Michał Chodara: Na stojąco meczu nie wygrasz
- Nie gadaliśmy, czy wygramy czy nie, mieliśmy wyjść zostawić serce, pokazać charakter ile go, kto ma – mówi Michał Chodara, szczypiornista Stali Mielec, która kilka dni temu sprawiła jedną z największych niespodzianek w lidze pokonując na wyjeździe MMTS Kwidzyn 26:25.
„Czeczeński” charakter znów odezwał się w Stali Mielec? Wasza wygrana w Kwidzynie z MMTS-em to jedna z największych niespodzianek w tym sezonie...
Raz na rok można to pokazać. A mecz? Fajny, mało kto się spodziewał, my zresztą sami też. Gdybyśmy tak zagrali w Lubinie to z tej całej wyprawy wrócilibyśmy z pięcioma, a nie z dwoma punktami. Może poczuliśmy się zbyt dobrze po dwóch wygranych i musieliśmy dostać karę. Mecz w Kwidzynie pokazał jednak, że potrafimy grać i to z dobrymi ekipami, stawiać im czoła.
Nikt wam jednak szans nie dawał. A wy sami?
Nie gadaliśmy, czy wygramy czy nie, mieliśmy wyjść zostawić serce, pokazać charakter ile go, kto ma. Mieliśmy grać to co zostało ustalone i w obronie i ataku, nie robić głupot. Widać było zaangażowanie i walkę u wszystkich, do nikogo nie można mieć zastrzeżeń. Każdy chciał walczył i jeden drugiemu pomagał. Tak na prawdę to chyba nikt z nas nie myślał, że możemy wygrać. Może oni też za bardzo nas zlekceważyli, ale to jest sport. Jak chcesz i walczysz to dostaniesz nagrodę. Sprawiliśmy niespodziankę tym bardziej, że wypał nam Wiktor Kawka.
Nie tylko on. Nie ma Marcina Basiaka, Pawła Wilka, a Łukasz Janyst grał z kontuzją. Ciebie zresztą też zabrakło w wyjściowym składzie. Dlaczego twoje miejsce na skrzydle zajął Rafał Krupa, przecież to jest rozgrywający?
Krzysiek Lipka zdecydował, żebym teraz więcej grał na rozegraniu. Chciałbym jednak kiedyś wrócić na swoją pozycję. Inna rzecz, że chorowałem. Przed meczem nie spałem do piątej rano, bo męczył mnie kaszel. Fatalnie się czułem.
Wszedłeś jednak na boisko i można powiedzieć zrobiłeś swoje. Ten rzut w ostatnich sekundach, to było zaplanowane?
Raczej spontaniczne. Zobaczyłem, że oni grają bez bramkarza. Krzysiek szybko rzucił do mnie piłkę. Nawet się dziwiłem, że nikt tam nie zbiega do ławki zmienić bramkarza. Bramka była pusta trzeba było to wykorzystać.
W internecie po tym meczu pisano, że to była „jedna Wenta” jak na mistrzostwach świata z Norwegią, a Michał Chodara, to taki drugi Artur Siódmiak...
Bez przesady. Trzeba się cieszyć, że to wpadło, bo oni szybko wracali i niewiele brakło i to by nie wpadło. Oni poszliby z kontrą i jeszcze byśmy przegrali. Do remisu też było blisko, bo przecież na koniec był słupek. Ale remis też nie byłby taki zły. Dopisało nam szczęście.
Wypadł wam ze składu Wiktor Kawka, który ostatnio stawał się jednym z liderów zespołu. Patrząc jednak na wyczyny Michała Wypycha w Kwidzynie, to chyba szybko znalazł się następca...
Fajnie, że „Dżony” się odblokował. Trzeba pracować z nim i mam nadzieję, że będzie się rozwijał i nam pomagał. Wiktor ma sezon z głowy i dużo będzie od Michała zależało, od jego dyspozycji, nastawienia psychicznego. Jakby nie patrzeć to młody chłopak, ma 20 lat dopiero, nie za bardzo ograny, tym bardziej, że wcześniej więcej grał na kole niż na rozegraniu. Jest trochę nieskoordynowany na boisku, ale jak wyjdzie w górę, to ta piłka leci, to jest jego siła i trzeba to wykorzystać.
Zastanawiam się, co mu powiedzieliście, że rzucił osiem bramek w Kwidzynie....
Wiedział, że Wiktor jest wyłączony. Krzysiek Lipka mu mówił „Dżony, ty musisz zacząć grać i rzucać, bo ty nie przyszedłeś tu żeby podawać piłki, masz wyjść w górę i rzucać, jak wpadnie to wpadnie, jak nie, trudno. Wziął to do siebie i rzucał. Przed nim jednak dużo pracy. Tu miał sporo miejsca, ale przyjdą mecze, że będą do niego wychodzić i chłop nie będzie widział, co ma z piłką robić. Trzeba go nauczyć.
Wasza gra z meczu na mecz wygląda coraz lepiej. Skąd się to bierze?
Jeżeli nie dasz w ataku przeciwnikowi piłki, żeby zaniósł kontrę to niech się męczy w ataku pozycyjnym. A w obronie idzie nam coraz lepiej i tych bramek już tyle nie tracimy. Nawet jak Lipka ma słabszy dzień, to w obronie jest zaangażowanie i rywale mają problem, by rzuci nam gola. Nie mamy jakichś nazwisk, ale gramy tym, co mamy i staramy się z tego wyciągać jak najwięcej się da. Ważne, żeby każdy wiedział, co ma robić na boisku, a nie wymyślać sobie jakieś akcje, o których reszta zespołu nie wie. Potem to się kończy tak jak w Lubinie. Przegraliśmy, bo może poczuliśmy się zbyt mocni po dwóch wygranych. Kara musiała być.
Zwą was „Czeczeńcami”. Nazwał was tak Ryszard Skutnik, ale ani jego, ani większości ówczesnych graczy w Stali już nie ma...
Filozofia jednak zostaje. Każdy musi wiedzieć, że po coś jest w Mielcu i trzeba się poświęcić. Musisz wiedzieć, że na stojąco meczu nie wygrasz. Przykład? Kwidzyn. Urwali punkty z Wiśle Płock i Kielcom. Stali się mieli bać? Liczyli, że pójdzie jak po liściach, a nie poszło.
Teraz runda rewanżowa. Wydaje się, że będzie trudniej, bo są kontuzje. Z drugiej strony rozpoczęliście od wygranej z Kwidzynie...
Największy problem jest z Wiktorem, chłopak sezon ma z głowy. Paweł Wilk i Marcin Basiak powinni wkrótce wrócić. A jak będzie? Zobaczymy. W pierwszej rundzie uciekły nam punkty z Gdańskiem, z Opolem. Były też inne charaktery i podejścia, których do dziś nie rozumiem. Teraz jest inaczej.
Przed przerwą w rozgrywkach macie jeszcze mecze z Chrobrym i Wisłą. Idziemy za ciosem?
Fajnie by było. Do Głogowa pojedziemy tak jak pojechaliśmy do Kwidzyna, dać z siebie wszystko. Jeśli będą lepsi, ok. Ale nie możemy oddawać meczów głupotami. Tym bardziej, że jest nas tylu ilu jest.