Krzywdy z dzieciństwa pamięta się zwykle całe życie i czasem po latach eksplodują z całą mocą. I tak właśnie było w przypadku mieszkańca Oświęcimia, Przemysława B. ps. Bolo.
34-latek był karany kilka razy. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca w świecie. Z zawodu murarz, ale to chyba nie było jego ulubione zajęcie. Miał żonę i 6-letnie dziecko. Rodzina była prawdopodobnie tym, z czego najbardziej czuł się zadowolony w dotychczasowym życiu. Powoli jednak pogrążał się w alkoholowym nałogu, wszyscy widzieli, że stacza się po równi pochyłej.
„Meta” na ul. Budowlanych
Przemek często bywał gościem w melinie na ulicy Budowlanych, kompania była zawsze wesoła i gotowa zafundować wyskokowe trunki. Kto miał kasę, ten stawiał kielicha. Gospodarz Artur S. rzadko bywał u siebie, miał liberalne podejście do spraw własności i kto chciał, to mógł u niego nocować do woli.
Bywał tam choćby Zygmunt W. ps. Zyga, Zbigniew B. ps. Baran, Władysław B. i Józef K. ps. Diobeł. Ten ostatni był wujkiem Przemka, który także dorobił się pseudonimu - „Bolo”. Może dlatego, że tak nazywał się jeden z bohaterów słynnego przed laty filmu „Wejście smoka” z aktorem i mistrzem sztuk walki Bruce’em Lee.
Przemek wcale nie ustępował warunkami fizycznymi filmowemu gwiazdorowi z tego filmu. Sam ważył ponad 100 kg i miał 185 cm wzrostu. Na osiedlu wszyscy czuli przed nim respekt.
Kolejna impreza odbyła się 1 lutego 2019 roku, ale jak to po małej wódeczce bywa, dwóch biesiadników nieco poniosły nerwy.
O co poszło? A któż to może wiedzieć... W każdym razie tak się stało, że Władysław B. strzelił w pysk Józefa K. Nie minęło kilka minut, wszyscy widzieli, że „Diobeł” ma pod okiem śliwę, która powoli przybierała tęczowych barw. Sytuacja jednak szybko wróciła do normy i panowie się uspokoili, gdy na stole pojawiła się kolejna butelka z mocniejszym trunkiem. Zapanowała zgoda narodowa i impreza trwała dalej. Jedni goście wychodzili, inni się zjawiali, było gwarno niczym w ulu.
Mimo późnej pory nikt się nie przejmował sąsiadami, którzy do zakłócania ciszy nocnej już się przyzwyczaili i nie wzywali policji.
Następny incydent, już poważniejszy w skutkach, rozegrał się dwa dni później pod tym samym adresem.
Incydent w mieszkaniu
„Bolo” i „Zyga” pili tam od godziny 16, byli też widziani, jak szli ze sklepu z piwem do auta i w nim we dwóch sączyli browara. Późnym popołudniem wrócili do mieszkania przy Budowlanych. Było tłoczno. Tutaj dołączył też do imprezy Józef K. ps. Diobeł. W pewnej chwili rozgorzała sprzeczka między Przemysławem B. i wujkiem. „Bolo” z całą furią fizycznie go zaatakował. Wypowiedział przy tym słowa, które jasno wskazywały na motyw napaści.
- Masz za to, że chciałeś mnie zgwałcić, gdy byłem mały - krzyczał.
Bił Józefa K. pięściami, uderzył taboretem, a gdy ten się rozpadł na części, zadawał ciosy nogą od taboretu. Leżącego kopał nogami, na których miał ciężkie buty, tzw. trapery. Jeden z uczestników imprezy próbował odciągać napastnika, ale usłyszał, że się ma nie wtrącać.
Gwałtowna napaść trwała może ze dwie minuty, ale to wystarczyło, by „Diobeł” został dosłownie zmasakrowany. Z głowy lała mu się krew, cicho jęczał z bólu i widać było, że cierpi. Jakby tego było mało, Przemek zrzucił na niego wielki i ciężki mebel, prawie dwumetrowej wysokości szafkę. Pokręcił się jeszcze z 10 minut po mieszkaniu i wyszedł na zewnątrz z kolegą.
Nie był już świadkiem tego, w jaki sposób uczestnicy libacji starali się pomóc ciężko rannemu kumplowi. A raczej nie pomóc, bo nawet nie kiwnęli palcem, by go uratować. Na przygniecionego szafką obojętnie patrzył choćby Władysław B., ten sam, który dzień wcześniej podbił mu oko w trakcie pijackiej awantury.
Wieczorem do mieszkania przyszedł Zbigniew B. ps. Baran, zastał nietrzeźwych kolegów i pobitego Józefa K. Dopiero on podniósł ciężki mebel i usiłował ratować 51-latka.
Oskarżony Przemysław B. ps. Bolo zaprzeczał, że miał zamiar zabójstwa swojego wujka, ale potwierdzał, że był przez niego molestowany w dzieciństwie
Pobity „Diobeł” zmarł
Chciał go przenieść na wersalkę, ale Józef K. krzyknął: Nie ruszaj, bo wszystko mnie boli. „Baran” obudził Władysława B., a ten mu powiedział, że sam wcześniej chciał ułożyć na wersalce Józefa K., ale ten mu zabronił. Od tych prób miał zakrwawione ubranie, to mogło wskazywać, że był sprawcą pobicia, ale „Diobeł” powiedział „Baranowi”, że pobił go siostrzeniec. Wezwano na pomoc karetkę, ale wcześniej pojawili się policjanci.
- Funkcjonariusze zatrzymali czworo mieszkańców Oświęcimia, uczestników zakrapianej imprezy: trzech mężczyzn w wieku 33, 45 i 60 lat oraz 59-letnią kobietę. Pobity mężczyzna miał poważne obrażenia głowy i pomimo przeprowadzonej reanimacji jego życia nie udało się uratować - informowała na gorąco Małgorzata Jurecka, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Oświęcimiu.
Zgon Józefa K. nastąpił o godzinie 21.18. Przemysław B. został ujęty rano następnego dnia, był nietrzeźwy. Podczas przesłuchania podał, że gdy naszły go wspomnienia z dzieciństwa dotyczące molestowania przez wujka, wpadł w szał i zaatakował go. O skali agresji mogło świadczyć, że 51-letni Józef K. miał połamane żebra i kość przedramienia, doznał stłuczenia płuc i mózgu. Krwotok wewnętrzny był zbyt duży, by uratować mu życie.
Prokurator: Chciał zabić
Na ubraniu i butach Przemysława B. znaleziono ślady krwi pobitego. Zdaniem prokuratury, z zaskoczenia, bez powodu zaatakował wujka, wykorzystując znaczną przewagę fizyczną i zadał mu ciosy w newralgiczne miejsca na ciele, nie udzielił rannemu pomocy, co świadczyło o zamiarze i chęci zabójstwa. „Bolo” nie przyznawał się do winy. Wbrew sugestiom jednego ze świadków, to nie Józef K. był agresywny w tamtej chwili i nie sprowokował siostrzeńca, a katowany nawet się aktywnie nie bronił, tylko zasłaniał rękami głowę.
Może gdzieś w głębi duszy czuł się po części winny za krzywdy, jakie przed laty wyrządził 13-letniemu wówczas Przemkowi? Tego się już nie dowiemy.
Wyrok skazujący
Oskarżony przyznał się tylko do pobicia wujka i przekonywał, że nie miał zamiaru zabójstwa. Zdaniem krakowskiego sądu było jednak inaczej. Pozostawiając bez pomocy ciężko rannego Józefa K. siostrzeniec godził się na jego śmierć. To świadczyło o zamiarze ewentualnym zbrodni zabójstwa. I za to Sąd Okręgowy w Krakowie wymierzył mu 13 lat więzienia. Nakazał też podjęcie terapii uzależnień od alkoholu.
Zdaniem sądu sprawca kierował się motywem zemsty za molestowanie w dzieciństwie. W pewnym momencie oskarżony i jego rodzina próbowali twierdzić, że Przemysław B. nie miał żalu do wujka za dawne sprawy, co więcej czuł z nim więź, wspierał go finansowo i materialnie, ale sąd nie uwierzył w te deklaracje. Faktycznie, póki żyła, wspierała „Diobła” tylko jego siostra, a matka oskarżonego Przemysława B. On odwiedzał wujka na melinie, ale by się z nim napić wódki, nic więcej.
Wypowiedział przy tym słowa, które jasno wskazywały na motyw napaści: Masz za to, że chciałeś mnie zgwałcić, gdy byłem mały
Za okoliczność obciążającą uznano wcześniejszą karalność Przemysława B., działanie pod wpływem alkoholu i z niskich pobudek. Rozmiar i charakter pobicia wskazują na brutalność i bestialstwo sprawcy - stwierdził sąd w uzasadnieniu wyroku. Za łagodzące uznał fakt, że oskarżony wyraził żal za to, co zrobił. W złożonej apelacji obrona mężczyzny wnosiła o złagodzenie kary i zmianę kwalifikacji prawnej na pobicie ze skutkiem śmiertelnym, ale Sąd Apelacyjny w Krakowie wyroku nie zmienił, jest już prawomocny.