z Ministerstwa Sprawiedliwości.
By Zdzisław D. trafił do ośrodka, do łódzkiego sądu musiałby trafić wniosek, zgłoszony przez policję lub prokuratora. - Zgodnie z przepisami, jeżeli osoba stwarzająca zagrożenie uchyla się od nałożonych na nią obowiązków wynikających z nadzoru, to tylko sąd z urzędu lub na wniosek komendanta policji może orzec o umieszczeniu jej w takim ośrodku. - dodaje Wioletta Olszewska.
Obawy mieszkańców wzbudza także to, że jeśli Zdzisław D. przez następne pół roku nie dopuści się żadnych wykroczeń, będzie się mógł ubiegać o zdjęcie nadzoru prewencyjnego. Informacje o sprawie przesłał już do ministerstwa łódzki sąd. - W zależności od okoliczności będzie możliwe zastosowanie ostrzejszych środków. Sąd jednak nie wszczyna postępowania z urzędu. Dalsze postępowanie będzie możliwe po złożeniu wniosków przez którąś ze stron, na przykład przez policję - potwierdza rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi.
Na to jednak nie chce czekać sołtys wsi. - Wiemy, do czego był zdolny. Osoby, które go pamiętają z czasów szkolno-młodzieńczych, twierdzą, że od zawsze zachowywał się jak chory psychicznie, bez poczucia wyrządzonych krzywd - napisała sołtys Teresa Mazur w petycji skierowanej do Ministerstwa Sprawiedliwości.
- Niektórzy z nas gromadzą zapasy i zamierzają zabarykadować się w swoich domach. Wszyscy zabezpieczają swoje domostwa i zastanawiają się, jak zapewnić bezpieczne funkcjonowanie swoich rodzin, gdy drogi do przystanków autobusowych prowadzą przez las, gdzie popełnił te przestępstwa. Wszyscy zadajemy sobie pytanie: kogo zaatakuje i kiedy? Uważamy, że odbycie 25-letniego wyroku nie uleczyło jego osobowości ani psychiki, a nawet wręcz przeciwnie - pogłębiło, skoro chce tu wrócić - uważają autorzy petycji.
Mimo odpowiedzi ministra, wciąż nie wiadomo, czy Zdzisław D. ostatecznie trafi do zakładu dysocjalnego. Odpowiedzi na to pytanie nie udziela ani łódzki sąd, ani Ministerstwo Sprawiedliwości, ani sprawująca nad nim nadzór lubelska policja.
- Mając na uwadze bezpieczeństwo mieszkańców tej miejscowości oraz osoby, która opuściła zakład karny, nie możemy przekazywać szczegółów dotyczących realizacji decyzji sądu. Podanie takich informacji do publicznej wiadomości równie dobrze mogłoby być wykorzystane właśnie do tego, by ten spokój i bezpieczeństwo zakłócić. Po drugie, policja dla zrealizowania celów nadzoru prewencyjnego może prowadzić też czynności operacyjno-rozpoznawcze, które z kolei są niejawne - ucina rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie nadkom. Renata Laszczka-Rusek.