Modlitwa bezdomnych w Bydgoszczy. Taka z łezką w oku
- Do schroniska nie pójdę, ale na mszę to nawet chętnie. Tym bardziej że po niej ksiądz daje nam kolację - mówi Czes -ław, 63-latek z Bydgoszczy, od sześciu lat bezdomny.
Zimna i brzydka środa. Wieje i pada. Do tego - ciemno. Dochodzi 19.30. Przed kościołem pw. Świętego Józefa Rzemieślnika przy ul. Bełzy w Bydgoszczy zaczynają schodzić się ludzie.
Bezdomni będą mieli zaraz swoją mszę. Raz na dwa tygodnie taka jest tutaj odprawiana. Przy wejściu dwaj wolontariusze wchodzących badają alkomatem. Gdy pokazuje się wynik: zero-zero, to człowiek wejdzie. Jak nie, to ma problem.
Bez imienia
Jeden z bezdomnych właśnie ma kłopot. Widać gołym okiem. Stoi z plecakiem na plecach kilka metrów od wejścia. Jest na „nie”. - Nie podam imienia, nie mam gdzie mieszkać. Nie piłem w ogóle - mówi na jednym wydechu.
Czuć od niego alkohol.
- No, może jednego drinka chlapnąłem. Więcej nie. Zresztą, dawno go już wypiłem. Tylko coś wytrzeźwieć po nim nie mogę. Jestem tutaj pierwszy raz. Konkubina chciała ze mną przyjść, ale zachorowała na nogi. Przyszedłem pomodlić się o zdrowie dla niej.
Pytam, gdzie mieszkają, ale mężczyzna odpowiada: - Więcej pani nie powiem, bo nie chcę robić jakiejś furory i kariery.
Do kościoła wchodzi m.in. starszy mężczyzna w czapce z daszkiem z napisem „Brykiet 2014”, facet około 30-tki w dresach z białymi lampasami, chłopak z dużą torbą w kratę, pan w kożuchu (takie były modne w latach 80.). Ktoś porusza się o kulach. Pani w futrze w cętki też jest. I kilku starszych, zadbanych ludzi. Tutaj nie wszyscy to bezdomni. Przychodzą też samotni, starsi, schorowani i niepełnosprawni.
Kto przychodzi na msze dla bezdomnych? Historie tych osób poznasz w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień