Młoda dziewczyna poszła do parku na grilla. Została wielokrotnie zgwałcona. Sprawcami byli jej koledzy
Urszula chętnie poszła ze znajomym na grilla do parku. Nim się zorientowała, była w pułapce, otoczona przez pięciu chłopaków. Gwałcili ją jeden po drugim, a potem równocześnie. Sprawcami byli jej koledzy, jeden nawet był jej kuzynem. Ufała im.
Miejsce: niewielkie miasto pod Tarnowem, wschodnia część województwa.
Czas: Czerwiec 2018 roku, miesiąc po 16. urodzinach Urszuli.
A było tak: dziewczynę zaczepił znajomy, zaprosił na piwo, wspomniał o grillu w szerszym gronie. Urszula wyraziła zainteresowanie pójściem na imprezę. Po drodze wstąpili jeszcze ze znajomym do baru, wypili po piwie, a w sklepie kupili butelkę wódki i colę, żeby na grilla nie przychodzić z pustymi rękami.
Na miejscu - w parku - było sporo znajomych, w sumie 10- 12 osób. Wszyscy sączyli piwo, drinki albo pili wódkę. Ula też dostała do ręki półlitrowy kufel. Z wódką i colą, jak jej powiedzieli.
Podejrzany drink
Około 21 Urszula poczuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Miała zaburzenia mowy, plątał się jej język i miała wrażenie, że świat wiruje coraz szybciej. Znajomy starał się ją uspokoić, proponował, by zapaliła trawkę, to od razu zacznie kontaktować - jak przed imprezą. Grzecznie odmówiła i zorientowała się, że zniknął jej telefon i łańcuszek z szyi. Na miękkich nogach poszła w zarośla do parku, gdzie wcześniej była za potrzebą. Pytała ludzi, czy nie widzą jej komórki. Poprosiła dobrego kolegę, by jej pomógł w poszukiwaniach. Nie zwróciła uwagi, że pięciu chłopaków podąża jej śladem. Pozostali uczestnicy grilla nie zarejestrowali, że grupka odchodzi w ciemność.
Urszula o zbiorowym gwałcie nie chciała powiedzieć nawet swojej matce
Chłopcy otoczyli dziewczynę. Nim się zorientowała, była w pułapce. Jeden pokazał zagubiony jej telefon i rzucił od niechcenia, że go zwróci, gdy Ula im się odda. Gdy odmówiła, użyli przemocy.
Jeden po drugim, a potem równocześnie wykorzystali dziewczynę.
Jej gehenna trwała dwie godziny. Wystarczająco długo, by jeden ze sprawców miał czas, by skoczyć do domu po prezerwatywy i wrócić na miejsce. Dla nich to była tylko zabawa, element imprezy. Jeden zaczął nagrywać ten wymuszony seks telefonem komórkowym. Była godzina 23.38.
Po wszystkim Ula wróciła na grilla i pytała zgromadzonych, czy nie widzieli jej cennego srebrnego łańcuszka. Obecni na miejscu dwaj gwałciciele zaprzeczali. Potem Ula udała się do domu w towarzystwie jednego z nich.
Mówił, że ją odprowadzi ze względów bezpieczeństwa. W czasie tej nocnej wędrówki przeprosił Ulę za swoje zachowanie i sugerował, by wszystko zachowała w tajemnicy.
Dziewczyna nie zająknęła się przy matce o tym, co ją spotkało w parku. Wygadała się za to następnego dnia znajomemu, prosząc o pomoc.
Była załamana, płakała, przeżywała dramat. Mężczyzna namawiał Ulę, by jednak wyznała matce prawdę o gwałcie. Sam anonimowo powiedział o sprawie policjantowi.
Policja wkracza
Kryminalni zjawili się w domu Urszuli. Dziewczyna przyznała im, że padła ofiarą wykorzystania seksualnego. Zawieziono ją na badania do szpitala, zabrano odzież do badań. Fizycznie nie miała większych obrażeń - jakieś siniaki, otarte kolana , ślady po klapsach. Biegły stwierdził u niej potem tzw. PTSD, czyli zespół stresu pourazowego - jednostkę chorobową, którą diagnozowano po raz pierwszy u żołnierzy, którzy wracają z wojen.
Było coś jeszcze: w krwi dziewczyny odkryto ślady leku przeciwdepresyjnego oraz substancję, która jest składnikiem tzw. pigułki gwałtu. Ciężko się rozpuszcza w wodzie, ale znakomicie - w alkoholu. Działanie jest znane: doprowadza do stanu bezbronności, powoduje zaburzenia świadomości.
Badana po południu - dzień po gwałcie - Urszula nie miała już alkoholu we krwi, choć świadkowie nie mieli wątpliwości, że piła podczas imprezy. Wtedy ktoś wrzucił jej do kufla niepożądane substancje.
Kto to zrobił? Tej osoby nie ustalono, ale sąd nie miał wątpliwości, że musiał to być jeden z gwałcicieli.
Zapewne sprawca liczył, że po wszystkim dziewczyna nie będzie pamiętała przebiegu zdarzeń. Pomylił się, bo Ula do pewnego stopnia wiedziała, co się z nią dzieje.
Podczas pierwszego przesłuchania podała nazwiska pięciu sprawców gwałtu. Po gwałcie korespondowała z jednym z nich - swoim dalekim kuzynem - na Facebooku. Wytknęła mu, że on i pozostali widzieli, że jest pijana i nie powstrzymało ich to przed zrobieniem jej krzywdy.
- Staliście w kolejce jak nie wiem do czego - napisała z wyrzutem kuzynowi.
Pod naciskiem jego matki Urszula napisała jednak oświadczenie, w którym odwołała zeznania o gwałcie przez kuzyna. Napisała też, że nie czuje się przez niego pokrzywdzona oraz że nie ma do niego żadnych pretensji. Zrobiła to również z litości, bo kuzyn szantażował ją, że jeśli Urszula wyjawi jego nazwisko, to on popełni samobójstwo.
Jeden z chłopaków przekonywał, że to dziewczyna napastowała ich seksualnie, a tabletkę gwałtu zażyła sama
Na sali rozpraw Urszula stwierdziła, że oświadczenie sporządziła pod presją. I że jednak ma żal do kuzyna.
Kucharze i piekarz
Na ławie oskarżonych znalazło się czterech młodych chłopaków - trzech kucharzy i piekarz. Trzech miało już wyroki za drobniejsze przestępstwa, ale nie - jak w tym przypadku - za zbiorowy gwałt. Sprawę piątego sprawcy wyłączono do odrębnego prowadzenia, jeszcze się toczy.
Wykonano eksperyment z łańcuszkiem, który dziewczynie oddał jeden ze chłopaków. Okazało się, że kosztowny drobiazg sam nie mógł się zsunąć szyi Urszuli. Ktoś go odpiął i zabrał. Dziewczyna nie kojarzyła, kiedy to się mogło stać. Wyszło na jaw, że jeden ze sprawców szukał w sieci informacji, jaka może być wartość takiego łańcuszka.
Dowodem było też nagranie z telefonu komórkowego, na którym widać końcowy etap gwałtu. W odnalezionej komórce Urszuli nie było karty SIM - to kolejny dowód, że nie zgubiła telefonu, ale ktoś go specjalnie zabrał.
Mężczyźni nie przyznawali się do winy. - Seks był, ale z inicjatywy i za zgodą Uli - opowiadali.
Dowody w postaci śladów DNA sprawców odkryte na ubraniu dziewczyny i na prezerwatywach były jednak nie do podważenia. Choć to prawda, że Urszula sprawiała kłopoty wychowawcze (wagary, ucieczki z domu, picie alkoholu i tak dalej). Sprawa o zagrożenie jej demoralizacją otarła się o sąd rodzinny.
Jeden z oskarżonych potwierdził w końcu, że nie było zgody dziewczyny na seks. Przeprosił ją, oddał skradzione rzeczy. Zdaniem sądu zrobił to, bo ruszyło go sumienie - co nie dziwi, bo Urszula kilka razy pomagała mu w życiu. Inny z chłopaków przekonywał, że to Ula napastowała ich seksualnie i wkładała ręce do slipów, a pigułkę gwałtu zażyła sama. Te opowieści sąd uznał za naiwne i dał wiarę relacji dziewczyny, choć zauważył, że kłamała, mówiąc, że tamtej nocy nie piła alkoholu. Nie miała jednak motywu by fałszywie obciążać chłopaków, nie była z nimi w konflikcie, wręcz przeciwnie - znała ich i lubiła. Zeznawała, choć obawiała się ich zemsty.
Sąd Okręgowy w Tarnowie za gwałt zbiorowy z użyciem przemocy i podstępu skazał dwóch chłopaków na kary po sześć lat więzienia. Trzeciemu - który miał jeszcze na koncie przestępstwo narkotykowe - dał sześć lat i miesiąc, a czwartemu wymierzył karę pięciu lat pozbawienia wolności. Wszyscy muszą też zapłacić dziewczynie po 25 tys. zł za krzywdę. Mają zakaz zbliżania się do niej przez pięć lat.
W apelacjach adwokaci wnosili łagodniejsze wyroki dla swoich klientów i niższe kary finansowe, ale Sąd Apelacyjny w Krakowie wyroku nie zmienił. Jest już prawomocny.