Michał Szpak. Kolorowy ptak polskiej sceny muzycznej wreszcie triumfuje
Chociaż wychował się na prowincji w Jaśle, nie narzeka na brak tolerancji ze strony otoczenia. Mama zawsze wspierała go, mówiąc, żeby był sobą. Zmarła kilka miesięcy przed występem syna na festiwalu Eurowizji. I to jej zadedykował swą piosenkę. Dziś przyznaje, że marzy mu się żona i dziecko, ale na razie nie ma na to czasu, bo koncentruje się na karierze
Kiedy oficjalnie poinformowano, że jednym z trenerów w „The Voice Of Poland” będzie Michał Szpak, niektórzy powątpiewali w sensowność tego wyboru. Tymczasem okazało się, że zwycięzcą programu okazała się właśnie jego podopieczna - Marta Gałuszewska. To tylko potwierdziło, że jej trener jest jedną z najbardziej wpływowych osobowości w polskim show-biznesie.
- Traktuję to jako kolejne doświadczenie, kolejny duży wkład we własny rozwój osobisty. Mam teraz znacznie większą świadomość tego, jak przekazywać swoją wiedzę ludziom, którzy z tej wiedzy mogą skorzystać albo po prostu potrzebują pomocy czy wsparcia. Wydaje mi się, że moi podopieczni w „The Voice Of Poland” niekoniecznie spodziewali się, że będę w stanie im coś takiego przekazać, tymczasem wszyscy, już po odejściu z programu, bardzo mi dziękowali i cieszyli się, że byli właśnie w mojej grupie - mówi teraz Michał w Onecie.
Finał show był okazją do premiery nowego singla zwycięskiego trenera. „Don’t Poison Your Heart” to zapowiedź trzeciego albumu piosenkarza, który podobnie jak poprzedni ma być nasycony echami brzmień z lat 80. i 90., ale też bardziej nowoczesny. Premiera - w kwietniu przyszłego roku.
Domowe śpiewanie
Michał zaśpiewał pierwszy raz publicznie w domu kultury w rodzinnym Jaśle, kiedy miał dziewięć lat. To był konkurs na pastorałki - i oczywiście okazał się jego zwycięzcą. Bo już wtedy wiedział, że muzyka jest jego przeznaczeniem. Rok wcześniej rodzice zapisali go na lekcje śpiewu. Oboje bardzo lubili muzykę - tata śpiewał niegdyś w chórze, a mama lubiła grać na gitarze. Często urządzali domowe śpiewanie, ponieważ obok Michała wychowywali jeszcze jego brata i dwie siostry.
- Dzieciństwo miałem bardzo samodzielne, odkrywcze, kolorowe. Mnóstwo czasu spędzałem na podwórku z rówieśnikami. Zawsze odstawałem od schematu. Komuś podobał się cudowny kryształ od Swarovskiego. A ja bardziej zwracałem uwagę na zwykłą muszelkę. Bo naturalna - śmieje się w „Vivie”.
Kiedy był w piątej klasie, mama wyjechała do Włoch. Potem dołączyła tam do niej starsza siostra, która postanowiła kształcić się na śpiewaczkę operową. Michał został po opieką taty, pracującego w fabryce styropianu. Chłopak musiał się więc szybciej usamodzielnić: sprzątał w domu i opiekował się młodszą siostrą. Nie stłamsiło to jednak jego kolorowej osobowości, która rozkwitła, kiedy dołączył do lokalnej grupy Whiplash.
- Kiedy byłem nastolatkiem, miałem zespół hardrockowy. Jeździliśmy w trasy rozwalającym się passatem z dopiętą przyczepą. Graliśmy w różnych miastach, najczęściej za darmo albo za kawałek pizzy. Dokładaliśmy do tego własne pieniądze. Jeśli nie przebierałem się pod stołami bilardowymi, robiłem to w jakichś obleśnych kanciapach - wspomina w „Vivie”.
Czytaj więcej:
- Czy wygrana w „X-Factorze” okazała się początkiem kariery młodego piosenkarza?
- komu Michał zadadykował swój występ w Szwecji?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień