Media społecznościowe dozwolone od 16 lat(?) [rozmowa]
Rozmowa z dr. Łukaszem Wojtkowskim, medioznawcą z UMK w Toruniu, o braku nauki korzystania z internetu przez dzieci.
- Czy Parlament Europejski przesadza, chcąc zabronić młodym ludziom (do 16 roku życia) samodzielnego dostępu do mediów społecznościowych?
- Kierunek jest dobry, ale sam akt prawny niczego nie zmieni. To złe podejście, ponieważ zaczynamy od końca. Próbujemy ograniczać dostęp, który i tak już jest, zamiast podejść do problemu w bardziej edukacyjny sposób.
- Czyli?
- Młodzi ludzi od początku edukacji winni być zaznajamiani z przestrzenią cyfrową, w której przecież żyjemy. Powinni być uczeni tego, jak być aktywnym twórcą mediów internetowych. One towarzyszą im od samego początku i zaczynają z nich korzystać w coraz młodszym wieku. Niestety, nie ma w Polsce masowych programów edukacyjnych, które uczyłyby dzieci, jak z głową i rozsądnie korzystać z mediów społecznościowych, internetu. Jak być aktywnym użytkownikiem? Przecież każdy z nas uczył się pisać i czytać. A dlaczego nikt nie uczy nas, jak się posługiwać językiem internetu?
- Przecież co chwilę płyną ostrzeżenia, ażeby dzieci nie spędzały za dużo czasu przed komputerem oraz nie podawały swoich danych obcym.
- Tylko to jest przestrzeganie przed czymś, kiedy dzieci, a także my już jesteśmy w internecie. Nikt nie uczy, jak pisać posty, co też się wydaje wszystkim oczywiste. Nikt, niestety, nie uczy, jak kreować internet. Jak np. uczyć kodowania. Język kodu komputerowego buduje tę przestrzeń. Takie programy powinny być wprowadzane w szkole podstawowej, jeśli nie w przedszkolu. Łatwo jest powiedzieć, że w internecie jest niebezpiecznie, ale to takie samo miejsce jak każde inne. W przestrzeń niewirtualną jesteśmy wprowadzani zupełnie inaczej. Od małego uczy się dzieci, jak bezpiecznie przechodzić przez ulicę. A nie mówi im się, jak mają się zachowywać w sieci. Wprowadzanie elementów informatyki w podstawówce jest spóźnione. Przecież już cztero-, pięciolatki bawią się telefonami czy tabletami.
- Czasami aż za sprawnie, ale rodziców raczej cieszy to, że mają bystre dziecko.
- I przez tę bardzo sprawną zabawę są narażone na różne niebezpieczeństwa. Rodzice nie uczą dzieci, jak z głową się poruszać w przestrzeni internetowej. Gdzie nie wchodzić, a z czego korzystać. Gdzie są materiały edukacyjne, a czego unikać. Rodzice nie zakładają filtrów na strony, żeby je blokować. Nie dziwię się, że szkoła i rodzice tego nie uczą, bo spójrzmy na to pokoleniowo. Rodzice tych dzieci mają dziś około 40 lat. Wychowali się w młodości bez sieci, która się pojawiła, kiedy mieli 18-19 lat. Była nowością. Nie wiedzieliśmy, jak się po niej poruszać, uczyliśmy się na własnych błędach. Skąd nauczyciele mają czerpać wiedzą na temat bezpiecznego poruszania się po internecie, kiedy nikt nie uczył ich tego na studiach? Rozdanie uczniom tabletów i zawieszenie w klasie multimedialnej tablicy niczego nie rozwiąże, bo nie uczymy dzieci, jak swobodnie i bezpiecznie korzystać z tych technologii.
- Rodzice są zachwyceni, kiedy dziecko jest w sieci. Mają święty spokój.
- Oczywiście, wystarczy dać tablet i mieć dziecko z głowy na kilka godzin. Dopóki nie zmienimy takiego podejścia, dopóty sytuacje patologiczne będą mieć miejsce. Rodzice powinni wiedzieć, jaką aktywność internetową prowadzą ich dzieci, szczególnie młodsze. Przecież mogą konsumować bardzo szkodliwe dla nich treści. Niektóre próbują kopiować najróżniejsze zachowania. Tak jak rodzice powinni interesować się aktywnością dzieci w szkole czy na podwórku, tak samo powinni interesować się tym, co dziecko robi w internecie. Nie jest problemem założenie kilku filtrów, które uniemożliwią małemu dziecku wejście na treści niedozwolone.