Prezydent Duda nie wykorzystał szansy, by jako głowa państwa wreszcie odwiedzić Toruń. Tak po prostu. Czyli nie jako kandydat na prezydenta albo prezydent wpadający w gości tylko do wiadomego zakonnika.
A szansa była tydzień temu, gdy z okazji setnej rocznicy powrotu Pomorza do wolnej Polski w Toruniu obradowały razem sejmiki województwa naszego i pomorskiego. Z punktu umiłowanej przez obóz prezydenta polityki historycznej okazja była jak się patrzy. Tyle że oba sejmiki od lat są bastionami Platformy. Samego Torunia także nie udało się PiS dotąd politycznie zdobyć. Więc jutro na obchodach powrotu miasta do Polski prezydenta też ma nie być.
Tydzień temu prezydent Duda delegował do Torunia ministra Derę ze swej kancelarii. To ten, który w jego imieniu występuje też w telewizjach. Minister Dera poprzednio był w Toruniu bodaj 7-8 lat temu. Wpadli tu z obecną europoseł Kempą jako politycy Solidarnej Polski. Niewiele wcześniej odłączyli się od PiS, a przewodził im obecny minister Ziobro. Nawet próbowali z prezesem Kaczyńskim wojować. Aż rzecznik PiS publicznie wygarnął, że minister Ziobro „miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem”. I niedługo potem towarzystwo ogony podwinęło, z prezesem się pogodziło, i w ministerstwie czy telewizji albo kancelarii robotę dostało.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień