Mieszkam i działam tu prawie pięćdziesiąt lat!
rozmowa z dr Wiesławem Chudzikiem
Dostał pan Nagrodę Miasta Łodzi. Jak traktuje pan to wyróżnienie?
To dla mnie zaszczyt! Na uroczystość przyszli działacze Budowlanych Łódź ze sztandarem. Prawie popłynęły mi łzy. Przeżyłem to bardzo! Nagrodę pieniężną przekazałem na rzecz Budowlanych.
Od ilu jest pan związany z Łodzią?
Mieszkam i działam tu prawie pięćdziesiąt lat!
A Budowlani Łódź to pana ukochane dziecko?
Tak, od 1977 roku. Wtedy po raz pierwszy zabezpieczałem mecz od strony medycznej, o ile się nie mylę, grali hokeiści na trawie. Potem współpracowałem z zapaśnikami, rugbistami. Przez całe życie oprócz pracy zawodowej, rodziny przewijał się klub Budowlani.
Dlaczego ten klub?
Pracowali tam mili ludzie, tworzyliśmy sympatyczny kolektyw. Zawiązaliśmy wiele przyjaźni. Przykładem są moje kontakty z trenerem Ryszardem Wiejskim.
Do Budowlanych trafił pan przypadkiem?
Byłem jeszcze studentem i miałem zajęcia na ortopedii. Dr Kuszyński, który współpracował z Budowlanymi zaproponował mi, bym zabezpieczył mecz. Zgodziłem się, bo ze sportem byłem związany wiele lat. I tak się zaczęło. Wiele jeździłem jako lekarz z zapaśnikami. Potem Jan Krzeczkowski przestał być prezesem i wybrano mnie na to stanowisko. Do końca ubiegłego roku byłem prezesem Budowlanych. Teraz klubem rządzą młodzi.
Dumą Budowlanych są teraz siatkarki.
Historia toczy się kołem. Gdy zaczynałem działalność w Budowlanych to w klubie była sekcja siatkarska. Tu zaczynała karierę Małgorzata Niemczyk. Potem tej sekcji nie było. Kiedyś jeden z działaczy stwierdził, że latem mamy rugbistów, a zimą nic. Tak reaktywowaliśmy siatkarską sekcję kobiet. Mocna siatkówka mężczyzn była w Bełcha-towie. Nawiązując do łódzkich tradycji stworzyliśmy drużynę siatkarek, która dotarła do ekstraklasy i jest jedną z najlepszych drużyn w kraju.
Złoto było blisko.
Nie udało się, choć było bardzo blisko. Trudno, wszystko jeszcze przed nami