Miasto rezygnuje z szaletów
Trzy szalety miejskie zostały zamknięte, pracownice otrzymały wypowiedzenia. To ma przynieść około 250 tysięcy złotych rocznie oszczędności w kasie spółki PGK.
Wybudowane i otwarte z pompą za poprzedniej władzy trzy miejskie szalety (przy ulicach Małcużyńskiego, Piekiełko i Kowalskiej) zostały teraz zamknięte, choć na budowę każdego z nich miasto wydało po 250 tys. zł. Pracownice dostały wypowiedzenia.
Część przejdzie na emerytury, część ma dostać pracę na wysypisku miejskim. Formalnie zatrudniała je miejska spółka - Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Utrzymanie tych trzech szaletów kosztowało rocznie do 300 tysięcy złotych. Tyle w 2015 roku, a w ubiegłym spadło do 250 tys. zł. Zdaniem władz miasta, to i tak za dużo, a liczba klientów była mała.
- W centrum jest sporo lokali, widać, że turyści nie mają problemu z załatwianiem potrzeb w centrum miasta - ocenia wiceprezydent Marek Biernacki, pytany o to na konferencji. Władze mówią, że np. z toalety w parku przy ul. Małcużyńskiego korzystało tylko ok. 400 osób rocznie.
Tymczasem nie była ona otwarta przez okrągły rok, a tylko w okresie letnim. Nadal pozostaje czynny największy z miejskich szaletów, ten przy ratuszu na ulicy Deotymy. Zbudowany, by głównie służyć niemieckim wycieczkom, które podjeżdżają
na plac Zwycięstwa autobusami, nadal będzie pełnił swoją funkcję. Co nie znaczy, że obecne władze nie mają wobec niego swoich planów. Już kilka miesięcy temu proponowały bowiem radnym początek prac nad nowym planem zagospodarowania przestrzennego wokół Placu Zwycięstwa. Wprost podczas komisji mówiąc radnym, że w miejscu szaletu widzą... restaurację lub inne lokale gastronomiczne.
Na głosy, że latem będzie problem z brakiem miejskich toalet, władze odpowiadają, że w zamian w miejskich parkach staną toalety toi toi.