„Kiedy kończyłem studia, nie orientowałem się w tematyce wysokogórskiej, a pięć lat później zostałem rzecznikiem Narodowej Zimowej Wyprawy na K2” - żartuje pan, mówiąc o swojej karierze...
„Kiedy kończyłem studia, nie orientowałem się w tematyce wysokogórskiej, a pięć lat później zostałem rzecznikiem Narodowej Zimowej Wyprawy na K2” - żartuje pan, mówiąc o swojej karierze...
Tak było. W ciągu tych kilku lat moje zainteresowania zmieniły się radykalnie. Pasja do gór narodziła się tuż po studiach. Pierwszym ważnym wyzwaniem, jakie podjąłem, było zdobycie Mont Blanc (4808 m n.p.m), ale nie od razu się udało. Szczyt wpuścił mnie dopiero za trzecim razem, w 2016 r. Wcześniej wspinaczkę uniemożliwiała pogoda. Udało nam się wspiąć na Gran Paradiso (4061 m n.p.m), traktowany przez alpinistów jako sposób na aklimatyzację przed atakiem szczytowym na Mont Blanc. To była cenna lekcja pokory, jakich w górach trzeba odrobić sporo. Początki wiązały się też z bolesnymi kontuzjami: wybity bark nastawiano mi w zakopiańskim szpitalu, a złamane kolano między pierwszą a drugą próbą wykluczyło mnie z przygotowań wspinaczkowych na dobre kilka miesięcy. Wtedy przekonałem się, jaką motywację do pokonywania swoich słabości dają góry: na siłownię chodziłem o kulach, żeby potrenować górne partie ciała. Po zdjęciu gipsu podjąłem długą rehabilitację, a po 10 miesiącach od złamania znów byłem w drodze na Mont Blanc. Szybko przekonałem się też, że górskie niepowodzenia to wspaniała nauka. Myślałem później o zdobyciu Denali (6192 m n.p.m), najwyższego szczytu Ameryki Północnej. Jednak szybko zrozumiałem, że nie jestem jeszcze gotowy na tę górę. Zmieniłem cel: Elbrus (5642 m n.p.m), najwyższy szczyt Kaukazu. Nabrałem przekonania, że aby zdobyć Koronę Ziemi, trzeba chodzić po wielu górach, żeby sprawdzić się w różnych warunkach. Na warsztat wziąłem Pik Lenina (7134 m n.p.m), To wytrzymałościowa góra, w drodze na szczyt trzeba przejść kilka długich, męczących odcinków. Podczas ataku szczytowego miałem przeczucie, że coś może być ze mną nie tak. Zacząłem się gorzej czuć. Choć byłem już bliski celu, podjąłem decyzję: zawracam. W namiocie w obozie trzecim oślepłem na kilka godzin. Gdybym nie zawrócił, pewnie byśmy dziś nie rozmawiali... W połowie lutego 2018 r. wróciłem z wyprawy do Ameryki Południowej, gdzie zdobyłem szczyt Aconcagua (6962 m n.p.m), a za miesiąc znów przymierzę się do zdobycia Denali. Wierzę, że się uda, bo jestem mądrzejszy o doświadczenie na Piku Lenina, wiem już jakich błędów nie robić.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień