Mjr Zimny: U nas nie było zamachu. Co nie znaczy, że ataki nas nie dotyczą
Major rez. Maciej Zimny to były oficer 6. Brygady Powietrzno-Desantowej i GROM-u. Uczestniczył w sześciu misjach wojskowych. Ekspert od terroryzmu samobójczego. Mieszka w Krakowie.
Czy Polacy powinni bać się terroryzmu?
Maciej Zimny: Terroryzmu powinni bać się wszyscy. My też.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że w Polsce dojdzie do ataku terrorystycznego?
To, że u nas do tej pory nie było żadnego zamachu, to nie przypadek. Być może dokonując analizy strat i zysków ktoś doszedł do wniosku, że atak w Polsce się nie opłaca. Na pewno nie byłoby takiego efektu jak np. w 2004 roku w Hiszpanii, gdzie zamachy na cztery podmiejskie pociągi doprowadziły do zmiany preferencji wyborczych w społeczeństwie na trzy dni przed głosowaniem (premierem został niespodziewanie Josĕ Luis Zapatero, który zgodnie z przedwyborczą obietnicą natychmiast wycofał z Iraku hiszpańskie wojska).
To jednak nie znaczy, że powinniśmy czuć się bezpiecznie, choćby dlatego, że jesteśmy w Unii Europejskiej i praktycznie wszędzie jeździmy bez paszportu. A ostatnie zamachy pokazują, że Polacy też znaleźli się wśród ofiar. To, że w Polsce nie było zamachu terrorystycznego, nie stawia nas w rzędzie tych, których zamachy nie dotyczą. Polacy są wszędzie i każdy może stać się ofiarą. Sam zamach w Polsce też jest prawdopodobny. Gdybyśmy stwierdzili, że u nas jest to niemożliwe i nic nie robili w kwestii profilaktyki, to pewnego dnia moglibyśmy się bardzo zdziwić.
Sugeruje Pan, że w Polsce nie było zamachu nie dlatego, że mamy dobre służby, ale dlatego, że nie jesteśmy na celowniku terrorystów?
Tak mi się wydaje. Nie deprecjonuję tutaj znaczenia naszych służb, ale uważam, że służby innych krajów są w tej kwestii lepiej przygotowane, bardziej doświadczone, a zamachy są. Jesteśmy jednym z nielicznych krajów, który jest jednolity narodowościowo i to jest nasz atut. U nas nie ma enklaw, gdzie można się schować, oczekiwać pomocy logistycznej. Z tego względu w Polsce trudniej jest przygotować zamach.
Jak najczęściej działają terroryści?
W każdym zamachu terrorystycznym są podstawowe fazy: planowania, przygotowania, rozpoznania i wykonania zamachu. Jestem pewien, że w Polsce pierwsze dwie, w różnych stopniach zaawansowania, są też prowadzone. W fazie rozpoznania mamy największą szansę na przeciwdziałanie, w tym zatrzymanie osób przygotowujących zamach, bo wówczas stają się one bardziej widoczne. Najważniejsze jest, by umieć rozpoznać działania, które ich dekonspirują, czy ślady, które po sobie zostawiają.
Przeciętny terrorysta ma mniej niż 30 lat. Bo młody umysł łatwo zmanipulować, człowiek jest wtedy bezkrytyczny
Nasze służby są przygotowane do zamachu?
Dla służb, które są doświadczone i nie podlegają ustawicznym fluktuacjom organizacyjnym i kadrowym, jest to łatwiejsze. U nas służby podlegają nieustannym restrukturyzacjom. Likwidując Wojskowe Służby Informacyjne, za sprawą słynnego raportu zdekonspirowaliśmy swoich informatorów praktycznie na całym świecie, odcinając się od dopływu informacji. Pozostaje pytanie, czy służby są gotowe? Mam nadzieję, że tak. Choć może to tylko nadzieja.
Możliwe, że zamachy terrorystyczne były już zaplanowane, ale nie doszły do skutku?
Być może. Doskonałym czasem na przeprowadzenie ataków terrorystycznych były Światowe Dni Młodzieży. Do zamachu nie doszło. Nam się wydaje, że terroryści to ludzie niewykształceni, prości, prymitywni. Tymczasem jest wręcz przeciwnie - to inteligentni ludzie, zdeterminowani, bywający w świecie, często z wojskowym wykształceniem i doświadczeniem. Planują swoje działania w sposób profesjonalny i biorą pod uwagę wszystkie „plusy i minusy”. Najwyraźniej w czasie ŚDM więcej było tych „minusów”.
Czy nie jest tak, że terroryści wolą działać z zaskoczenia, a nie, tak jak w czasie ŚDM, gdy wszyscy byli przygotowani na to, że do zamachu może dojść?
To zależy od tego, jaki zamach mamy na myśli, co jest celem, itp. W czasie ŚDM to nie musiał być wybuch bomby, a na przykład wybuch paniki. Skutek mógł być o wiele bardziej tragiczny. Terroryści wybierają miejsca publiczne, bo ich celem jest zabić jak najwięcej osób. Chcą, by zostało to nagłośnione przez media. Pokazując skutki zamachu, media niejako reklamują terroryzm.
Jakie miejsca wybierają terroryści?
Zamach musi być w miejscu publicznym, bo ofiar i świadków ma być jak najwięcej. Stąd właśnie ataki w czasie koncertów, na plażach, rozjeżdżanie ludzi samochodami na ulicy. Tam można się ponadto doskonale zamaskować i do chwili zamachu pozostać niezauważonym. Samochód z zamachowcem niczym się nie wyróżnia, człowiek, który go prowadzi, też nie. Ujawnia się, gdy już jest za późno.
Jeśli już jesteśmy w takim miejscu, to czy można wcześniej wykryć zamachowca?
Najważniejszym czynnikiem w czasie zamachu jest czas jego trwania. Jeśli są to milisekundy, mniej więcej tyle, ile detonacja materiału wybuchowego, to szanse na wcześniejsze wykrycie zamachowca są żadne, chyba że sam się zdekonspiruje. Jeżeli zamach jest rozciągnięty w czasie, jest to np. atak na hotel, to trwa on pewien okres. W tym momencie możemy starać się podjąć jakieś przeciwdziałania, lecz tylko na zasadzie biernej, bo nasze możliwości są minimalne.
Co można wówczas zrobić?
Wszystko zależy od taktyki zamachu, którego jesteśmy ofiarą. Jeśli mówimy np. o użyciu samochodu wjeżdżającego w ludzi, to przede wszystkim należy się rozproszyć. Terrorysta wie, że ma mało czasu i stara się zabić jak najszybciej i jak najwięcej osób. Będzie starał się uderzyć w tych, którzy są w grupie. Możemy starać się także wykorzystać naturalne przeszkody, schować się za drzewo, budynek, wbiec na schody. Nie powinniśmy też udzielać pomocy rannym.
Nie mamy na to czasu i warunków, a sami „będąc na widoku”, możemy stać się łatwym celem. Poczekajmy, aż zamach się skończy. Kolejna rzecz: nie wolno starać się pomagać funkcjonariuszom w akcji. Oni „wchodząc” traktują wszystkich jednakowo - jako zagrożenie. Nikt nie ma na twarzy napisane „jestem terrorystą” ani „jestem ofiarą”. Należy pamiętać, że interweniujący działają w ogromnym stresie, w ciągu ułamka sekundy muszą podjąć decyzję, czy np. nacisnąć na język spustowy.
Terroryzm się zmienił. Co to oznacza?
W latach 60. czy 70. terroryści to była wąska i hermetyczna grupa ludzi, którzy wprawdzie walczyli „o coś”, ale zabijali rzadko. Współczesny terroryzm polega głównie na tym, by śmierć zebrała jak największe żniwo. To staje się najważniejszym celem. Dzisiaj praktycznie nikt nie stawia żądań „przed zamachem”. To wszystko powoduje, że współczesny terroryzm jest, niestety, bardziej krwawy niż kiedyś.
Można założyć, że terroryści są skrajnie przesiąknięci złem? Ważne są tylko cele polityczne, a moralność nie jest istotna?
To zależy od wieku człowieka, bo przekłada się na tzw. mądrość, wynikającą z doświadczenia życiowego. Przeciętny zamachowiec ma mniej niż 30 lat. A młody umysł jest najlepiej zmanipulować, bo człowiek jest wtedy bezkrytyczny, najczęściej ocenia otoczenie za pomocą skrajnych opinii i wszystko przyjmuje za pewnik. Przecież to nie ci starsi wysadzają się w powietrze, oni kierują i czerpią korzyści. To oni stanowią największe zagrożenie, to oni są naprawdę źli.
Można się nauczyć postępowania, które zwiększy nasze szanse podczas ataku terrorystów?
Algorytmu nie ma, ale są rzeczy, na które warto zwracać uwagę. Przede wszystkim trzeba być dobrym obserwatorem. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jestem w teatrze, wchodzę do toalety i widzę walizkę, paczkę. Przecież nie jest to naturalna rzecz w takim miejscu. Zwracajmy uwagę na, często wydawałoby się, drobiazgi, które są w pewnym sensie nielogiczne i niespójne. Wówczas trzeba zadzwonić na policję i powiedzieć, że coś takiego nas zaniepokoiło. Lepiej, żeby odpowiednie służby to sprawdziły, niech sto takich alarmów będzie fałszywych, ale dzięki temu ta sto pierwsza walizka może nie wybuchnąć, nie zabić. Musimy tylko się pozbyć jednej z naszych narodowych przywar - przekonania, że powiadamianie władz w jakichkolwiek kwestiach jest nieetyczne, a powszechnie mówiąc to donoszenie.